Impas w Iraku z winy USA
Szef irackiej Rady Zarządzającej Masud Barzani powiedział, że błędy polityki USA w Iraku przyczyniły się do obecnego zbrojnego impasu w Faludży i Nadżafie, bo Waszyngton dopuścił do tego, że "armia wyzwoleńcza" przeobraziła się w "armię okupacyjną" i teraz musi bardzo uważać, by nie zantagonizować ogółu ludności.
Barzani, który przewodniczy Radzie w kwietniu, oświadczył w wywiadzie dla Associated Press, że jeśli Amerykanie mieliby zaatakować partyzantów sunnickich w Faludży lub bojówki radykalnego duchownego szyickiego Muktady al-Sadra w Nadżafie, muszą zrobić to tak, aby nie ucierpiała ludność cywilna. Zarazem ostrzegł, że zbytnia powściągliwość też jest niedobra, bo może zrodzić u partyzantów wrażenie, "że są górą".
Kwiecień okazał się dla Amerykanów najkrwawszym miesiącem od inwazji na Iraku 20 marca ubiegłego roku. Od 1 kwietnia zginęło co najmniej 113 żołnierzy amerykańskich i około 1200 Irakijczyków, głównie w Faludży i innych miastach trójkąta sunnickiego, a także w zamieszkach wywołanych przez sadrystów.
Wojska amerykańskie wciąż otaczają Faludżę i Nadżaf, ale na razie ta demonstracja siły nie skłoniła partyzantów sunnickich i sadrystów do złożenia broni, a władze koalicyjne obawiają się, że frontalny atak oznaczałby wielkie straty po obu stronach. W sobotę po naradzie prezydenta George'a W. Busha z członkami Rady Bezpieczeństwa Narodowego Waszyngton postanowił przedłużyć rozejm w Faludży do wtorku, by dać mediatorom więcej czasu na rozmowy.
Zapytany przez dziennikarza Associated Press, co by zrobił, aby pomyślnie zakończyć oblężenie Faludży i Nadżafu, Barzani odparł: "Gdyby to ode mnie zależało, nie pozwoliłbym popełnić wcześniejszych błędów, które doprowadziły (do obecnego impasu)".