ŚwiatGroźba zamieszek na Tajwanie

Groźba zamieszek na Tajwanie


Pół miliona Tajwańczyków przybyło do Tajpej na największą w historii Tajwanu demonstrację, by domagać się ponownego przeliczenia głosów oddanych w wyborach prezydenckich przed tygodniem.

Groźba zamieszek na Tajwanie
Źródło zdjęć: © PAP/EPA

27.03.2004 | aktual.: 27.03.2004 15:45

Tłum ludzi w żółtych płaszczach przeciwdeszczowych wypełnił w strugach deszczu plac i ulice wokół pałacu prezydenta Chen Shui-biana (czyt.Cz'hen Szuej-bien), którego w piątek oficjalnie ogłoszono zwycięzcą wyborów z 20 marca. Lider opozycji Lin Chan (czyt. Lin Cz`han) przegrał zaledwie 30 tysiącami głosów na 13 milionów oddanych ważnych kart (0,22%).

Na wiecu Lin Chan, ubrany na znak żałoby na czarno, przemawiał, stojąc na tle transparentu z napisem: "Demokracja umarła". Oświadczył, że naliczył ponad tysiąc nieprawidłowości podczas wyborów prezydenckich.

Tłumy w Tajpej budzą niepokój obserwatorów, że może dojść do zamieszek, a te mogą stać się pretekstem do przejęcia wyspy przez Chiny, co Pekin dawał już do zrozumienia.

Dzień wcześniej 2 tys. demonstrantów wdarło się do siedziby komisji wyborczej, próbując zapobiec ogłoszeniu zwycięstwa urzędującego prezydenta Chen Shui-biana (czyt.Cz'hen Szuej-bien). Doszło do starć z policją.

Zwolennicy opozycji domagają się ponownego liczenia kart, gdyż ponad 330 tysięcy oddanych głosów uznano za nieważne. Po protestach urny z głosami zapieczętowano, a od tygodnia przed budynkiem parlamentu, gdzie trwała debata nad możliwością ponownego liczenia głosów, koczował tłum zwolenników opozycji, domagających się otwarcia urn i komisyjnego przeliczenia kartek.

Po oficjalnym ogłoszeniu Chena zwycięzcą wyborów gratulacje złożyły Stany Zjednoczone. "Gratulujemy panu Chenowi zwycięstwa" - powiedział rzecznik Białego Domu Scott McClellan. Zwolennicy Chena sugerowali wcześniej, że brak gratulacji z Waszyngtonu zachęca opozycję do podważania wyniku wyborów, jest bowiem oznaką wahania Amerykanów.

Amerykańskie gratulacje potępił Pekin. Rzecznik chińskiego MSZ uznał je za "błąd" i "ingerencję w wewnętrzne sprawy Chin", które traktują Tajwan jako swoją zbuntowaną prowincję.

Zaznaczył, że są one sprzeczne ze wspólnymi komunikatami chińsko- amerykańskimi z 1979 roku, które są podstawą obustronnych stosunków. Stanowią one m.in., że Waszyngton nie uważa Tajwanu za niepodległe państwo i uznaje terytorialną integralność Chin.

W piątek Pekin ostrzegł, że nie będzie "przyglądać się obojętnie", jeśli na Tajwanie będą trwały niepokoje społeczne. Deklaracja ta najwyraźniej wykraczała poza rytualne oświadczenia dotyczące chińskich praw do Tajwanu, który oderwał się w 1949 roku po wojnie domowej.

Źródło artykułu:PAP
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)