Jacek Żakowski: czy opozycja jest skazana na wymarcie?
Odpowiedź brzmi: tak! Nie opozycja w ogóle. Ale taka opozycja. Czyli niestety, ta opozycja, którą wszyscy znamy. Przynajmniej jej zdecydowana większość, która nie jest w stanie się zmienić - intelektualnie, personalnie ani instytucjonalnie. Skąd to wiem? Trump mi to powiedział. Osobiście. Tak, tak. Ten Donald Trump. Już to państwu wyjaśniam i opowiadam, jak było.
16.11.2016 | aktual.: 16.11.2016 18:19
Więc, proszę państwa, ze dwa tygodnie temu sączyliśmy z kolegą burbona w Harvard Clubie na nowojorskiej 44 ulicy, gdy nagle zrobił się szum i w drzwiach stanął rudy z dziką grzywką. Też był z kolegą. Jego kolega był kolegą mojego kolegi. Zaczęli się z nami witać i słowo do słowa, zamiast iść na stronę, przysiedli się do nas. Koledzy plotkowali, a Trump, jak tylko się dowiedział, że jestem z Warszawy, od razu mówi tak: "Co wy tam goście do cholery w tej Polsce wyprawiacie? Widziałem w telewizji. Jakieś marsze, protesty, awantury. A taki fajny rząd macie. Pogięło was, czy co? Ja bym tych wszystkich zadymiarzy od razu posadził za kraty razem ze złodziejką Hillary i z Meksykańcami-gwałcicielami". Zacząłem się jąkać, że mamy demokrację, to mi odparował, żebym nie gadał głupot, bo musi być porządek i każdy normalny człowiek tego chce. A nienormalnymi nie warto się przejmować, więc jak tylko ta jego ciężka brygada wyląduje w Polsce, to pomoże rządowi w zrobieniu porządku.
Oponowałem, że wtedy opozycja nie zostawi suchej nitki na rządzie. "To się ją rozwiąże. Ameryka nie raz już Europie pomogła. Polsce szczególnie. Teraz też nie zawiedzie. Rozmawiałem o tym z Władymirem. Zgadzamy się, że taka, chłopie, opozycja skazana jest na wymarcie. I już! Czasy się zmieniły. Lepiej kup sobie bejsbolówkę, albo co tam u was zwykli ludzie noszą". "Może kominiarkę" - podrzucił mój kolega znający polskie realia. "Niech będzie. Każę Melanii, żeby ci kilka kominiarek wysłała. Jest najlepsza w robieniu zakupów. Tę bejsbolówkę z postrzępionym daszkiem też od niej dostałem. Tanio nie było, ale się opłaciło. Ja robię tylko dobre interesy". Uśmiechnął się szeroko, naciągnął bejsbolówkę, wstał, wziął kolegę i poszedł.
Sceną polityczną rządzi walka z odlotem
Nie wierzycie? Naprawdę? No i bardzo słusznie. Ale nietypowo. O wyniku wyborów w Ameryce zdecydowali ludzie, którzy w takie ssane z palca brednie wierzą chętnie i szczerze. To oni zdecydowali też o wyniku referendum w Anglii. I o tym, kto rządzi w Polsce. I na Węgrzech. I w Turcji. I w Rosji. I na Filipinach. W zapleczu obozów nowej władzy wszędzie jest to wciąż mniejszość, ale ważna, bo przeważająca szalę. Kilka lub kilkanaście procent całkiem odlatującej ludności Zachodu decyduje teraz o przyszłości świata, z którego zdecydowana większość jest racjonalnie i słusznie niezadowolona.
Sęk w tym, że żaden z powodów niezadowolenia nie ma prawa zniknąć, bo sceną polityczną rządzi walka z odlotem. Część niezadowolonej większości wchodzi z tym odlotem w koalicję i staje się jego więźniem wspólnie zdobywając władzę. A druga część niezadowolonych bardziej niż rzeczywistości boi się odlotu, wchodzi w koalicję z ogromnie zadowolonymi i staje się ich więźniem. W ten sposób zachodnia polityka zamienia się w teatr bezowocnej walki między odlotem, a samozadowoleniem, gdy zdecydowana większość nie jest ani odleciana, ani zadowolona, tylko słusznie i racjonalnie niezadowolona. Dominujące na całym Zachodzie niezadowolenie nie znajduje jednak żadnego sensownego wyrazu, bo jest uwiązane po obu stronach absurdalnego sporu. I tylko umacnia zatruwanie świata zamiast nieść ożywienie i szansę poprawy - jak ożywczy tlen uwiązany w trującym tlenku węgla, czyli czadzie.
Zaczadzenie sprawia, że bezowocne niezadowolenie prowadzi do rozpaczy, a rozpacz do zataczającego coraz szersze kręgi zaniku krytycyzmu. W taką glebę każda głupota objaśniająca szerzenie się nieszczęść wsiąka, jak woda w wysuszoną gąbkę. Im większa rozpacz, tym lepiej wsiąka w nią brednia. Ten mechanizm jest historycznie znany. Na głód i zarazy społeczeństwa częściej reagowały paląc czarownice i prześladując innych niż np. bardziej dbając o zapasy. Nasz gatunek, niestety, tak ma. Dramat polega na tym, że sporo cwaniaków już ten socjopolityczny fenomen odkryło i coraz skuteczniej robi z niego biznes, którego skala jest bezprecedensowa dzięki tzw. nowym technologiom.
Portal BuzzFeed uprawiający dziennikarstwo w tradycyjnym stylu, czyli oparte na udokumentowanych faktach, opisał w ostatnim tygodniu gorączkę internetowego złota w macedońskim miasteczku Veles. Tamtejsza młodzież odkryła, że dzięki internetowi można zbić fortunę, dostarczając zrozpaczonym Amerykanom smakowite brednie wyraziście objaśniające ich przykre położenie. Przynajmniej 140 tworzonych w Veles stron internetowych udających amerykańskie portale polityczne ma miliony odsłon i setki tysięcy sherów w USA. Łączy je sklejanie powszechnie znanych faktów z wyssanymi z palca kompletnymi bzdurami, które się najlepiej sprzedają. Zdecydowana większość tych stron popiera Donalda Trumpa bezkrytycznie (BuzzFeed podaje przykłady - np. zobacz tutaj i tutaj)
, bo jego zwolennicy entuzjastycznie przyjmują takie treści i chętniej niż inni Amerykanie przekazują je innym, zwiększając w ten sposób dochody autorów, których źródłem są google i facebook płacące za generowanie ruchu w internecie.
Reporter BuzzFeed dotarł do autorów tych stron. Wynik amerykańskich wyborów kompletnie ich nie interesował. Ich strony popierają prawicę i Trumpa, bo kiedy na początku próbowali robić interes na podobnych stronach popierających lewicowego Barniego Sandersa, ruch był dużo mniejszy. Okazało się, że lewicowym wyborcom trudniej jest wciskać kit. A jedynym celem chłopców z Veles jest zarabianie pieniędzy, co dla nastolatków w biednej Macedonii było dotąd trudne. Kiedy amerykańska gorączka wyborcza się skończy, przerzucą się na inny gorący temat. Może na sport. Może na gospodarkę. Albo na cokolwiek innego.
Nikt nie wie, ile jest na świecie takich miasteczek Veles, dobrze żyjących z dobrze sprzedających się prawicowych bredni, które bezkrytycznie kupują miliony zrozpaczonych wyborców dotkniętych odlotem. Patrząc na blogosferę, telewizję, portale i kioski z gazetami trudno jednak oprzeć się wrażeniu, że mechanizm z Veles nie tylko w USA rządzi polityką i decyduje o wynikach wyborów. Królujące w sieci polskie brednie smoleńskie są tego dobrym przykładem, a awans na korespondenta TVP w Berlinie ich czołowego autora, Cezarego Gmyza, (który wymyślił "trotyl" i niestrudzenie monetyzował wiele innych bzdur) pokazuje, jak ogromny sukces odniosła w polskiej debacie szkoła macedońska.
Donald Trump ma rację
Opozycja i trzymające się rzeczywistości media na całym Zachodzie są wobec tego zjawiska bezradne. Tłumaczą, prostują przekłamania, przedstawiają fakty i naukowe dowody, ale to nie działa, bo albo nie przebija się przez fale sensacyjnych, ssanych z palca głupot, albo jest zbyt skomplikowane, by przykleić się do rozgorączkowanych umysłów. A fenomen Veles rośnie, bo napędza go potężniejący ekonomiczny mechanizm i narastająca histeria coraz bardziej zagubionych w rzeczywistości społeczeństw cierpiących z powodu rosnącego poczucia niepewności.
Tak, proszę państwa. Donald Trump ma rację. Taka opozycja skazana jest na wymarcie. Nie dlatego, że nie ma racjonalnej racji, tylko dlatego, że nie jest w stanie do niej społeczeństw przekonać. A nie jest w stanie ich przekonać nie z tego powodu, że źle przekonuje, tylko dlatego, że społeczeństwa są w zbyt silnym, wywołanym niezrozumiałymi zmianami stresie, a ludzie czują się zbyt zagrożeni, samotni i zdezorientowani, żeby wyczuć brednie i nie dawać im wiary. Prostowanie niewiele tu pomoże. Trzeba oczywiście powtarzać, że Barak Obama nie jest kosmicznym jaszczurem i żadnej sztucznej mgły w Smoleńsku nie było, ale spora część społeczeństw będzie jednak w legendy wierzyła, a jeszcze większa będzie kręciła głową myśląc "jaszczur (sztuczna mgła) czy nie, to się dopiero okaże".
Mechanizm Veles sprawia, że dopóki opozycja będzie koncentrowała się na prostowaniu głupot i powtarzaniu racjonalnych prawd, dopóty będzie przegrywała z Trumpem, Orbanem i Macierewiczem. Żeby sensowne treści dotarły do społeczeństw, ludzie muszą najpierw odzyskać minimum egzystencjalnej pewności, koniecznej, by spokojnie myśleć o sytuacji i własnej przyszłości, a dzięki temu racjonalnie oddzielać fakty od oczywistych bredni.
W polskich warunkach znaczy to z grubsza tyle, że nic by się złego nie stało, gdyby opozycja na kilka miesięcy wyłączyła się z bezskutecznych partyjnych bijatyk, w które wciąga ją władza, a poświęciła ten czas na stworzenie takiej politycznej oferty, która zamiast bronić tego w istocie co było i co dało obecnej władzy władzę, mogła by przywrócić ludziom poczucie bezpieczeństwa. Dopóki opozycja nie uwolni się od zadowolonych, nie przestanie bronić status quo ante, nie przejdzie na stronę słusznie, racjonalnie niezadowolonych i nie zacznie mówić ich głosem, nie da się zmniejszyć poziomu zaczadzenia, nie zniknie tragiczne sklejenie dużej części niezadowolonych z odlotem - czyli racjonalna rozmowa nie będzie możliwa. Zbyt wielu cwaniaków na świecie odkryło, że nic tak dobrze się nie sprzedaje, jak brednie, które już rządzą światem.
Jacek Żakowski dla WP Opinie
Jacek Żakowski - publicysta "Polityki", kierownik Katedry Dziennikarstwa Collegium Civitas, autor kilkunastu książek i programów tv. Laureat m.in. Superwiktora, dwóch Wiktorów, nagrody PEN Clubu i nagrody im. Eugeniusza Kwiatkowskiego. Członek Towarzystwa Dziennikarskiego i Rady Funduszu Mediów.
Poglądy autorów felietonów, komentarzy i artykułów publicystycznych publikowanych na łamach WP Opinii nie są tożsame z poglądami Wirtualnej Polski. Serwis Opinie opiera się na oryginalnych treściach publicystycznych pisanych przez autorów zewnętrznych oraz dziennikarzy WP i nie należy traktować ich jako wyrazu linii programowej całej Wirtualnej Polski.