ŚwiatHindus urzęduje w moim osiedlowym spożywczaku

Hindus urzęduje w moim osiedlowym spożywczaku

Europa staje się multikulturowym tyglem, zaś Irlandia jest podręcznikowym przykładem tego tygla. Co 10. jej mieszkaniec jest obcokrajowcem, a co piąty z tych obcokrajowców to Polak. Żeby było śmieszniej, wbrew obiegowej opinii, Polacy wcale nie są tutaj najliczniejszą mniejszością narodową, w tej dziedzinie zostali wyprzedzeni przez Brytyjczyków. Co ciekawe, język polski jest drugim, najczęściej używanym językiem na wyspie.

Piotr Czerwiński

Dzień dobry Państwu albo dobry wieczór. Państwo pozwolą, że zacznę od najnowszego kawału, który ostatnio kursuje w moich stronach. Na wylotówce z Dublina dwaj gliniarze z drogówki zatrzymują faceta za przekroczenie prędkości. Oglądają jego prawo jazdy i nagle jeden mówi do drugiego: "zobacz Rysiek, jakie dziwne ma gość nazwisko: O’Brien..." Na co odpowiada Rysiek: "nie wiem jak ty, Ahmed, ale ja myślę, że za dużo się tu ostatnio zjeżdża obcokrajowców”.

Opowiadałem ten kawał znajomemu Szwedowi, który ma irlandzką żonę i zdałem sobie sprawę, że to już drugi Szwed z irlandzką żoną, którego poznałem w krainie Bajobongo, a także trzeci Szwed z ośmiu Szwedów poznanych tu w ogóle, który miał żonę z zagranicy. Ta trzecia była Polką. W końcu dotarło do mnie, że spośród wszystkich nacji, których przedstawicieli dane mi było spotkać w tym pięknym kraju, najmniej liczną grupę stanowili tubylcy. Oprócz nich natknąłem się na reprezentantów bodaj każdego zakątka globu, a także ich przeróżne kombinacje, jak wskazuje opisany powyżej wątek szwedzki.

Czekam na wyniki najnowszego spisu powszechnego, który i w Irlandii ma się zakończyć już wkrótce, przeglądając tymczasem dane z poprzednich spisów. Wygląda na to, że jeszcze do niedawna co 10. mieszkaniec Irlandii był obcokrajowcem, a co piąty z tych obcokrajowców przyjechał z Polski. Według najnowszych statystyk sprzed miesiąca (główny urząd statystyczny Irlandii) emigracja Irlandczyków rośnie, zaś przyjezdnych nie ubywa. Mało tego, wbrew pozorom wciąż przyjeżdżają, aczkolwiek liczba nowo przybyłych spadła w ubiegłym roku o 26,5 tysiąca, z 57,3 tys. do 30,8 tysięcy. Dla odmiany tubylców wyjechało stąd 34,5 tys., a w tym roku prognozuje się wyjazd kolejnych 40 tysięcy.

Żeby było jeszcze ciekawiej, tylko niecałe 50 tysięcy mieszkańców Irlandii mówi na co dzień po irlandzku. Tym samym język polski - wraz z prawie stutysięczną liczbą jego użytkowników, stał się drugim, po angielszczyźnie, językiem używanym w krainie Bajobongo. Przed trzema laty 53 uczniów tutejszych szkół średnich wybrało polski na tutejszej maturze. Podobno zdali wszyscy. Oprócz polskiego mówi się tu również po czesku, słowacku, rosyjsku, litewsku, kantońsku, mandaryńsku, afrykanersku, suahili oraz w innych odjazdowych językach, na czele z hiszpańskim, włoskim, francuskim i tak dalej. Mógłbym wymieniać je w nieskończoność.

Zagranicznych ludzi jest tak wielu i są tak różni, że czasem trudno wyczuć "who is who"* i łatwo popełnia się gafy. Mnie na ten przykład zdarzyło się zagadać po chińsku do sprzedawcy, który okazał się być Filipińczykiem. Znam tylko jeden chiński zwrot i jest to "sie sie”, czyli "dziękuję". Chciałem być grzeczny, ale filipiński sprzedawca wściekł się i zaczął narzekać, że jestem bodaj 50. białasem, który wyjeżdża mu ze "sie sie", podczas kiedy on nie jest, powtarzam nie jest, w żadnym wypadku z Chin. No sorry, Gregory**. Nic na to nie poradzę. Zupełnie jakbyście wy widzieli jakąś różnicę między, na ten przykład, Polakiem i Niemcem.

Na szczęście zdarza się trzy razy tyle okazji, by "sie sie" odniosło właściwy skutek. Jeszcze do niedawna Chińczycy stali obowiązkowo za ladą w każdym Sparze* i naprawdę tylko czasem zdarzało się, że niektórzy z tych Chińczyków byli Filipińczykami. Znałem nawet jednego Chińczyka, który umiał powiedzieć "jak się masz kochanie" w języku Mickiewicza. Niestety zwracał się tak do wszystkich Polaków bez względu na płeć, a czasem, nie trafiając na podatny grunt niejeden raz wpędził się przez to w tarapaty. Inny Chińczyk dla odmiany obruszył się, kiedy spytałem go skąd przyjechał w te strony. Okazało się, że pochodzi z Dublina i uważa się za miejscowego.

Skoro zaś o Rosjanach mowa, to mam chwilami wrażenie, że do Irlandii wyemigrowali wszyscy Rosjanie, którzy mieszkali w Estonii, ponieważ co drugi Rosjanin, którego tu spotykam, deklaruje, że przybył właśnie stamtąd. To samo deklarują tutejsi Estończycy, również zaludniający Irlandię w znaczących ilościach. Rosjan w Dublinie spotyka się tak samo często jak Polaków, ale największe ich zgromadzenie ma miejsce w dublińskim Phoenix Parku przy niedzieli, ponieważ urządzają sobie tam masowo grilla. Żal mi trochę, że my tak nie umiemy, ale znając polski talent do integracji, może to i lepiej, bo jeszcze by się bractwo pozabijało i tylko byśmy trafili do głównego wydania wiadomości.

W moim osiedlowym spożywczaku urzędują dla odmiany Hindusi, od których prędzej niż później nauczyłem się słowa "namaste", czyli "dzień dobry". Hindusi są fajni i jedzą hinduskie jedzenie, zupełnie tak jak ja, kiedy mam już dość jedzenia chińskiego. Jeden Hindus mieszkał kiedyś przede mną w mieszkaniu, które wynająłem. Na oko był to całkiem porządny Hindus, ale lodówkę zostawił tak makabrycznie upapraną w curry, że myłem ją przez cztery dni, a i tak była ździebko żółta. Najwyraźniej nie powiadomił nikogo o zmianie adresu, włącznie ze mną, więc z konieczności czytywałem darmowy katalog komputerów, który przychodził co miesiąc na jego nazwisko. Nie mogę sobie przypomnieć jego nazwiska, ale nazywałem go "Kaszana", żeby było krócej. Dzięki Kaszanie byłem więc na bieżąco z nowinkami ze świata informatyki.

Tak samo tłumnie występują w Irlandii Hiszpanie, Francuzi i Włosi, których można poznać po tym, że mówią publicznie po hiszpańsku, francusku i włosku. Są też Włosi i Hiszpanie, którzy mówią po polsku, ponieważ związali się z Polkami, ewentualnie Hiszpanki, które bliżej polubiły naszych chłopaków. Francuzi, o ile zauważyłem, jeśli chodzi o Polaków raczej są nie-teges, aczkolwiek to wyłącznie dlatego, że nie odnotowałem żadnych francusko-polskich interakcji, jakby obie grupy żyły w dwóch równoległych światach. Zdarzają się oczywiście chlubne wyjątki. Obok mnie w pracy siedzą dwie Francuzki, które w całości przeczą temu stereotypowi, przypuszczalnie dlatego, że nie mają wyjścia.

Osobną kategorię stanowią w Irlandii Niemcy. Z różnych przyczyn Niemcy mają wysokie notowania w krainie Bajobongo, podobnie jak niemieckie samochody, ponieważ czarne bmw jest tutaj obowiązkowym gadżetem każdego szanującego się krawaciarza i wyznacznikiem prestiżu, który w świecie Zulusów przekładałby się z pewnością na co najmniej cztery krowy. Niemcy czują się więc w Irlandii jak w domu. Są w tym trochę podobni Anglików, których również w Dublinie nie brakuje. Jednych i drugich poznajemy głównie po tym, że zawsze są pewni siebie. Trzymają więc ze sobą sztamę, unikając przesadnej fraternizacji z resztą świata, który, jak wiemy, składa się głównie z Polaków, zawsze czujących się niepewnie.

Natomiast happy people from Africa, jak miałem okazję wspominać już wcześniej, robią głównie w internecie, czyli prowadzą call-shopy, z których można wysłać mejla albo zadzwonić do Bangladeszu za dwa centy. W przeciwnym razie jeżdżą taksówkami. Ogólnie mówiąc są chyba najweselszymi mieszkańcami zielonej wyspy. Zawsze kiedy mijam ich afrokaraibskie sklepy, mam ochotę kupić coś na spróbowanie, aczkolwiek będę musiał najpierw wypytać, co jest jedzeniem, a co nie za bardzo. Jak się kogoś lubi, trzeba choć raz w życiu spróbować jego jedzenia.

Na to wszystko nakłada się stały wzrost liczby urodzin, co by wskazywało w świetle wcześniej przytaczanych liczb, że rozmnażają się głównie przybysze. Wniosek z tego taki, że Irlandia, czy tego chce czy nie, staje się Stanami Zjednoczonymi Europy i że przyjezdni są jej integralną częścią.

W pewnym sensie Irlandia jest skazana na obcokrajowców. Gdyby pół miliona ludzi nagle się wyprowadziło, ten kraj przestałby istnieć. Myślę, że tygiel kulturowy jest nieuniknioną przyszłością całego naszego kontynentu i jednocześnie jego jedyną szansą na uwolnienie się od historii, o ile ktoś jej nagle nie powtórzy. No, ale to już akurat jest zupełnie inna historia.

Dobranoc Państwu

Z Dublina specjalnie dla Wirtualnej Polski Piotr Czerwiński

Słownik wyrazów obcobrzmiących:

*Who is who - qui est qui
Sorry Gregory - przepraszam cię, Stasiek
*
Spar - mały sklep spożywczy, nazwa sieci

Źródło artykułu:WP Wiadomości
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (194)