"Jak ktoś się uprze, to się zabije"
- Jeśli ktoś się uprze, jeśli ktoś jest wyjątkowo zdeterminowany, by odebrać sobie życie, to zawsze znajdzie na to sposób - powiedział w wywiadzie dla "Gazety Wyborczej" dr. Paweł Moczydłowski, socjolog, były szef Służby Więziennej. Zaznaczył też, że nie wyobraża sobie sytuacji, by strażnik czy ktokolwiek inny wszedł do celi i "pomógł" więźniowi w samobójstwie.
Gazeta Wyborcza: Znów więzień powiesił się w celi. Jak to możliwe?
Paweł Moczydłowski: Jeśli ktoś się uprze, jeśli ktoś jest wyjątkowo zdeterminowany, by odebrać sobie życie, to zawsze znajdzie na to sposób. Znam przypadek osadzonego, który popełnił samobójstwo w dziesięcioosobowej celi, na oczach współwięźniów. Skoczył z piętrowego łóżka "na główkę" na betonową posadzkę. Albo inny przypadek: zatwardziałego bandyty, grypsującego, który na spacerniaku poderżnął sobie gardło przemyconym wcześniej nożykiem. Zrobił to z taką determinacją, że niemal całkowicie odciął sobie głowę.
Czyli to nie wina służby więziennej?
- Przyznaję, że nie do końca rozumiem pewien brak troski strażników. W końcu w tej sprawie dwie osoby popełniły już wcześniej samobójstwa. I były to głośne samobójstwa. Więc powinna istnieć obawa, że zrobi to kolejna. To każe np. zastanowić się, czy Robert Pazik rzeczywiście powinien siedzieć w pojedynczej celi. Czy to, że miał kategorię "N", oznaczało, że jest niebezpieczny dla otoczenia? Czy może był niebezpieczny dla samego siebie? Jeżeli miał depresję, powinien być w celi z innymi osobami.
- Wykluczam taką sytuację. Nie potrafię sobie wyobrazić, żeby strażnik czy ktokolwiek inny wszedł do celi i "pomógł" więźniowi w samobójstwie.