Jacek Żakowski: Prawdziwy strach prezydenta
Jeżeli prezydent Andrzej Duda nie zawetuje trzech ustaw sądowych, to tylko z jednego powodu. Z braku instynktu samozachowawczego. Bo kto jak kto, ale akurat on naprawdę ma się czego bać. I to nie ze względu na tłumy pod oknami pałacu albo dość oczywiste groźby Grzegorza Schetyny czy Ryszarda Petru. Prawdziwy strach Andrzeja Dudy nazywa się Zbigniew Ziobro.
Opozycja próbuje straszyć Andrzeja Dudę, że jak Ziobro dojdzie do władzy, to go za wszystko osądzi i ukarze. To nie ma wielkiego sensu. W PiS raczej nie widać osób biorących pod uwagę, że oddadzą władzę. A po uchwaleniu ustaw sądowych Ziobry jest ich tam zapewne mniej niż kiedykolwiek. Po co oddawać władzę, jeżeli nie trzeba? A że nie trzeba, to widać. Choćby po przebiegu nocnych obrad komisji Piotrowicza. Jeżeli można w taki sposób zlikwidować niezależne sądy, to takim samym sposobem można uchwalić wszystko, co zapobiegnie oddaniu kiedykolwiek władzy. Taki zapewne jest z grubsza stan wiedzy przeciętnego polityka PiS. Zwłaszcza tych wysokich funkcjonariuszy partyjnych, którzy najczęściej słyszą: „będziesz siedzieć”. Gdyby ci ludzie liczyli się z utratą władzy, gdyby brali pod uwagę, że obecna opozycja będzie za ich życia rządziła, nie podejmowaliby takiego ryzyka i zachowywaliby się zupełnie inaczej.
Maszynka do rządzenia
Ta pewność, że władzy nie wolno nigdy oddać i że ją mają na zawsze, cementuje PiS i robi z niego bezwzględną w swojej sprawności maszynkę do rządzenia, uchwalania prawa, przejmowania kolejnych obszarów życia wedle planu Prezesa, który w szczegółach zna zapewne bardzo niewiele osób. Dlatego ani prezydent, ani premier, ani nikt z partyjnych liderów nie waha się, robiąc to, co robi i nie wyłamuje się z partyjnego szeregu. I z tego właśnie powodu opozycja tych ludzi nie nastraszy, mówiąc o odpowiedzialności za udział w grupie, za sprawstwo kierownicze, ani za zbrodnię stanu. Szkoda słów. Szkoda strzępić języki. I nie ma co liczyć, że w ten sposób można cokolwiek uzyskać.
A jednak Andrzej Duda ma się czego bać. I ludzie z jego najbliższego otoczenia też mają powód do niepokoju. Może nawet ich powód jest poważniejszy niż powód do niepokoju, który mają miliony zwykłych ludzi. A prezydent ma największy powód do obaw wynikających z dwóch ustaw Ziobry, które już leżą na prezydenckim biurku. I z jednej - o Sądzie Najwyższym - która się tam w najbliższych dniach znajdzie. Prezydent nie zaszedłby tam, gdzie jest, gdyby nie był w stanie takich fundamentalnych zagrożeń dostrzegać. Więc i to zagrożenie zapewne dostrzega.
Zakładnik PiS-u
Nie wnikam i może nawet nie jest tu istotne, z czego wynikała dotychczasowa niemal stuprocentowa dyspozycyjność prezydenta Dudy wobec sygnałów płynących z Nowogrodzkiej. To teraz nie ma znaczenia. Kluczowe jest to, że ze względu na swoją systemową pozycję po uchwaleniu pakietu ustaw Ziobry Andrzej Duda jest w sytuacji szczególnej. Bo aby sprawować władzę w Polsce bez końca, PiS musi mieć Dudę pod kontrolą. Bez niego cała układanka mogłaby się rozsypać. Chwilowe wahanie mogłoby doprowadzić do pęknięć w kruchej PiS-owskiej większości i do utraty władzy, czyli do osobistych katastrof całej partyjnej czołówki.
Teraz jeszcze prezydent może w miarę bezpiecznie bryknąć. Gdyby zawetował ustawy sądowe, niewiele by mu groziło, a w praktyce byłby bezkarny. Jeśli jednak te ustawy podpisze, znajdzie się bardziej niż ktokolwiek na bardzo krótkiej smyczy, której koniec będzie trzymał Zbigniew Ziobro. A każdy, kto interesuje się polską polityką, doskonale rozumie, że z Ziobrą nie ma żartów. Przekonali się o tym nie tylko lekarze, ale też np. Andrzej Lepper, który za sprawą intrygi uknutej za poprzednich rządów PiS o mało nie wylądował w więzieniu. I faktycznie nigdy się po tej intrydze nie podniósł. Andrzej Duda może grać lekko nieprzytomnego, ale takie proste prawidłowości z pewnością rozumie, bo wie, że dla władzy PiS jest teraz równie ważny, jak dziesięć lat temu Lepper.
Przyszłość prezydenta
Decyzja, którą Andrzej Duda podejmie w najbliższych tygodniach, zaważy na całej jego przyszłości. I on zapewne zdaje sobie z tego sprawę. Jeśli nie skorzysta z weta, skończą się mrzonki o niezależnej pozycji w polityce. Jedno wahnięcie - nie mówiąc o samowolnym bryknięciu - i cała podległa ministrowi sprawiedliwości machina od służb, przez prokuraturę, po sądy i więziennictwo może z całą swoją bezmyślną brutalnością ruszyć przeciw prezydentowi. Oczywiście na początku nie wprost. Ale na przykład córka lub inna bliska osoba, zawsze może znaleźć się w polu zainteresowania.
Tak to jest w systemach autorytarnych, że im wyżej ktoś siedzi na świeczniku, tym w razie konfliktu z ośrodkiem dysponującym realną władzą w państwie, narażony jest na większe ryzyko. Zwykłym ludziom, którzy dziś głośno protestują pod Sejmem i Pałacem Prezydenckim, autorytarny aparat państwowej przemocy na co dzień niczym specjalnie nie grozi. Natomiast najwyżsi funkcjonariusze żyją w stanie bardzo podwyższonego ryzyka, które może się w każdej chwili spełnić, jeśli wejdą w drogę realnej systemowej władzy. Delikatny przypadek Gomułki, który za Bieruta wylądował w więzieniu, jest dobrym przykładem. Żeby uniknąć podejrzeń, że chcę kogoś straszyć, nie przytoczę dużo bardziej drastycznych przykładów z Rosji, Chin, Niemiec, Ameryki Łacińskiej, Afryki itd. Każdy coś o nich słyszał, czytał lub oglądał. Prezydent musi to brać pod uwagę jeśli przed podpisaniem tych akurat trzech ustaw myśli o sobie, swoich najbliższych i współpracownikach.
Koniec brykania
Oczywiście teraz wszystko wygląda pięknie. Poza Krystyną Pawłowicz nikt z PiS złego słowa na Andrzeja Dudę nie powie. Ale prezydent musi zdawać sobie sprawę, że Pawłowicz wali prosto to, czego jej koledzy z różnych taktycznych względów wolą na razie nie mogą mówić. A już dość ostro wyraziła rozczarowanie prezydenckim brykaniem. Prezydent Duda oczywiście rozumie, że inni czują podobnie. I oczywiście zdaje sobie sprawę, że gdy lejce nowych ustaw trafią w ręce Ziobry, to brykanie się definitywnie skończy.
Prezydent Andrzej Duda oczywiście nie chce, by PiS straciło władzę, a zastosowanie weta w przypadku tych trzech ustaw może wywołać kryzys, który spowoduje pęknięcia śmiertelne dla obecnej władzy. Ale zapewne też nie chce stać się dożywotnią marionetką Ziobry. A Ziobro, jaki jest, każdy widzi - teraz się uśmiecha, ale jakby co, nie będzie się wahał.
Wybór przed jakim stoi tego lata prezydent jest więc dramatyczny. A nawet w sensie greckim - tragiczny. Bo dobrego rozwiązania już nie ma. Ale jedno z nich jest dla Andrzeja Dudy osobiście bardziej ryzykowne. I nie jest to weto.
Jacek Żakowski dla WP Opinie