Fenomen seksu oralnego - na czym polega?
Jest niedojrzały, zdradza, namiętnie ogląda pornografię, bywa uzależniony od seksu, sponsoruje studentkę... Najsłynniejszy polski seksuolog prof. Zbigniew Lew-Starowicz w rozmowie z Wirtualną Polską zdradza największe tajemnice polskiego mężczyzny.
09.02.2012 | aktual.: 05.06.2018 15:56
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
WP:
Joanna Stanisławska: O mieszkańcach Południa mówi się, że mają temperament. Czy Polacy są namiętni?
Prof. Zbigniew Lew-Starowicz:- Nie ma czegoś takiego, jak seks po polsku, po włosku czy hiszpańsku. To stereotypy. Tak samo nie można wprowadzić jednej kategorii pod nazwą: polskie społeczeństwo. Bo tworzą je i tradycyjne podkarpackie wioski, z których rekrutuje się najwięcej kandydatów do zakonów i seminariów duchownych, i internauci, którzy zawierają znajomości w sieci, są grupą najbardziej aktywną i otwartą na seks, to są też sponsorzy i ich sponsorowane studentki, tradycyjne małżeństwa, single... Można powiedzieć, że w naszym kraju równolegle współistnieją różne społeczeństwa. A temperament nie zależy od klimatu. Natomiast z pewnością łatwiej o ekspresję seksualną w gorącym klimacie, gdzie partnerzy niewiele mają na sobie, niż tam, gdzie są okutani w grube futra i trzęsą się z zimna...
WP: Z badań wynika, że blisko 70% z nas jest usatysfakcjonowanych z życia seksualnego, jednak czas, jaki spędzamy w łóżku jest coraz krótszy - wcześniej było to średnio trochę ponad 17, teraz już tylko 14 minut. Dlaczego?
- To zadowolenie bierze się stąd, że nie mamy wygórowanych oczekiwań. Wielu osobom wystarcza sam fakt, że dochodzi do seksu i jest on przyjemny. Jeżeli chodzi o skrócenie czasu stosunku, jestem sceptyczny wobec takich badań - ludzie nie chodzą przecież do łóżka ze stoperem! Owszem, niektórzy mają pewne rytuały dotyczące współżycia, np. rozpoczynają grę miłosną wraz z "Dobranocką", a kończą na sygnał "Wiadomości". Na ogół jest to jednak czysto subiektywny czas, krótszy od obiektywnego. Zresztą, nie ma znaczenia, czy seks trwa 25 czy 13 minut. Chodzi o to, by był efektywny, dawał satysfakcję. Jeżeli są ludzie, którzy są bardzo namiętni, szybko się podniecają i dochodzą do satysfakcji, to dlaczego mamy im narzucać 25-minutowy model seksu?
WP: Współczesna kultura jest przesiąknięta seksem. Jesteśmy coraz bardziej otwarci, mamy większą liczbę partnerów, chętniej inicjujemy kontakty seksualne. Okazuje się jednak, że wcale nie jest nam łatwiej budować szczęśliwe związki - rośnie liczba singli i rozwodów. Z czego to wynika?
- To, że ktoś miał 7, 10, 15 partnerów seksualnych nie oznacza wcale, że dysponuje wystarczającą wiedzą i umiejętnościami, by zbudować relację. Można mieć nawet tysiąc partnerów seksualnych i być ignorantem w tej dziedzinie. Okazuje się, że osoby mające wielu kochanków operują podobnymi schematami, którymi posługują się ludzie z ograniczonym doświadczeniem seksualnym. Z reguły kobieciarzom wszystkie partnerki zlewają się w jedną, oni nie różnicują ich osobowości. A żeby wiedzieć coś więcej na temat drugiej płci, żeby mieć większą perspektywę w patrzeniu na nią, trzeba trochę z nią pożyć...
WP: Mówi się, że każdy mężczyzna prędzej czy później zdradzi, bo ma to we krwi. Zna pan takich, którzy są wierni jednej żonie przez całe życie?
- Oczywiście. Pogląd, że mężczyźni są niewierni z natury to stereotyp. Jeżeli np. ze statystyk wynika, że 42% mężów zdradza swoje żony, to jednak te 58% tego nie robi. To tak jak ze szklanką do połowy pustą, albo pełną, zależy co chce się widzieć. Te statystyki też trzeba rozumieć, wszystko zależy od rodzaju zdrady. Znam wieloletnie związki, w których mężczyźni są monogamistami i nigdy nie zdradzili swojej partnerki. Są też tacy, którzy mieli jeden skok w bok, ale to był wyłącznie seks dla seksu. Niektórzy moi pacjenci pod ziemię by się zapadli, gdyby wyszło na jaw, że zdradzili. Bo zrobili to po pijaku, pod presją, nie chcieli wyjść na głupka, który odmawia kobiecie. Z kolei inni prowadzą podwójne życie, mają długoletnie kochanki i są z tego dumni. Kobiety nie mogą żyć w ciągłym lęku przed zdradą, nastawiać się na to, że partner okaże się nielojalny.
WP:
Jak uchronić się przed zdradą?
- Wiele zależy od pozycji kobiety w związku. Jeżeli jest ona wysoka, mężczyzna jest zaangażowany, przy czym partnerka postawiła jasny warunek: "Jeżeli mnie zdradzisz, koniec z nami!", wtedy prawdopodobieństwo zdrady jest bardzo małe. Wzrasta za to, kiedy to kobiecie bardziej na nim zależy, a mężczyzna został wychowany w duchu przyzwolenia dla męskich zdrad. Kiedy facet wie, że nawet, jeżeli zdradzi to partnerka trochę popłacze, a potem mu przebaczy, wtedy chętniej to robi.
WP:
Zdrady się nie wybacza?
- Przeciwnie. Zdrada jest objawem choroby związku, ale nie jest to choroba śmiertelna. Trzeba znaleźć jej przyczynę i przeprowadzić leczenie. Dopiero kiedy partner powie ze spokojem: "Odchodzę, zakochałem się w innej" i tam jest już przygotowane gniazdo, wtedy koniec. Na szczęście rzadko się tak zdarza. Na ogół jest szarpanina, cierpienie...
WP:
Mężczyźni potrafią oddzielać seks od miłości, czy kobiety też są do tego zdolne?
- Kiedyś to rzeczywiście była cecha o wiele częściej spotykana u mężczyzn. Teraz wiele kobiet potrafi uprawiać seks dla seksu, przespać się z fajnym facetem, bez więzi uczuciowej. WP: W swojej książce "Lew-Starowicz o mężczyźnie" diagnozuje pan zjawisko epidemii Piotrusiów Panów. Ci niedojrzali mężczyźni najczęściej wychowali się w domach, w których matka była pobłażliwa i wiecznie nadskakiwała synowi. Dlaczego kobiety kobietom gotują taki los?
- Mówię o epidemii, bo zjawisko jest dosyć spore. Mężczyźni dojrzewają coraz później, średnio w okolicach czterdziestki. Taka męska niedojrzałość może być problemem, ale są partnerki, którym w pełni odpowiada Piotruś Pan, bo to mężczyzna, który umie ubarwić życie, cieszyć się nim, ma wiele pomysłów, rozpiera go energia. Kobiety kwitną w takich związkach, nie nudzą się, jeżeli ich żywotne potrzeby są zaspokajane, wtedy wszystko jest ok. Wielu Piotrusiów Panów żyje sobie jak pączek w maśle, mogą mieć 50, 60 lat i dalej być niedojrzali. Problem pojawia się, gdy Piotruś Pan rozczaruje w czymś partnerkę, której zmieniają się priorytety, bo np. na świat przychodzą dzieci. Wtedy oczekuje ona, że taki Piotruś Pan stanie się odpowiedzialnym ojcem, albo, kiedy straci pracę, zamiast wciąż się bawić, założy własną firmę. Niedojrzały mężczyzna może jednak świetnie funkcjonować w związku z dojrzałą partnerką, która potrafi sobie z nim radzić.
WP: Na czym polega fenomen seksu oralnego? Dlaczego panowie tak go uwielbiają, a kobiety mają opory, by tak ich pieścić?
- To bardzo silnie działająca forma stymulacji seksualnej, bo receptory czuciowe są skupione na niewielkim obszarze. Dla mężczyzny ważne są też walory wzrokowe, kiedy widzi jak partnerka go pieści. Również kobieta pobudzana językiem przez partnera, może mieć znacznie przyjemniejsze doznania niż pieszczona palcami. Zmniejsza się stopniowo ilość kobiet, które nie chcą w ten sposób pieścić partnerów. Jeżeli mają opory mogą one wynikać z tradycyjnego wychowania. Takie pieszczoty są wyrazem akceptacji ciała partnera. Jeżeli kobieta nie jest w stanie się przełamać, może to oznaczać, że nie ma wystarczająco bliskiej więzi emocjonalnej i uczuciowej z partnerem.
WP: Dlaczego mężczyźni tak chętnie sięgają po pornografię? Wiele kobiet nie potrafi tego zrozumieć.
- Mężczyźni są wzrokowcami - bodźce wizualne mają dla nich największe znaczenie. Trudno byłoby ich odciąć od pornografii w ogóle, nauczyli się w ten sposób rozładowywać napięcie. Kobiety jednak czują się zagrożone, odbierają takie zachowanie partnera jako zdradę emocjonalną. Myślą sobie: "Pociągają go inne kobiety, już mu nie wystarczam". Niepotrzebnie.
WP: Ale narzekają też, że partnerzy w łóżku powielają wzorce czerpane z pornografii. To może być powodem do niepokoju?
- Tak może się zdarzyć, jeżeli partner zbyt często ma kontakt z pornografią lub gdy jest ona źródłem jego uświadomienia seksualnego. Kobiecie powinna zapalić się czerwona lampka, gdy mężczyzna woli pornografię od swojej partnerki. Gdy odczuwa przymus kontaktu z pornografią, staje się ona rytuałem jego życia codziennego, afrodyzjakiem, bez niej nie potrafi się podniecić i mieć erekcji. Jeżeli wyłącznie takie obrazy są bodźcem stymulującym. To sygnał, że jest źle.
WP: Wkrótce na ekranach polskich film zobaczymy film "Wstyd" w reżyserii Steve'a McQueena, który porusza problem seksoholizmu. Po lekturze kolorowych gazet można wysnuć wniosek, że co drugi aktor hollywoodzki jest uzależniony od seksu. Czy to faktycznie problem masowy?
- Seksoholizm to obecnie modne hasło. Ten termin jest jednak nadużywany. Prawdziwych seksoholików, czyli takich, u których rozpoznano chorobę jest znacznie mniej, niż mówią statystyki. Niektórym mężczyznom łatwiej jest powiedzieć, że są seksoholikami, niż przyznać, że zdradzają, stale uganiają się za spódniczkami. Żonom też jest łatwiej się z tym pogodzić, bo lepiej mieć chorego męża niż takiego, który ją stale zdradza, jest kobieciarzem.
WP:
Kiedy zaczyna się uzależnienie od seksu?
- Na pewno nie chodzi tu o częstotliwość kontaktów seksualnych. Jeżeli partner chce codziennie seksu, to nie znaczy, że jest uzależniony, ale po prostu ma duży temperament. Problem zaczyna się wtedy, kiedy działa w sposób przymusowy, nie potrafi zapanować nad popędem, jest mu całkowicie podporządkowany. Nie ma potrzeby seksu tak naprawdę, ale musi to robić. Tak jak ten, który pali papierosy - już nie chce zapalić, ale musi. Seks wówczas już nie sprawia przyjemności - tylko cierpienie. Taki mężczyzna stale musi się podniecać pornografią, nawiązywać romanse, potrzebuje wciąż nowych bodźców...
WP: A sponsoring? Kolejne modne hasło czy poważny problem? Pan nazywa go "zdrowszą formą prostytucji".
- Tak, bo tego zjawiska nie da się wyplenić. Najstarszy zawód świata był, jest i będzie istniał. Ma trzy formy: prostytucja uliczna, agencje towarzyskie i ostatnio sponsoring. Lepiej, że istnieje coś takiego niż stanie na ulicy. Sponsoring rozwija się w dzisiejszych czasach, bo jest obecnie czymś bardzo łatwym. W czasach małych społeczności, w których wszyscy się znali, taka sponsorowana osoba zostałaby natychmiast odkryta. Teraz żyjemy w megalopolis, ludzie są dla siebie nawzajem anonimowi. Poza tym istnieje internet, który bardzo ten proceder ułatwił. Sto lat temu kobieta musiała się osobiście spotkać ze sponsorem, ustalić szczegóły, teraz wystarczy, że umieści ogłoszenie w sieci... WP: W swojej najnowszej książce wyróżnia pan kilka typów kochanków. Jest Sportowiec, który ceni sobie rachunki i liczy kochanki, Ekspert - "ginekolog praktyk", Pan i Władca, prawdziwy zarządca kobiety, Gość, który odwiedza kobietę wtedy, kiedy chce, niedokształcony Ignorant - jego wiedza na temat seksu i postrzegania kobiety
sprowadza się do tego, co widział w pornografii, Paź, który jest w stu procentach nastawiony na nią - swoją panią, Nieudacznik - całkowita pomyłka w sprawach seksu... Czy któryś ma cechy kochanka idealnego?
- Jest jeszcze jeden typ, którego pani nie wymieniła. To Casanova, mężczyzna, który uwodzenie ma we krwi. Casanovie przypięto łatkę rozpustnika, który brylował po dworach i marnie skończył. Dla mnie jednak ma cechy kochanka idealnego. To przyjaciel kobiet, który dla każdej jest inny, bo intuicyjnie wyczuwa, czego potrzebuje. Takie zachowanie jest domeną kochanków artystów...
WP: Przychodzą do pana po poradę także pary homoseksualne, a także geje, którzy żyją w ukryciu i żenią z kobietami. Czym się kierują?
- Decydują się na taki krok, bo odczuwają bardzo silne pragnienie posiadania rodziny. Wybierają sobie partnerkę, która ma małe potrzeby seksualne, jest skoncentrowana na macierzyństwie. Uprawiając z nią seks wyobrażają sobie np., że mają kontakt analny z mężczyzną. Męska wyobraźnia jest nieograniczona. Jednocześnie tacy mężczyźni mają związki gejowskie. Szacuje się, że około jednej trzeciej homoseksualnej populacji męskiej zakłada rodziny.
WP:
Żony nic nie podejrzewają? Jak to możliwe?
- Bo są wyczulone na ewentualne romanse męża z innymi kobietami, obserwują, jak mąż odnosi się do koleżanek z pracy, czy ogląda się za spódniczkami na ulicy. Jeżeli takiego wzmożonego zainteresowania nie widzą, śpią spokojnie. A, że mąż ma kolegę, z którym jeździ na polowanie czy na innego rodzaju męskie wypady... Kamuflaż jest tak daleko posunięty, że kobiety do śmierci mogą nie wiedzieć o prawdziwych upodobaniach seksualnych swoich mężów. Jeżeli mężczyzna raz wstąpi na taką drogę, niczym się nie zdradzi. Bardzo rzadko się zdarza, że prawda wychodzi na jaw.
WP:
Na koniec obalmy wciąż pokutujące mity dotyczące seksu: czy długość ma znaczenie?
- Mężczyźni mają obsesję na tym punkcie, przez stulecia próbowali sobie penisy powiększać, stosując różnego rodzaju zioła czy nawet ciężarki. Jednak dla kobiet długość członka nie jest aż tak ważna. Liczy się przede wszystkim grubość, jest to związane z budową kobiety.
WP:
Czy panowie z dużymi nosami są obdarzeni większym przyrodzeniem?
- Nie, to kompletny absurd.
WP:
Czy obfite owłosienie świadczy o wysokim libido?
- Częściowo, bo mężczyźni z większym poziomem testosteronu mają też mocniejszy zarost, tylko nie zawsze przekłada się to na seksualność. Ale tak, o pewnej korelacji można mówić.
Rozmawiała Joanna Stanisławska, Wirtualna Polska * Prof. Zbigniew Lew-Starowicz*- najbardziej znany polski seksuolog i psychoterapeuta, prezes Polskiego Towarzystwa Seksuologicznego i Polskiego Towarzystwa Medycyny Seksualnej. Krajowy konsultant seksuologii, biegły sądowy. Tematykę seksualną w mediach zaczął propagować pod koniec lat 60. Jest autorem prawie pięćdziesięciu publikacji naukowych i popularnonaukowych, w tym kilku podręczników akademickich. Właśnie ukazała się jego najnowsza książka zatytułowana "Lew-Starowicz o mężczyźnie", która ukazała się nakładem Wydawnictwa "Czerwone i Czarne".