"Elektroniczny areszt domowy" według Sejmu
Sejm powrócił do pomysłu, aby w
przypadku niektórych skazanych kara więzienia mogłaby być
zamieniona na dozór elektroniczny, czyli tzw. bransoletę. Podczas
debaty wszystkie kluby parlamentarne opowiedziały się za
kontynuowaniem prac w sejmowej komisji nad wprowadzeniem takich
rozwiązań.
04.04.2006 | aktual.: 04.04.2006 16:26
Podobne rozwiązania proponowano w poprzedniej kadencji Sejmu, ale parlament nie zdążył ich uchwalić. Projekt nowelizacji Kodeksu karnego wykonawczego, Kodeksu postępowania karnego, Kodeksu wykroczeń i Kodeksu karnego złożył klub SLD.
Według projektu skazani na krótkoterminowe kary pozbawienia wolności (do 6 miesięcy lub do roku, pod warunkiem, że połowa kary już została odbyta) poddani byliby dozorowi elektronicznemu. Nosiliby specjalne, niemożliwe do usunięcia bez uszkodzenia nadajniki, służące całodobowej kontroli (w postaci bransoletki na nadgarstku lub kostce). W okresie odbywania kary skazany nie mógłby bez zgody sądu penitencjarnego zmieniać miejsca zamieszkania lub wskazanego miejsca pobytu, mógłby natomiast - po uzgodnieniu z sądem - pracować w określonych porach dnia, odbywać praktyki religijne, uczyć się, korzystać z opieki medycznej itp.
Katarzyna Piekarska (SLD), która przedstawiła projekt w Sejmie, podkreśliła, że rozwiązania takie dotyczyłyby tylko osób skazanych za drobne przestępstwa, które nie są zagrożeniem dla porządku publicznego. np. uchylanie się od płacenia grzywien, a także tych, którzy nie płacą alimentów; zastosowanie dozoru elektronicznego pozwalałoby także np. egzekwować zakaz zbliżania się do ofiary sprawcom przemocy domowej.
Proponowana reforma to remedium na przeludnione więzienia - zachwalała pomysł posłanka. Bowiem według szacunków autorów projektu dzięki elektronicznym bransoletom o 10-15 tys. osób zmalałaby liczba odsiadujących wyroki.
Posłowie podzieli pogląd Piekarskiej, że wprowadzenie elektronicznego dozoru może przyczynić się rozwiązania problemu przeludnienia więzień, a także do lepszego egzekwowanie sankcji, jak również do resocjalizacji skazanych. Elektroniczny dozór nadal będzie stanowić represję karną, ale nie pozbawi skazanego możliwość kontynuowania nauki, wykonywania pracy - mówili posłowie.
Cezary Grabarczyk (PO) przywołał dane z resortu sprawiedliwości, z których wynika, że na dzień 20 marca w więzieniach siedziało 86 732 więźniów; miejsc w tych zakładach jest 71 293. Oznacza to, że dla ponad 15 tys. wygospodarowano trzecie piętro na pryczach, zlikwidowano świetlice by zrobić miejsce - mówił poseł. Dodał, że - mimo to - na wolności nadal przebywa ponad 38 tys. skazanych prawomocnym wyrokiem na bezwzględne pozbawienie wolności. Piekarska i niektórzy posłowie podnosili także to, że "elektroniczne kajdanki" będą tańsze niż koszty utrzymania więźnia w zakładzie karnym. Co więcej, dozór elektroniczny to nie nowinka techniczna, a rozwiązania sprawdzone na świecie - podkreślała posłanka SLD. Jak zaznaczyła, podobne przepisy obowiązują w większości krajów europejskich, m.in. w Szwecji, Wielkiej Brytanii i Francji.
Według projektu SLD, skazani na krótkoterminowe kary pozbawienia wolności nosiliby specjalne, niemożliwe do usunięcia bez uszkodzenia nadajniki, służące całodobowej kontroli (w postaci bransoletki na nadgarstku lub kostce). Cały system składałby się z trzech głównych części: nadajnika, odbiornika podłączonego do konwencjonalnej linii telefonicznej lub telefonu komórkowego (montowanego w domu skazanego) i komputera przyjmującego sygnały i w ten sposób sprawdzającego, czy skazany narusza ustalone zasady czy nie. Informacja ta jest przekazywana funkcjonariuszowi monitorującemu skazanego. Bransoletka, którą mieliby nosić skazani, przypomina plastikowy zegarek.
Na koszty przedsięwzięcia składają się przede wszystkim wydatki związane z urządzeniami technicznymi i wynagrodzeniami dla funkcjonariuszy wymiaru sprawiedliwości sprawujących nadzór nad monitorowanymi.
Minister sprawiedliwości Zbigniew Ziobro określił projekt SLD mianem "niedopracowanej idei pełnej luk i nieścisłości", której brak szczegółowych rozwiązań, np. kto, jak, komu i kiedy miałby nakładać skazanym elektroniczne bransolety.
Przede wszystkim jednak - jak mówili Ziobro i wiceminister sprawiedliwości Andrzej Kryże - brak w projekcie SLD wyliczenia rzeczywistych kosztów funkcjonowania elektronicznego systemu. Uważają oni, że może się okazać, iż będzie to droższe niż obowiązująca dziś kara pozbawienia wolności.
Kryże podkreślił, że dotyczący tej samej sprawy projekt jest już gotowy w resorcie sprawiedliwości, a ponadto sporządzono do niego akty wykonawcze. I dopiero teraz prowadzone są analizy finansowe, bo nie można analizować projektu, którego nie ma - dodał. Powiedział przy tym, że, według wstępnych wyliczeń, wdrożenie systemu dozoru elektronicznego dla 15 tys. osób kosztowałoby 85 mln zł, a roczny koszt jego funkcjonowania opiewa na około 50 mln zł. W innych, znacznie bogatszych krajach, np. w Wielkiej Brytanii wdrażany system napotykał na wielkie kłopoty i straty, dlatego trzeba go dopracować - dodał Kryże.
Opowiada się on za osobną, "eksperymentalną" ustawą na ten temat, która - tak jak ustawa o świadku koronnym, obowiązywałaby przez czas określony, po którym możnaby naprawić w niej ewentualne błędy.