PolskaGrunt to zaufanie

Grunt to zaufanie

Szefową jednego z najważniejszych wydziałów w Urzędzie Miejskim w Bukownie jest Ewa Mondel, oskarżona o czterokrotne potwierdzenie nieprawdy i podejrzana o narażenie Jaworzna, gdzie pracowała wcześniej, na milionowe straty. Ale przełożonym pani Mondel to nie przeszkadza. Półtora roku temu wyprowadzono ją z urzędu w kajdankach, ale posady w magistracie w Bukownie nie straciła.

Grunt to zaufanie

30.12.2004 | aktual.: 30.12.2004 08:29

Ewa Mondel jest tam kierownikiem referatu nadzoru właścicielskiego i strategii rozwoju miasta. Zajmuje się m.in. przygotowywaniem projektów do pozyskiwania unijnych dotacji. Wcześniej przez wiele lat pracowała w jaworznickim Miejskim Przedsiębiorstwie Gospodarki Komunalnej - podczas poprzedniej kadencji samorządowej pełniła tam funkcję wiceprezesa. Odeszła w atmosferze skandalu, dyscyplinarnie wyrzucona z pracy.

Niedawno zapadł wobec niej nieprawomocny wyrok potwierdzający spowodowanie w przedsiębiorstwie szkody wysokości ponad 12 tys. zł. Prokuratura w Mysłowicach prowadzi przeciwko Ewie Mondel śledztwa dotyczące narażenia Jaworzna na milionowe straty. 14 stycznia rozpocznie się proces, w którym wraz z trzema innymi osobami jest oskarżona o czterokrotne potwierdzenie nieprawdy. Tymczasem przełożeni z Bukowna stoją za panią Ewą murem. Ona sama twierdzi, że jest niewinna, bo te kłopoty są konsekwencją podporządkowania się decyzjom poprzednich szefów. - To są prywatne problemy pani kierownik. Wiem tylko o sprawie, która się toczy w Sądzie Pracy. Dopóki nie będzie prawomocnego wyroku, nie zamierzamy nic w sprawie naszej pracownicy robić, bo moglibyśmy ją skrzywdzić - mówi Tomasz Szlęzak, zastępca burmistrza Bukowna.

Miejskie Przedsiębiorstwo Gospodarki Komunalnej w Jaworznie było przez kilka lat państwem w państwie. Jego obecni szefowie do tej pory wpadają na ślady kolejnych nieprawidłowości, spadku po poprzednikach: prezesie Zbigniewie M. i jego zastępczyni Ewie Mondel. Te dwa nazwiska co rusz pojawiają się prokuratorskich aktach i dokumentach operacyjnych policjantów zajmujących się przestępstwami gospodarczymi. - Prezes i jego zastępczyni zostali odwołani w grudniu 2002 roku. Do końca lutego przebywali na zwolnieniach lekarskich. Mimo próśb nie przekazali nam nawet dokumentów, co uniemożliwiało funkcjonowanie spółki - mówi Paweł Bednarek, dyrektor ds. ekonomicznych MPGK w Jaworznie.

Do nowego zarządu napłynęły od pracowników informacje o nieprawidłowościach, jakich dopuścili się ich poprzednicy, którzy jako inwestorzy zastępczy m.in. Urzędu Miejskiego, rzekomo wyprowadzili z miasta miliony złotych. Zbigniew M. i Ewa Mondel zostali zwolnieni dyscyplinarnie, a o podejrzeniach powiadomiono prokuraturę. - Przy ul. Północnej 9 b w przetargu wyłoniono firmę, która podjęła się wykonania dla miasta remontu pomieszczeń za 390 tys. zł. Tego samego dnia z tą samą firmą podpisano jednak umowę na kwotę dwukrotnie wyższą. Ostatecznie za remont budynku zapłacono 2 mln 600 tys. zł. Dwukrotnie cena modernizacji bez aneksów do umowy wzrosła także w biurowcu przy ul. Inwalidów Wojennych 14. Zachodzą także podejrzenia o fałszowanie dokumentacji technicznej remontowanych budynków i podpisywaniu dokumentów przez osoby, które w dniu parafowania... nie żyły - opowiada Paweł Bednarek. Obecni szefowie MPGK twierdzą, że za czasów ich poprzedników podejście do grosza publicznego było w firmie delikatnie mówiąc
niefrasobliwe.

Odpowiedzialna za przetargi, dozór nad inwestycjami i nieruchomościami była właśnie Ewa Mondel, obecna zaufana władz Bukowna i kierowniczka strategicznego dla miasta kierowniczka referatu nadzoru właścicielskiego i strategii rozwoju miasta. Pani Ewa na każdym kroku podkreśla, że jej intencje były dobre. Na dowód zgodziła się na pokazanie twarzy i ujawnienie jej nazwiska, choć jako oskarżona ma prawo do ochrony danych i wizerunku. W budynku przy ul. Inwalidów Wojennych 14 (własność MPGK) siedzibę miał zarząd miejski jaworznickiego SLD. Jego władze nie płaciły czynszu.

Zaległości urosły do kilkunastu tysięcy złotych. - Zarząd w umowie miał zapisane, że może kompensować sobie czynsz przez 10 lat nakładami poczynionymi w wynajmowanych pomieszczeniach. Wmawiano nam, że wynosiły one 60 tys. zł. Kiedy poprosiliśmy o przedstawienie faktur, okazało się, że one nie istnieją. Natomiast zaraz po objęciu przez nas stanowisk w zarządzie MPGK wpłynęła do nas faktura na taką kwotę z firmy w Sosnowcu. Odrzuciliśmy ją, bo nie znaleźliśmy umowy na wykonanie opisanych w niej prac - mówi Paweł Bednarek.

Tak więc zaprzyjaźniony z poprzednimi władzami spółki miejskiej SLD nie dosyć, że kosztami remontu wynajmowanych po możliwie najniższych stawkach w mieście pomieszczeń (ok. 4 zł za metr kw.) chciał obciążyć MPGK, to jeszcze na dodatek tę kwotę chciał sobie odliczać od czynszu... Tyle tylko, że za czasów prezesury Zbigniewa M. i Ewy Mondel właśnie lewica sprawowała w Jaworznie władzę. Przetargi na prace w MPGK wygrywały dwie spółki: Inwestycje i Polster. Obie miały niemal monopol także na inne prace zlecane w mieście. Obie były ściśle powiązane z SLD. W Inwestycjach wszyscy pracownicy musieli być członkami partii, a Polster był własnością córki i zięcia byłego lewicowego wiceprezydenta Tadeusza Sz.

Zarzut czterokrotnego poświadczenia nieprawdy, uznane przez sąd działanie na szkodę firmy i nakaz zwrócenia pieniędzy, podejrzenie o narażenie budżetu miasta na milionowe straty - czy to nie wystarczający powód, aby choć zastanowić się nad sensem zatrudnienia tak skompromitowanej osoby na strategicznym stanowisku w Urzędzie Miejskim? Dla władz Bukowna najwyraźniej nie. Włodarze ufają Ewie Mondel i cenią sobie jej pracę. Co jeszcze powinien zrobić urzędnik, aby owe niewzruszone zaufanie utracić? Póki co rządzący Bukownem powinni się zastanowić, czy przez zatrudnianie skompromitowanych osób, sami nie stracą w oczach wyborców zbyt wiele.


Rozmowa z Ewą Mondel, kierownikiem referatu nadzoru właścicielskiego i strategii rozwoju miasta w Bukownie

Dziennik Zachodni: Ciążą na pani zarzuty czterokrotnego poświadczenia nieprawdy. Pani obecnym pracodawcom to nie przeszkadza?

Ewa Mondel: Wyjaśniłam im wszystko. Chodzi o pieniądze, jakie moja była firma chciała przekazać na remont oddziału rehabilitacyjnego szpitala w Jaworznie. Chcieliśmy to zrobić za pośrednictwem fundacji, ale ona nie mogła finansować remontu. Umówiliśmy się więc z firmą Instalacje, że zapłacimy jej więcej za przygotowanie do zimy dachów na dwóch budynkach. Różnica w pieniądzach została odpracowana w szpitalu. Mój prezes, który jest prawnikiem, godził się na to wszystko. Ja wykonywałam polecenia.

DZ: To było niezgodne z prawem.

EM: Tak, ale o tym dowiedziałam się dopiero dwa lata temu. Działałam w dobrej wierze.

DZ: Ciążą na pani także inne zarzuty. Chodzi o adaptację budynku przy ul. Inwalidów Wojennych 14 na biurowiec. Wykonawca zgodnie z umową miał za to otrzymać 909 tys. zł, a rzeczywisty koszt prac był dwukrotnie wyższy. Podobnie było z budynkiem przy ul. Północnej. Miasto straciło na tym miliony złotych.

EM: W pierwszym przypadku umowa była podpisana na prace bez białego montażu, komputerów i parkingu. To co wymieniłam, także zostało zrobione i kwota urosła. Będę to udowadniać przed sądem. Inwestycji na ul. Północnej nie nadzorowałam. Z tego co pamiętam miasto przekazywało nam pieniądze w ratach. W miarę jak nadchodziły, tak postępowały prace. Gdybym wtedy była mądrzejsza, to może nie pozwoliłabym na to. Miałam jednak nad sobą szefa. Ja byłam od czarnej roboty.

DZ: Jednak przed sądem dobre intencje są niewiele warte, a prawo zostało przez panią złamane. Poświadczyła pani nieprawdę i to świadomie.

EM: Mam jednak nadzieję, że sąd weźmie pod uwagę, że nie wyprowadziłam pieniędzy. Myślałam, że tak po prostu trzeba, a mój szef to akceptował. Cel był przecież szlachetny. Zrozumieli to moi obecni szefowie i jestem im bardzo wdzięczna.

Aldona Minorczyk-Cichy

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)