Hamulcowi IV Rzeczypospolitej
IV Rzeczypospolitej nie chcą ci politycy Platformy Obywatelskiej, którzy znakomicie urządzili się w III RP. Koalicję storpedowała grupa Grzegorza Schetyny – wpływowego biznesmena i sekretarza generalnego PO, nazywanego przez kolegów Tomaszewskim bis.
03.11.2005 | aktual.: 03.11.2005 10:13
– Wie pan, jaki to kraj, w którym rządzą premier z Krakowa i prezydent Tusk? Nie? Wirtualna Polska – żartuje jeden z polityków Platformy. Ale nie jest to dowcip popularny w PO. – Bo dwie porażki to razem jedna klęska – mówi ten sam polityk. A takiego scenariusza w tej partii nikt nie brał pod uwagę.
Tomaszewski bis
Młody polityk Platformy jest rozżalony. Miało być tak pięknie – wspólna koalicja z Prawem i Sprawiedliwością, IV Rzeczpospolita, oczyszczenie państwa z chorych układów i skończenie z polityczną „klasą próżniaczą”, o której mówił „człowiek z zasadami” – Donald Tusk. Do tego Jan Rokita zapowiadał, że do władzy Platforma wytypuje świetnych ekspertów i indywidualności.
Ale Rokita utracił wkrótce wpływ na to, co dzieje się w PO, a na jego miejsce wskoczył zupełnie inny polityk. – Dużo wódki, wulgarny język. Brak skrupułów. Załatwianie miejsc na listach i funkcji w partii w zamian za lojalność. Karne wojsko trzymane na krótkim sznurku – tak charakteryzuje metody Grzegorza Schetyny, sekretarza generalnego, polityk PO. – To Tomaszewski-bis – mówi przypominając postać awuesowskiego wicepremiera, zdaniem wielu, złego ducha tego ugrupowania.
Pucz Tuska, milczenie Rokity
Koalicji z PiS chciał – i to bardzo – Jan Rokita. A Schetyna był jej największym przeciwnikiem. Ale to mniej znany od Rokity sekretarz generalny jest o wiele silniejszy w Klubie Parlamentarnym PO. Politycy tej partii oceniają jego wpływy na 70-90 posłów. Rokity na zaledwie 10-30. – Ale trzeba pamiętać, że Schetyna ma takie wpływy z nadania Tuska. I póki co jest wobec niego lojalny – dodają nasi rozmówcy.
Jak doszło do tego, że sekretarz generalny PO wyrobił sobie tak silną pozycję? Świadkowie zgodzili się nam o tym opowiedzieć pod warunkiem zachowania anonimowości.
Informator I: Było tak: to Rokita przeforsował w PO, by o obsadzie list wyborczych Platformy decydował jednoosobowo Tusk, jako lider partii. Pomiędzy Tuskiem i Rokitą była jednak nieformalna umowa, że miejscami obdzielą swoich zwolenników po połowie. Ale wtedy Schetyna namówił Tuska, by złamał tę umowę. Przekonywał go, że jeśli tego nie zrobi, Rokita zdradzi go, kiedy już zostanie premierem. Po tym zdarzeniu Rokita przestał rozmawiać z Tuskiem. Gdy odbywał się ingres arcybiskupa Dziwisza, asystenci obu panów szczegółowo ustalali, kto pierwszy ma komu podać rękę.Informator II: – Gdy chodzi o listy kandydatów, Rokita nie miał wpływu na nic. Tusk interesował się tylko trzema pierwszymi miejscami na każdej z list, choć i tu dużo do powiedzenia miał sekretarz generalny. O obsadzie miejsc poniżej trzeciego i kandydatach do senatu decydował już tylko Schetyna.
Gdy trwała kampania prezydencka, Tusk miał Rokicie za złe, że za bardzo angażuje się w negocjacje z Marcinkiewiczem. Gdy sztabowcy Tuska próbowali straszyć elektorat mówiąc, że Kaczyńscy chcą koalicji z Samoobroną i LPR, intensywne rozmowy Marcinkiewicz-Rokita były zaprzeczeniem tej tezy. Skutkiem konfliktu było też to, że PO nie ogłosiła programu, nad którym pracował zespół Rokity. Brak programu PO wykorzystał w kampanii PiS.
Konflikt pomiędzy oboma liderami trwa nadal. Podczas niedawnych obrad Sejmu Rokita kontaktował się z Marcinkiewiczem w sprawie kolejnego spotkania. – W pewnym momencie z ust Tuska wyrwał się bluzg. Co ty... wyprawiasz! Ja cię stąd... – relacjonuje polityk PiS.
Ludzie kapitalizmu politycznego
Na konflikcie Tusk-Rokita najbardziej skorzystał ten trzeci: Grzegorz Schetyna. 20 sierpnia 2005 r. Tusk komplementował go na łamach wrocławskiego dodatku „Gazety Wyborczej”. „Prawdziwym twórcą organizacyjnej siły PO jest Grzegorz Schetyna. I to jest człowiek nie do przecenienia” – mówił. „Jesteście przyjaciółmi?” – dopytywał się dziennikarz. „Tak. Od lat. I to niezależnie od tego, co o mnie napisano i co o nim napisano”.
Przy ustalaniu list wyborczych Rokita miał niewiele do powiedzenia nawet w Krakowie. Trzecie miejsce na liście zarezerwował wcześniej dla Liliany Sonik, dawnej działaczki antykomunistycznej opozycji. Sonik w ogóle nie znalazła się na liście. W Szczecinie liderem listy miał być Sławomir Nitras. Spadł na drugie miejsce. Współpracownik Rokity Michał Nowakowski miał być pierwszy we Włocławku, ostatecznie znalazł się na trzecim miejscu w Bydgoszczy. W Opolu wysokie miejsce miał mieć tamtejszy radny Janusz Kowalski. Ostatecznie Kowalski znalazł się na ostatnim miejscu na liście.
Na miejsce ludzi Rokity Schetyna wprowadził swoich. Polityk Platformy: – Schetyna tam gdzie mógł, dobierał ludzi na własny obraz i podobieństwo. Przeważnie są to ludzie przeciętni, ale za to posłuszni temu, któremu zawdzięczają mandat. Dominują wśród nich lokalni biznesmeni, samorządowcy i urzędnicy, którzy w kapitalizmie politycznym III RP czują się jak ryba w wodzie. Inny polityk PO: – Poza wszystkim to ludzie o lokalnej, a nie krajowej perspektywie. Wygląda to tak, że w przypadku odejścia Tuska, Rokity i Komorowskiego na państwowe stanowiska, w klubie nie byłoby nikogo wybitniejszego od Schetyny.
Schetyna: to prowokacja
Kim jest człowiek, który ma dziś tyle władzy w PO, by móc blokować powstanie IV Rzeczypospolitej?
Schetyna to były działacz Niezależnego Związku Studentów z lat 80. Później działał w Unii Wolności i Kongresie Liberalno-Demokratycznym. Z UW odszedł po wojnie, jaką stoczył z Władysławem Frasyniukiem, z którym walczył o władzę we wrocławskiej UW. Frasyniuk zarzucał ludziom Schetyny oszustwa: fikcyjne zapisywanie do partii „martwych dusz”, by powiększyć liczebność kół partii popierających jego konkurenta. W efekcie liczba członków tej partii we Wrocławiu wzrosła o... 2 tys. Schetyna mówił, że zarzuty są nieprawdziwe.O sekretarzu generalnym PO mówią we Wrocławiu, że bez jego zgody nie można w tym mieście obsadzić żadnego stanowiska. – Schetyna był uczniem Piskorskiego i układ wrocławski stworzył na wzór warszawskiego – ocenia polityk PiS. „Newsweek” pisał, że sekretarz PO wykorzystuje polityczne układy i wpływy w koszykarskim klubie Śląsk Wrocław „do pomnażania prywatnych dochodów”. Kluczem w tym układzie miała być firma reklamowa kierowana przez żonę polityka. Przechodzą przez nią pieniądze przekazywane
klubowi przez sponsorów i samorząd. Jednak część w niej zostaje w postaci prowizji. Schetyna twierdził, że to nieprawda i podał gazetę do sądu. Podkreślał, że takie zarzuty stawia mu anonimowy informator.
Człowiekiem Schetyny jest Rafał Jurkowlaniec, nowy dyrektor Programu I Polskiego Radia. Przyjacielem sekretarza generalnego PO, był też jego poprzednik, zatrzymany niedawno przez policję Andrzej D.
Nazwisko Schetyny przewija się w zeznaniach Andrzeja Czyżewskiego, świadka w sprawie mafii paliwowej. Jak zeznał przebywający w Niemczech były prokurator, Schetyna należał do bywalców wrocławskiej willi Jeremiasza Barańskiego, ps. Baranina. – Grupa wrocławska spotykała się w willi Barańskiego od 1996 r. Bywali tam ludzie związani wcześniej z delegaturą STASI, przede wszystkim z Cottbus i wydziału IX w Berlinie – mówi Czyżewski.
Według Czyżewskiego, obok gangsterów i ludzi służb w willi pojawiali się politycy. Czyżewski zeznał, że byli wśród nich m.in. minister obrony narodowej Jerzy Szmajdziński, szef UW Władysław Frasyniuk oraz posłowie PO Grzegorz Schetyna i Aleksander Grad. – W willi bywał też mający duński paszport Sven Hansen, który wcześniej nazywał się Przybylski i był związany z gangiem Oczki. Ma duński paszport. Zna się ze Schetyną, chyba są nawet na ty – mówi Czyżewski.
– To prowokacja – odpowiedział na zarzuty Czyżewskiego Schetyna i stwierdził, że były prokurator mija się z prawdą. Jak dotąd zarzuty Czyżewskiego nie zostały udowodnione. – Docierają do mnie informacje, że to układ wrocławski był autorem pomysłu, by PO dostała MSWiA i MON. W świetle informacji, które posiadam, muszę powiedzieć, że się nie dziwię – twierdzi tymczasem były prokurator.
Wojsko Schetyny
Sejmowym korytarzem idzie Mirosław Drzewiecki z PO, wielbiciel wody kolońskiej Hugo Boss. – Jak mi nie dacie ministerstwa sportu, to ja na was wszystkich mam haki – rzuca przy świadkach. Żartem czy serio? – zastanawiają sie posłowie. Drzewiecki to były działacz UW z Łodzi. W 1998 r. „Rzeczpospolita” ujawniła, że w hafciarni, której jest współwłaścicielem, podrabiano znaki firmowe Adidasa i Nike.
Drzewiecki twierdził, że nie wiedział o sprawie, a znaki podrabiała jedna z pracownic, która chciała sobie dorobić. To Drzewiecki jeździł razem ze Schetyną po kraju, zbierając pieniądze na kampanię Platformy i ustawiając partyjne listy. Teraz poczyna sobie niczym wódz. Gdy dostrzega, że Waldy Dzikowski, poseł PO z Poznania, rozmawia z Kazimierzem Marcinkiewiczem, doskakuje do niego i niemal siłą odciąga go od kandydata na premiera.
„Lekki wiatr niesie zapach wiosny rozśpiewanej skowronkami. Cień bocianów kreśli obraz nadziei na nowe narodzenie. Ogrody się budzą, by dać owoce ludziom i uśmiech dzieciom. Po podwórkach biegają źrebaki i szczeniaki…” – to nie fragment opowiadania z kobiecego magazynu, tylko felietonu Adama Szejnfelda, opublikowanego na łamach „Tygodnika Nowego”, pilskiej gazety wydawanego przez kontrowersyjnego senatora Henryka Stokłosę. Szejnfled to także jeden z przybocznych Schetyny. Były działacz UW wymieniany był wśród kandydatów PO na ministra skarbu i gospodarki.
Do najbliższych ludzi Schetyny nasi rozmówcy zaliczają też jego wrocławskiego współpracownika Jacka Protasiewicza, który był szefem kampanii Tuska oraz asystenta Schetyny Marcina Rosoła, pełnomocnika finansowego komitetu wyborczego PO.
Prezydent Gronkiewicz-Waltz
Nasi rozmówcy podkreślają jednak, że niskiej oceny parlamentarzystów ich partii nie należy uogólniać. – Rzecz w tym, że w klubie PO jest wielu porządnych ludzi i zwolenników zmian, tyle, że są niedoświadczeni i zdezorientowani tym, co się dzieje.
Niekoniecznie muszą na zawsze być zwolennikami Schetyny. Trzeba nimi potrzasnąć. To od ewentualnego ich przebudzenia i odwagi zależeć może dalszy rozwój wypadków. Zdaniem naszego rozmówcy, gdy po wyborze Marka Jurka na marszałka Sejmu PO zaczęła demonstrować, że jest monolitem i wszyscy w niej zgodnie nie chcą koalicji z PiS, jej politycy robili to z dwóch odmiennych pobudek: jedni dlatego, że naprawdę tak myśleli, drudzy dlatego, że zostali przekonani, iż w ten sposób wywojują więcej wpływów w przyszłym rządzie od partii Kaczyńskich. Z obawy, co powiedzą partyjne doły, w szczególności te, które już przymierzały się do stołków w województwach, odwołano niedzielną Radę Krajową partii. Jak podkreśla nasz rozmówca, choć wszyscy ludzie Schetyny są na dziś ludźmi Tuska, nie wszyscy ludzie Tuska są ludźmi Schetyny. – Do ludzi bliższych Tuskowi niż Rokicie można zaliczyć z całkiem różnych powodów Pawła Śpiewaka, Hannę Gronkiewicz-Waltz czy Pawła Piskorskiego, a żadne z nich człowiekiem Schetyny nie jest – wylicza.
Hannę Gronkiewicz-Waltz do PO ściągnął podczas wyjazdu do Wielkiej Brytanii Rokita. Jednak po powrocie Gronkiewicz bardzo szybko zauważyła, że Rokita jest słabszy i zbliżyła się do Tuska. Z Gronkiewicz związane są posłanki z Warszawy – znana z walki z korupcją Julia Pitera i Joanna Fabisiak. – Hanna Gronkiewicz-Waltz ma tylko jedną idee fix – chce zostać prezydentem Rzeczypospolitej – mówi nasz informator. Pierwszym do tego krokiem ma być wygrana w przyszłorocznych wyborach na prezydenta Warszawy. Przypomnijmy, że Gronkiewicz-Waltz już raz kandydowała na prezydenta w 1995 r. Zabłysnęła jako sondażowy meteor w rodzaju Zbigniewa Religi w 2005 r. Skończyło się kompromitującą porażką, po której o kandydatce zapomniano.
Publicysta Paweł Śpiewak wymyślił hasło IV Rzeczypospolitej. Wcześniej jednak działał razem z Tuskiem w KL-D. Dziś jako polityk pytany o koalicję z PiS z subtelnego intelektualisty przeistacza się niemal w politycznego bulteriera i zarzuca nas ostrą krytyką Kaczyńskich.
Paweł Piskorski jako prezydent Warszawy zasłynął jako patron patologicznego „układu warszawskiego”. Kiedy sprawa zaczęła poważnie szkodzić PO, Piskorskiego wysłano do Parlamentu Europejskiego. Jako europarlamentarzysta Piskorski miał zniknąć z oczu wyborców, zaś wyczyszczenie „układu warszawskiego” powierzono Bronisławowi Komorowskiemu. Ten jednak zamiast „wyczyścić” Warszawę, z piskorczykami się zaprzyjaźnił. O to, by nie mieli oni żadnych znaczących pozycji na liście kandydatów PO w Warszawie zadbała dopiero – za zgodą Tuska i Schetyny – Hanna Gronkiewicz-Waltz. Mimo to zachowali oni nadal spore wpływy, bo do parlamentu weszli z trzech innych mazowieckich okręgów. Nadal też są najsilniejsi w warszawskiej PO, gdzie utrzymali władzę w większości kół. Koła te bardzo mało aktywnie angażowały się w kampanię PO.
Rokita zmienia front
Decyzja PO, by nie wchodzić do koalicji z PiS, podjęta została o wiele wcześniej niż twierdzą politycy Platformy.
Już dwa dni przed wyborem Marka Jurka na marszałka Sejmu, gdy także usta polityków PO pełne były zapewnień o chęci stworzenia koalicji, nasz informator bliski grupie Tuska tłumaczył nam: – Większość PO nie chce koalicji. Wszyscy wiemy, jaki jest Kaczor. Kiedy powstanie rząd, będzie szantażował PO możliwością przeforsowania tego, na co Platforma się nie zgodzi z pomocą innych partii. W takiej sytuacji nie ma sensu wchodzić do rządu.
W ubiegły poniedziałek niespodziewanie postawę zmienił także Rokita. O godz. 12 Marcinkiewicz i Rokita rozstali się w świetnych humorach, przekonani, że 90% spraw jest dogadanych i tworzą rząd. A o godz. 22 w programie „Prosto w oczy” Rokita zaatakował Marcinkiewicza. Co stało się w tym czasie i jakimi argumentami przekonano Rokitę, by podjął samobójczą dla siebie decyzję, niewiadomo.
Zdaniem jednego z polityków PiS, z planów Rokity nie do końca zadowoleni byli tzw. pułkownicy, czyli grupa polityków związanych z Konstantym Miodowiczem. – Pułkownicy to ludzie lojalni wobec Rokity, ale jednocześnie przeciwni jego zbliżeniu z PiS – charateryzuje.
Wielki immunitet
Według naszych informatorow, koalicja miała tym mniejsze szanse, że w potencjalnym rządzie byłoby niewielu ludzi Schetyny. Kandydatami na najważniejszych ministrów byliby Rokita, czy bliski mu Saryusz-Wolski.
O kandydaturze Saryusza-Wolskiego miał sceptycznie wypowiadać się podczas negocjacji Tusk. Marcinkiewicz: Przecież Saryusz-Wolski chciał być szefem MSZ. Tusk: To ja decyduję, co on chce – takie słowa miały paść podczas negocjacji.
Według naszych informatorów, to właśnie Schetyna stał za pomysłem, by zażądać od PiS Ministerstwa Sprawiedliwości i Ministerstwa Spraw Wewnętrznych i Administracji. Plan ten politycy PiS ochrzcili nazwą „Wielkiego Immunitetu”. Według negocjatorów PiS, propozycja ta stawiana była przez polityków Platformy w sposób wiele mówiący. – Wspominali o tym, że chodzi o ich bezpieczeństwo. Na pytanie o to, dlaczego upierają się przy tej propozycji, Jarosław Kaczyński usłyszał od Tuska „Ty wiesz, dlaczego” – mówi polityk PiS. Piotr Lisiewicz