Hołd hejnaliście
Krakowski strażak, Jan Kołton, od 33 lat grał dla nas hejnał mariacki - najbardziej polską, po hymnie narodowym, melodię. Wcześniej, przez 35 lat, hejnał grał jego ojciec. Dziś Jan Kołton po raz ostatni stanie z trąbką w okienku wieży Mariackiej.
Grał dla nas, dla Krakowa, dla Polski. Przypomnamy, że transmisja hejnału w pierwszym programie Polskiego Radia jest najstarszą na świecie stałą audycją muzyczną.
Przyjdźmy dziś o godz. 12 na Rynek pod kościół Mariacki. Nie na jubileusz i fetę, bo Jan Kołton jest człowiekiem niezwykle skromnym i nie lubi rozgłosu. Powiedzmy Mu po prostu: dziękujemy.
Turyści, co pierwszy raz do Krakowa jadą, różne mecyje mają z hejnałem. Raz pisarz ze stolicy, Bolesław Prus, w hotelu przy Rynku się zatrzymał. Obsługa wychodziła ze skóry, żeby mu dogodzić. Na koniec, gdy o wrażenia spytała, poważnym tonem odpowiedział: ,Kraków to piękne miasto, ale ludzie dziwni. Jakiś wariat w nocy co godzinę spać nie daje, bo mu się koncertu na trąbce zachciewa".
Co słychać z wieży
Hejnaliści, by w rutynę nie popaść, różnych sposobów się łapali. A to w nocy zadęli jazzowy standarcik, a to ,Warszawiankę" czy przebój Wodeckiego. Kto nie miał spania, zaraz doniósł o tym na Westerplatte. Zgłaszano też, że przy graniu trębacz czapki na głowie nie ma albo że wychylił z kwiaciarzem przed służbą kilka głębszych.
Byle na trzeźwo
Raz trębacz Węgrzyn o takie sprawki był posądzony. Pecha miał niewiarygodnego, bo akurat hejnału posłuchać przyszli dwaj marszałkowie: Ferdynand Foch i Józef Piłsudski. Panowie zadarli głowy do góry, uszy nastawili, a tu cisza, bo Węgrzyn na tapczanie chrapie.
Awantura wybuchła, nawet prezydent miasta chciał trębacza ze służby wyrzucić. Marszałkowie jednak za ofiarą się wstawili i Węgrzyn mógł dalej grać, lecz już na trzeźwo.
Sygnał polityczny
W PRL hejnał służył wrogom państwa. Zamieszki studenckie zmusiły władzę do ściągnięcia do miasta młodego aktywu robotniczego, by o wywrotowych młodzieńcach donosił. Żacy poznawali kapusi po tym, że gdy hejnalista występ zaczynał, ci patrzyli w górę z otwartą gębusią, skąd taka muzyka leci.
Z niemniejszym zdumieniem stanął przed kolegium jazzman Andrzej Kurylewicz, który ,zatrunkował" w Piwnicy Pod Branami i z trąbką pod pachą na spoczynek zmierzał. Ale jak tylko z hejnalicy usłyszał znajome nuty, zaraz do ust instrument przyciągnął i zadął z trębaczem w duecie.
- O której pan grał na Rynku?
- O północy.
- Co pan grał?
- Hejnał.
- Niewinny - orzekł sąd. - O dwunastej na Rynku hejnał się gra.
Stołeczny szacunek.
Najbardziej melodię krakowskich trębaczy polubił jednak warszawiak - Wojciech Łazarek. Trener piłkarzy Wisły i reperezentacji Polski zasłynnął z tego, że gdy słyszał hejnał, stawał na baczność i skłaniał głowę. Praktykował to na ulicach i w kawiarnianych ogródkach. Ponieważ mieszkał przy Małym Rynku, dziennikarze zapytali go raz, czy nocą też co godzinę zrywa się na równe nogi. - Prężę się na baczność w łóżku - rzucił.
(Anegdotami podzielili się z nami: ks. inf. Bronisław Fidelus, st. kap. Piotr Zmarz, krakauerolog Mieczysław Czuma, instruktor brydża i miłośnik Elvisa Jan Blajda, dziennikarze "Krakowskiej")
Paulina Krzek