ŚwiatGruzińska szarża polskiego prezydenta

Gruzińska szarża polskiego prezydenta

Lech Kaczyński wykazał się ułańską fantazją. Gruzińska szarża na pozycje wroga może jednak osłabić nadwątlony autorytet prezydenta - czytamy w "Dzienniku".

Gruzińska szarża polskiego prezydenta
Źródło zdjęć: © PAP/EPA | Irakli Gedenidze

25.11.2008 | aktual.: 03.12.2008 09:08

Ten plan miał jeden cel. Lech Kaczyński zgodził się spontanicznie na propozycję Micheila Saakaszwilego, by zboczyć z zaplanowanej trasy wizyty i pokazać światu, że Rosjanie łamią plan pokojowy w Gruzji. W kilkadziesiąt godzin po tym, jak w drodze do obozu uchodźców przy granicy z Osetią Południową padły strzały obok kolumny z polskim i gruzińskim prezydentem, widać już, jak misterny był to plan. Nie doszacowano ryzyka, przeceniono rezultaty - pisze "Dziennik".

Wiadomo już, że to nie Rosjanie strzelali. Serie z karabinu oddali najprawdopodobniej osetyjscy pogranicznicy. To, że strzały - przynajmniej w powietrze - padną, można było z całą pewnością przewidzieć. To po okrzyku rutynowe działanie żołnierza na posterunku granicznym, kiedy widzi nadjeżdżającą niespodziewanie kolumnę.

Saakaszwili, namawiając Kaczyńskiego miał świadomość, że wiezie polskiego prezydenta na teren niepewny, gdzie stacjonują rosyjskie wojska. Z kolei Lech Kaczyński, decydując się tam pojechać, zdał się tylko na gruzińską ochronę. O decyzji nie wiedziało zaś Biuro Ochrony Rządu, które odpowiada za bezpieczeństwo głowy państwa. Teren nie został wcześniej zabezpieczony ani nawet rozpoznany, a w momencie gdy padły strzały, funkcjonariusze BOR byli 300 metrów od prezydenta.

- To nie powinno się zdarzyć - skwitował oburzony szef BOR gen. Marian Janicki - podaje "Dziennik".

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)