Francja kłóci się o Napoleona. Macron wychodzi przed szereg
Francja obchodzi 200. rocznicę śmierci Napoleona Bonapartego. Po cichu, bo wydarzenie to wywołuje nad Sekwaną i na terytoriach zamorskich wiele kontrowersji. Oficjalnym obchodom towarzyszą kłótnie polityczne i podziały społeczne. Pojawiają się nawet głosy, że uroczystości powinny zostać odwołane. A prezydent Emmanuel Macron próbuje godzić wodę z ogniem.
Aktualny prezydent Francji Emmanuel Macron jeszcze przed obchodami robił wszystko, żeby nie miały one za wiele wspólnego z uroczystym świętowaniem. Pałac Elizejski zaznaczył, że przywódca "upamiętni, ale nie odda hołdu" cesarzowi Francji i że okrągła 200. rocznica śmierci Napoleona Bonapartego nie będzie okazją do celebracji.
Główne obchody odbyły się w paryskim Instytucie Francji. To tam właśnie przemówienie wygłosił Emmanuel Macron. Jak zapowiadał jeden z jego współpracowników, prezydent potępił niewolnictwo, określając je mianem obrzydliwości, także w kontekście minionych czasów. Macron zwracał też uwagę na złożoność postaci Napoleona, który z jednej strony zasługuje na szacunek Francuzów, a z drugiej ma również ciemne karty w swojej bogatej biografii. Wcześniej Macron wysłuchał wystąpień historyków specjalizujących się w epoce napoleońskiej, m.in. Jeana Tularda, jednego z czołowych ekspertów w tej dziedzinie. Przywódca Francji udał się później do Kościoła Inwalidów, gdzie złożył wieniec przy sarkofagu z prochami Napoleona.
To pierwszy francuski prezydent od dawna, który w tak bezpośredni sposób odnosi się do kontrowersji wobec Napoleona Bonapartego. I pierwszy, który jednocześnie nie chce, żeby postać cesarza Francji została zapomniana. - Ostatnim prezydentem Francji, który czcił Napoleona, był Georges Pompidou w 1969 roku na dwusetlecie jego urodzin. Od tego czasu przywódcy kraju stronili od zajmowania jednoznacznego stanowiska. Macron nie unika tematu i to można mu zapisać na plus - mówi Wirtualnej Polsce prof. Tomasz Michalski z HEC Paris.
Prezydent na wojnie kulturowej
Z tego też powodu przeciwko organizacji obchodów 200-lecia jego śmierci protestowała także francuska lewica. Alexis Corbiere ze skrajnie lewicowej partii France Insoumise uważa, że państwo - a zwłaszcza prezydent - w ogóle nie powinni obchodzić rocznicy. - Macron wykorzystuje historię do celów politycznych - mówi w wywiadzie dla BBC. Z kolei Roger Cohen napisał w środę w artykule dla "New York Timesa", że składając kwiaty przy sarkofagu Napoleona w kościele Inwalidów Marcon "wchodzi w sam środek wojen kulturowych Francji".
- To stanowisko Macrona z pewnością ma wymiar polityczny. Przede wszystkim staje on w opozycji do Marine Le Pen i wszystkich figur autorytarnych. Chce zaprezentować nowoczesną centrową pozycję. Pokazać, że nie jest ze skrajnej prawicy, która będzie wielbić francuską misję cywilizacyjną w Algierii czy w koloniach. A z drugiej strony, że jest w opozycji do skrajnej lewicy, do goszystów. To jest oczywiście obliczone na przyszłoroczne wybory prezydenckie - mówi prof. Tomasz Michalski.
Dzisiejsza Francja pozostaje zdystansowana wobec autokratycznych rządów Napoleona i jego przyzwolenia na niewolnictwo. Szczególnie w kontekście ruchu Black Lives Matter i pojawienia się nowego pokolenia głośnych krytyków rasizmu we Francji, decyzja cesarza o przywróceniu niewolnictwa w 1802 roku budzi wiele kontrowersji i rozgrzewa debatę nad spuścizną po "geniuszu wojny". - Z drugiej strony prezydent Francji nie popiera jednak tzw. cancel culture i dystansuje się od "ruchu przebudzonych", który w Stanach Zjednoczonych głośno i niekiedy przesadnie domaga się zwrócenia uwagi na różnego rodzaju mniejszości - podkreśla ekspert.
Tyran i geniusz w jednym?
Pochodzący z Korsyki słynny przywódca Francji jest jedną z najbardziej kontrowersyjnych i dzielących społeczeństwo postaci w historii tego kraju. Francuzi cenią go jako znakomitego wodza, jednego z największych w historii świata, i przypominają zasługi w stworzeniu nowocześnie zarządzanego państwa. Pamiętają też wkład w ustanowienie prawa (Kodeks Napoleona) i podjęcie ważnych reform m.in. w zakresie edukacji czy ekonomii.
Napoleon Bonaparte przejął władzę w wyniku zamachu stanu w 1799 roku. Został wówczas Pierwszym Konsulem Francji. Było to równoznaczne z kresem rządów Dyrektoriatu i końcem rewolucji francuskiej. Wraz z kolejnymi zwycięstwami na polu bitwy, m.in. w Bitwie pod Austerlitz, wyrósł na "geniusza wojny", jak był często później nazywany, a francuskie imperium zdominowało większość kontynentalnej Europy. Bonaparte jest też uważany za twórcę Księstwa Warszawskiego, co stało się na mocy Traktatu w Tylży w 1807 roku.
Bonapartemu zarzuca się jednak m.in. cofnięcie swobód dla kobiet i przywrócenie niewolnictwa, zniesionego w czasach I Republiki Francuskiej. Część historyków uważa, że motywacją do tego była chęć zdominowania ważnego wówczas handlu cukrem na Karaibach, o który to Francja walczyła z Anglią. Inni są jednak zdania, że decyzja miała podłoże rasistowskie.
Coraz więcej Francuzów podważa jednak pomnikowość wybitnego rodaka. - Społeczeństwo się zmienia. Zmienia się ogląd przeszłości. Poza tym wiele z tych osób, na przykład na Martynice czy w Gwadelupie, ma przeszłość niewolniczą. Dla nich honorowanie kogoś, kto wprowadził na nowo niewolnictwo, które Republika zniosła, jest absolutnie nie do przyjęcia - podkreśla prof. Tomasz Michalski.
W jednym z niedawnych artykułów w "New York Timesie" amerykańska historyczka Marlene Daut nazwała Napoleona "największym tyranem Francji". Z kolei niemiecki publicysta Jan Fleischhauer pisał w tygodniku "Der Spiegel", że Napoleon był twórcą nacjonalizmu, który prześladował później Europę i przyniósł jej wiele złego. Fleischhauer dodał też, że tak czy inaczej cesarz Francji zapoczątkował epokę współczesnej polityki.
Obejrzyj także: 40 dni w izolacji. Koniec eksperymentu we Francji