"Głosowałem na PO, teraz wybieram PiS". Były gangster murem za Ziobrą
"Masa" jest jego wrogiem numer jeden. Popiera reformy Zbigniewa Ziobry. Należał do mafii pruszkowskiej i stworzył jeden z głównych szlaków narkotykowych do Polski. Po wyjściu z więzienia Jarosław Maringe, ps. "Chińczyk", był deweloperem, producentem muzycznym i restauratorem. Ma kancelarię prawną, a teraz wydaje książkę. W rozmowie z Wirtualną Polską mówi o swoim poparciu dla działań PiS i znanej pogodynce, która wcześniej zarabiała jako ekskluzywna prostytutka.
"Masa" powiedział, że mógłby być ochroniarzem Jarosława Kaczyńskiego, ty chwalisz reformy Zbigniewa Ziobry. Dlaczego byli mafiosi wybierają akurat tę partię?
"Masa" podlizuje się każdej władzy, żeby tylko ostała się ta wadliwa ustawa o świadku koronnym. Ja tylko dlatego chwalę, bo Ziobro działa w moim interesie. Pousuwał prokuratorów, którzy przekraczali uprawnienia w mojej sprawie. Zrobili mi wielką krzywdę. Druga rzecz, jaką zrobił Ziobro, to walka z układem warszawskim. Układ ten na budynku, w którym siedzimy i gdzie mieści się moja restauracja, walnął mnie na 2,5 mln zł. To dlatego przestałem być deweloperem. Nie miałem pieniędzy, żeby kupić działkę za kilkanaście mln zł, bo straciłem na tej nieruchomości. Wszystko przez ten układ, z którym walczy minister sprawiedliwości.
Skorumpowany urzędnik wydawał pozytywne decyzje tylko tym, którzy mu płacili. Ja nie płaciłem, nie wiedziałem nawet, że jest taka możliwość. Dlatego przez dwa lata odmawiał mi sprzedaży paska 40 m2 działki pod tym budynkiem. Ziobro karze tych, którzy mi zrobili krzywdę, więc dlaczego mam go nie popierać? Wcześniej głosowałem na PO, na ostatnich wyborach nie byłem, teraz zagłosuję na PiS. Będę jeszcze motywował ludzi do tego. Ze względu na Ziobrę. Ludzie się go boją. Jeżeli mu się uda zreformować sądy, to zrobi coś wielkiego dla Polski.
Zbigniew Ziobro zapowiedział zaostrzenie kar, m.in. za gwałty. Czy potencjalnie wyższe wyroki więzienia odstraszą przestępców?
To bardzo dobra droga. Przestępcy naprawdę myślą. Boją się zaostrzenia kar. Takie działania doprowadziły do tego, że w Polsce już prawie nie ma grup przestępczych. Jest za to inna patologia – świadkowie koronni, których utrzymanie kosztuje 100 mln zł miesięcznie. Jest ich stu. Wyliczyłem, że sam "Masa" kosztował już państwo 50 mln zł. Z tym powinno się zrobić porządek. Ta instytucja nie jest potrzebna.
Często atakujesz "Masę". Wcześniej był to twój wróg numer jeden. Teraz do siebie dzwonicie, nagrywacie rozmowy na Facebooku. Zawieszenie broni?
Rozmawialiśmy, bo przekonałem go, że mamy wspólnych wrogów. Ale "Masa" też jest moim wrogiem, nic się nie zmieniło. Nie przyjaźnię się z nim, ale czasem rozmawiamy.
On wydaje książki, za miesiąc ukaże się twoja. Może razem coś napiszecie?
Nie mielibyśmy o czym rozmawiać. Ja mam o czym opowiadać. Zwiedziłem kawał świata, mieszkałem na trzech kontynentach, w 17 krajach. Wszędzie dokonywałem przestępstw. To był nie tylko Pruszków, ale też rosyjskie i serbskie mafie, kartele i Hells Angels w Szwecji. A "Masa" może opowiadać co najwyżej o tym, o czym już opowiedział, czyli o lokalnej grupie przestępczej w Pruszkowie, z której media robią wielką mafię.
Jako członek tej mafii odpowiadałeś za narkotyki, ale zajmowałeś się także seksbiznesem. Na czym polegała twoja "praca"?
Po aresztowaniu "Rympałka" [wł. Marek Cz. - przyp. red.], w którego podgrupie byłem, zająłem się agencjami towarzyskimi w centrum Warszawy. Praca polegała na jeżdżeniu do agencji, alfonsów i odbieraniu od nich raz w miesiącu pieniędzy. Stawki były 100-200 dolarów za dziewczynę. W sumie teraz są podobne. Jeśli na "domówce" alfons miał sześć dziewczyn, to płacił mi 600 dolarów. Czasami 1200. W zależności od tego, na jak wysokim poziomie była ta agencja.
Od ilu agencji, alfonsów zbierałeś pieniądze?
Około 100-150.
Jak wtedy wyglądał seksbiznes w Polsce?
To były głównie słabe agencje towarzyskie.
A teraz?
Teraz podzieliłbym to na cztery filary. Pierwszy to najbardziej ekskluzywne prostytutki, tzw. escorty, które wyjeżdżają zarabiać za granicę. Tym się trudni w Polsce zawodowo około 11 alfonsów i alfonsin. Wysyłają dziewczyny do Norwegii, Anglii, Dubaju. Kierunki są różne.
Drugi filar to "domówki", które ogłaszają się na takich portalach, jak odloty czy roksa. W Warszawie to wygląda tak, że telefonistka siedzi na zmianę z właścicielką burdelu i odbierają telefony, udają różne głosy. Mają nawet 30 różnych telefonów, każdy do innego ogłoszenia. Jedna dziewczyna może mieć ogłoszenia nawet na trzy różne stawki: za 200 zł, za 400 i 800 zł.
Trzecia część seksbiznesu to portale społecznościowe związane z seksem i sponsoringiem. W 90 proc. są to prostytutki, które ogłaszają się same. Są to bardzo często studentki z bardzo dobrych, najlepszych uczelni. Niektóre już się doktoryzują. Zaczynały, bo nie miały pieniędzy. Zauważyłem, że bardzo dużo młodych kobiet w ten sposób pracuje.
No i na koniec są jeszcze agencje towarzyskie.
Jak dziewczyny trafiają do tego biznesu?
Szukają pieniędzy. Spotkałem kilka dziewczyn, które spłacały długi swoich matek. Znam historię 17-latki, która startowała w wyborach miss nastolatek. W finale jeden ze sponsorów poprosił, żeby mu coś "zrobiła" w zamian za tysiąc złotych. Stwierdziła, że za tyle pieniędzy to zrobi. Od tego się zaczęło. Później była wykorzystywana przez różnych ludzi z kręgów wyborów miss.
To jest fabryka prostytucji. Przeszła piekło. Nagrano ją, była szantażowana, gwałcona. Próbowałem ją z tego wyciągnąć, ale niestety nadal się tym zajmuje. Jak dziewczyna pracuje w tym biznesie, to wstawia sobie na portalu społecznościowym zdjęcie stu czy tysiąca róż. Albo jako przykrywkę dla rodziców oznaczają się na Facebooku, że są z koleżanką w Barcelonie. Nie wiem, jak ci rodzice to łykają.
Mówiłeś o alfonsach, ale okazuje się, że także kobiety pełnią taka rolę. Dużo ich jest?
Alfonsin jest zdecydowanie więcej niż alfonsów. Stosują inne metody niż mężczyźni.
Na czym polega różnica?
Najgorzej jest na "domówkach". Dziewczyny są gwałcone przez alfonsów i szantażowane, że jeśli czegoś nie zrobią, to zostaną wyrzucone na bruk. A alfonsiny stosują inne patenty. Próbują omotać dziewczyny, wmawiając, że wokół są inne grupy przestępcze, coś im może grozić, a one im pomogą. Zapewniają ochronę. Roztaczają ciepło domowe.
Alfonsiny stosują przemoc wobec prostytutek?
Tam jest przemoc psychiczna. Ostatnio na Facebooku opowiedziałem o jednej z alfonsin. Zgłosiło się do mnie wiele dziewczyn pokrzywdzonych przez nią.
Zostałeś obrońcą prostytutek, mimo że w przeszłości na nich zarabiałeś?
Miałem różne etapy w swoim życiu. Wyzwalałem je, pomagałem uwolnić się od alfonsów. Są takie, które dzięki mnie zerwały z tym życiem. Nie we wszystkich przypadkach się to udało.
Podobno niektóre agencje towarzyskie działają jak małe prywatne firmy - mają bankomaty i wystawiają faktury.
Znam takie przypadki. Była taka agencja towarzyska Rasputin na warszawskim Wilanowie przy ulicy Wiertniczej. Był tam taki przemiał pieniędzy, że w końcu postawili bankomat. Dodatkowo okradali przy nim klientów. Najlepsi potrafili zostawić tam po 200, 300 tysięcy złotych za świadczone usługi.
Ile zarabiają prostytutki w Polsce?
Te najsprytniejsze do stu tysięcy złotych miesięcznie.
Ile biorą za godzinę?
Tysiąc złotych. Pięć tysięcy za noc. Oczywiście te najlepsze.
A alfons?
Z każdej dziewczyny nieco mniej niż połowę stawki, która ona dostaje od klienta. Te sprytniejsze dziewczyny z czasem pozbywają się alfonsa. W Europie jest zamknięty krąg bardzo bogatych klientów, do których jeżdżą m.in. dziewczyny z Polski. Te najbardziej obrotne najpierw wyjeżdżają same, popracują rok, a później zaczynają wysyłać swoje koleżanki. Najlepsze kierunki to Monte Carlo, Saint Tropez, Dubaj, Londyn.
Co jakiś czas jest głośno o tym, że polskie modelki wyjeżdżają do szejków i w zamian za seks otrzymują ogromne kwoty. Jak duża jest tego skala?
Jest to bardzo częsty proceder. Znam nawet prezenterki telewizyjne, które tak zarabiały. Jedną z nich w 1998 roku przywieźliśmy z agencji towarzyskiej z Poznania do Warszawy. W tej chwili jest pogodynką. Wśród celebrytek jest sporo dziewczyn z taką przeszłością.
Za swoją działalność gangsterską trafiłeś do więzienia. Potem zająłeś się biznesem. Masz restaurację, produkujesz muzykę, wydajesz książkę. Ale masz też kancelarię prawną. Były gangster po stronie prawa?
Z powodu moich spraw sądowych miałem dużą wiedzę z zakresu prawa karnego. Nauczyłem się go na własnej skórze. Zatrudniliśmy prawników i aplikantów i zacząłem bawić się w kancelarię. W tej chwili mam tylko jednego klienta, któremu prowadzę obsługę prawną dużego dewelopera. Nie zajmuję się już drobnymi sprawami, bo to jest bardzo ciężka praca. Żeby kancelaria na siebie zarabiała, musi mieć kilkaset spraw czy klientów w toku.
Co sprawiło, że z jednego z najbardziej znanych gangsterów stałeś się biznesmenem?
Po pierwsze, zapłaciłem za swoje przestępstwa wszystkie kary i nawiązki. Nawet cofnąłem wniosek o odszkodowanie za to, że siedziałem cztery lata niewinny w więzieniu. Nie chciałem brać pieniędzy od państwa w związku z moją przeszłością. Chodziło o 1,2 mln zł. Jestem osobą rozliczoną, z czystą kartą. Bez problemu się odnalazłem w normalnym życiu. Po wyjściu z więzienia wziąłem się za budowanie. Zacząłem od budowy dachów, na których w ogóle się nie znałem. Robiłem nawet dachy po kilka tysięcy metrów kwadratowych. Tak zarobiłem pierwsze pieniądze.
Na deweloperstwie da się zarobić?
Mam bardzo bogate CV budowlane. Kończyłem halę widowiskową na Ursynowie, fabrykę Wedla, ministerstwo finansów i największy ośrodek pomocy społecznej w Młodzieszynie. Niedawno tarocistka powiedziała mi, że zmienię branżę. Poza budownictwem, od sześciu lat jestem restauratorem, ale to mnie już nie bawi. Chciałbym robić coś nowego.
Propozycję napisania książki miałem już w 2008 roku, jeszcze zanim "Masa" wydał swoją pierwszą. Nie chciałem wtedy tego robić, nie zgadzałem się nawet na żadne wywiady. Unikałem mediów. Chciałem normalnie żyć. Ale przeszłość i tak mi zaszkodziła. Po wyjściu z więzienia pracowałem na biznesowej uczelni im. Koźmińskiego w Warszawie. Nie przedłużyli ze mną umowy dlatego, że byłem kryminalistą. Ciężko wyjść na prostą, gdy ludzie ci nie pozwalają, mimo że jesteś dobry i czynisz dobro.
Teraz postanowiłeś jednak opowiedzieć o swojej kryminalnej przeszłości, gdy tego dobra raczej nie było.
Nie chciałem opowiadać o swojej przeszłości, bo nie ma się czym chwalić. To była taka część życia, z której na pewno moja rodzina nie jest dumna. Odważyłem się napisać książkę, ponieważ minister sprawiedliwości Zbigniew Ziobro usunął z prokuratury grupę trzymającą władzę. To książka o moim życiu, o tym, co robiłem, gdy byłem przestępcą. Za co zostałem skazany i za co odpowiedziałem. Będą jeszcze dwie części.
Chorowałeś na depresję.
Już z tego wyszedłem, to jest bardzo ciężka choroba. Jeszcze w Polsce nierozumiana przez społeczeństwo. Człowiek w depresji bardzo mało wychodzi z domu. Nie ma na to ochoty. Przez chorobę przytyłem 17 kilo. Mam teraz problemy, bo nie lubię za często wychodzić. Musze się motywować, żeby nie siedzieć w czterech ścianach.
Dlaczego zachorowałeś?
Układ prokuratorski chciał mnie wsadzić do więzienia, mimo że już zapłaciłem za swoje winy. Sąd nie zaliczył mi aresztu, który już odbyłem. Można to było zaliczyć do kolejnej sprawy. Nawet prokurator poparł mój wniosek, ale inny się nie zgodził. To był dla mnie taki szok. Odsiedziałem w sumie 7,5 roku i znów miałem wrócić do więzienia? Byłem przerażony. Tak się zaczęła depresja. Wyjechałem z Polski, ukrywałem się chwilę. Znalazł się jednak niezależny sędzia, który mi uratował życie i przychylił się do mojego wniosku. Miałem już takie stany depresyjne, że nosiłem ze sobą strzykawkę z insuliną, by w razie czego popełnić samobójstwo. Ale teraz mam bardzo fajną motywację i chcę robić nowe rzeczy. Wydaję książki i szukam scenarzysty.
Będzie film?
Mam nadzieję, że tak.
Kto mógłby cię zagrać?
Maciej Zakościelny, którego poznałem przy okazji sprzedaży mojej inwestycji. Zrobił na mnie dobre wrażenie. Tak samo jak jego rola w najlepszym polskim serialu, który powinien być obowiązkowy przy edukacji. Ma też, tak jak ja, przodków, którzy walczyli w Powstaniu.