PublicystykaJacek Żakowski: Zbigniew Ziobro i trop Bananowego Czubka

Jacek Żakowski: Zbigniew Ziobro i trop Bananowego Czubka

Nie ma na świecie reżimu tak złego, głupiego, przestępczego, zadufanego w sobie, żeby nie był w stanie i żeby nie próbował udowodnić wszystkim dookoła, że to, co robi, jest całkiem normalne i naturalne, stosowane powszechnie lub często. Albo wręcz, że lepiej realizuje powszechnie uznane wartości, niż robią to ci, którzy najwięcej o nich mówią.

Jacek Żakowski: Zbigniew Ziobro i trop Bananowego Czubka
Źródło zdjęć: © East News
Jacek Żakowski

"Jesteśmy gotowi (…) pokazywać, że podobne rozwiązania, które proponujemy, funkcjonują w innych krajach UE" - mówił Zbigniew Ziobro w niemieckiej telewizji, próbując przekonać Niemców, że jego skok na sądy nie jest taki zły, jak twierdzi opozycja czy Komisja Europejska. Jest to mniej więcej tak samo niedorzeczne, jak twierdzenie, że na pustyni można hodować ryby, skoro hoduje się je w oceanie. Dla wyrobionej zachodniej publiczności znaczy to: "Tak, idziemy tropem Łukaszenki, Putina, Erdogana. Lub gorszym".

Dlaczego? Bo tekst, zdarzenie, fakt, zdanie czy słowo same w sobie nie ma żadnego sensu ani znaczenia. Sens i znaczenie wszystkiemu nadaje konkretny kontekst. Ustawom Ziobry także. A kontekst, w którym pomysły Ziobry czytają zachodni obserwatorzy, jest wystarczająco wymowny i całkiem jednoznaczny.

Ćwiczenia z wyobraźni

Spróbujcie sobie wyobrazić brytyjskiego premiera, który na wezwanie szeregowego posła rzuca wszystkie zajęcia i pędzi do partyjnej siedziby, żeby odebrać rozkazy. Wyobraźcie sobie, że amerykański prezydent (nawet Donald Trump) szefem sądu najwyższego, który pełni w USA rolę Trybunału Konstytucyjnego, mianuje sędzię, która nie radziła sobie z orzekaniem w sądzie średniej instancji. Wyobraźcie sobie niemiecki Bundestag, w którym szeregowy poseł wdziera się na mównicę, oświadcza, że on "bez żadnego trybu" i wymyśla opozycji od "mord zdradzieckich", a marszałek prowadzący obrady nie ma nawet odwagi zwrócić mu uwagi. Wyobraźcie sobie francuskiego ministra obrony otoczonego siatką ujawnianych przez media rosyjskich mafijno-agenturalnych powiązań, którymi kompletnie się nie interesuje kontrwywiad, prokuratura, premier ani prezydent… Jeżeli nie umiecie sobie tego wszystkiego wyobrazić, to znaczy, że prawdopodobnie wasza wyobraźnia jest zdrowa i macie mniej więcej sensowne pojęcie o polityce najważniejszych państw Unii oraz NATO. Bo takie rzeczy się w cywilizowanych, demokratycznych i praworządnych krajach nie zdarzają.

Zastanawiacie, jaki to ma związek z częściowo zawetowaną przez Andrzeja Dudę likwidacją niezależnego sądownictwa w Polsce, do której Ziobro próbował przekonać niemieckich telewidzów? Odpowiedź brzmi: zupełnie zasadniczy. Bo nie ma na świecie reżimu tak złego, głupiego, przestępczego, głupiego, zadufanego w sobie, żeby nie był w stanie i żeby nie próbował udowodnić wszystkim dookoła, że to, co robi, jest całkiem normalne i naturalne, stosowane powszechnie lub często. Albo wręcz, że lepiej realizuje powszechnie uznane wartości, niż robią to ci, którzy najwięcej o nich mówią.

Oszukańcza logika władców

Północna Korea testuje atomowe rakiety balistyczne? Co w tym złego, skoro robią to lub robiły USA, Rosja, Francja. Obozy pracy sowieckiego GUŁAG-u? Wszędzie na świecie więźniowie mają prawo do pracy, jeśli się dobrze sprawują, a w GUŁAG-u praca jest prawem każdego, a nie jakimś przywilejem. Więźniowie polityczni? To przecież kryminaliści skazani prawomocnym wyrokiem niezawisłych sądów i rząd nie ma z tym nic wspólnego, bo w żadnym demokratycznym kraju rząd nie ingeruje w decyzje podejmowane przez sądy. Zamknięcie Żydów w getcie? Wszędzie są dzielnice etniczne. Zawieszenie konstytucji? Anglicy jej nie mają i nikt się ich nie czepia. Stan wojenny w Polsce kosztował życie kilkudziesięciu osób? Amerykańska policja zabija tylu ludzi co miesiąc…

Zobacz także: Od "zera" do bohatera. Historia kariery Zbigniewa Ziobry

Łukaszenka, Kim, Erdogan, Orban, Castro, Putin, Assad, Nazarbajew. Nie ma miesiąca, żeby w jakiejś niemieckiej, brytyjskiej, francuskiej telewizji, gazecie, tygodniku jakiś mniejszy czy większy, bliższy lub dalszy dyktator albo populistyczny kandydat do autorytarnej władzy nie próbował wybielać się przy pomocy tej samej oszukańczej logiki, którą zastosował Ziobro. Najzabawniejszy był w tym chyba Łukaszenka, kiedy na zarzut, że bodaj 99-procentowy wynik, jaki uzyskał w wyborach, wskazuje, iż zostały one sfałszowane, oświadczył, że w żadnym demokratycznym kraju prezydent nie decyduje o wyniku wyborów i zapytał, czy dla uspokojenia Zachodu powinien sfałszować wyniki i pogorszyć swój wynik, skoro ludzie tak masowo na niego głosowali, bo doceniają, ile zrobił dla kraju.

Trop "Bananowego czubka"

Nieszczęście Ziobry polega także na tym, że retoryka pozornych podobieństw nie tylko została dawno rozszyfrowana, jako propagandowa klasyka każdego autorytaryzmu i każdej władzy mającej nieczyste intencje wobec demokracji i praworządności, ale też stała się nieustannie powracającym motywem kpiącej z dyktatur kultury masowej. Od „Dyktatora” Charliego Chaplina po „Bananowego czubka” Woody’ego Allena pozorne podobieństwa dyktatur do sprawiedliwych i praworządnych ustrojów są zawsze nieodłączną bronią politycznych czarnych charakterów. Kiedy więc jakiś polityk próbuje się takim sposobem bronić czy usprawiedliwiać, sam się nieuchronnie i w sposób na Zachodzie powszechnie czytelny szufladkuje jako kolejne ogniwo w łańcuchu niechlubnej tradycji.

Fenomen polega na tym, że politycy mający nieczyste sumienie też niby to doskonale wiedzą, ale z jakichś niezrozumiałych powodów nie są w stanie się oprzeć. Podobnie jak Pinokio nie był w stanie sprawić, by nos mu się nie wydłużał, gdy kłamał. I z podobnym skutkiem.

Jacek Żakowski dla WP Opinie

Źródło artykułu:WP Opinie
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)