Francja: śledztwo po antyamerykańskiej manifestacji w Paryżu
Prokuratura paryska wszczęła dochodzenie w celu wykrycia inicjatorów sobotniej manifestacji przed ambasadą USA w stolicy Francji, po której zatrzymano 152 osoby - podały francuskie media. Opozycja krytykuje rząd za dopuszczenie do zajść.
17.09.2012 | aktual.: 17.09.2012 15:28
W sobotę przed amerykańską placówką dyplomatyczną przy Placu Zgody w centrum Paryża demonstrowało 200-250 osób, protestując przeciw wyprodukowanemu w USA antyislamskiemu filmowi "Niewinność muzułmanów". W trakcie starć z policją lekko rannych zostało sześciu funkcjonariuszy. Jak podały źródła policyjne, wśród 152 zatrzymanych były osoby pochodzące z Tunezji, Syrii i Egiptu.
Według radia Europe 1 większość demonstrantów stanowiła młodzież z paryskich imigranckich przedmieść, ale jedna trzecia protestujących przypominała wyglądem radykalnych muzułmanów - salafitów, miała dżelaby (tradycyjne długie szaty wierzchnie) i długie brody; widać było także kilka kobiet w zasłonach okrywających je od stóp do głów.
Jak podał dziennik "Le Monde", prokuratura paryska zarządziła w niedzielę śledztwo, aby wykryć organizatorów manifestacji. Według wstępnych ustaleń organów śledczych wielu z uczestników odpowiedziało na apel rozpowszechniany drogą esemesową oraz przez portale społecznościowe.
Minister spraw wewnętrznych Manuel Valls potępił w niedzielę w telewizji France 2 paryską demonstrację jako "niedopuszczalną." Zaznaczył, że jej uczestnicy "przedstawiają w sposób karykaturalny islam, jaki jest praktykowany we Francji" i że "nie należy ich mylić z większością obywateli tego kraju".
- Nie pozwolę na zakryte od stóp do głów kobiety, ani na modlitwy na ulicach, ani na to, aby slogany przeciwko naszym sojusznikom czy naszym wartościom można było usłyszeć na ulicach. Będę ogromnie stanowczy - podkreślił Valls.
Zdecydowany opór przeciw islamskim radykałom zapowiedział też w niedzielę socjalistyczny premier Jean-Marc Ayrault.
Z kolei główna siła prawicowa - Unia na Rzecz Ruchu Ludowego (UMP) - zaatakowała rząd za dopuszczenie do nielegalnej manifestacji. Były premier Francois Fillon zażądał w niedzielę od szefa państwa, socjalisty Francois Hollande'a, "wyjaśnienia faktu, jak prefekt Paryża mógł tolerować podobną manifestację salafitów" w pobliżu ambasady USA i siedziby francuskiego prezydenta.
Szefowa skrajnie prawicowego Frontu Narodowego, Marine Le Pen, która zajęła trzecie miejsce w tegorocznych wyborach prezydenckich, ostrzegła w poniedziałek, że "jutro w Paryżu będzie manifestować nie 250, ale 100 tysięcy" radykalnych islamistów. Według Le Pen manifestacje na świecie przeciw filmowi "to tylko początek zastraszania" państw zachodnich przez muzułmańskich fundamentalistów.
- To, co się stało (w sobotę), dowodzi słabości naszego wywiadu, który powinien znać manifestantów, zanim jeszcze zaczęli oni demonstrować - dodała Le Pen.