E‑papieros wybuchł mu w kieszeni. Polak kolejną ofiarą chińskich baterii
Poparzone genitalia, oparzenia na udzie tak głębokie, że konieczny był przeszczep skóry. To skutki wybuchu baterii e-papierosa w kieszeni 41-letniego Damiana Goli z Katowic.
03.12.2018 | aktual.: 04.12.2018 10:25
Bateria litowo-jonowa wielkości palca zapaliła się, kiedy mężczyzna wracał ze spaceru. - Zapasowa bateria do e-papierosa, którą miałem w kieszeni spodni, wybuchła. Nogawka mi płonęła, zrzuciłem spodnie. Jeszcze przez kilka sekund bateria paliła się ostrym, białym płomieniem - relacjonował dziennikarzom Damian Gola. Jego noga wyglądała fatalnie. Miał otwartą, głęboką ranę, miejscowe oparzenia trzeciego stopnia. Konieczna była interwencja lekarzy i przeszczep skóry. Wypadek opisuje gazeta "Fakt". Zszokowany rozmówca zadeklarował, że kończy z e-papierosami.
Po pladze wybuchających telefonów komórkowych, wady fabryczne ogniw baterii litowo-jonowych pojawiają się w elektronicznych papierosach. W ubiegłym roku serwis ePoznań.pl opisywał podobne zdarzenie. Wybuch i niewielki pożar spowodowała bateria e-papierosa podłączona na zaledwie kilkanaście minut do ładowania. Skończyło się tylko na nadpalonej szafce z książkami. W maju tego roku tragicznie zakończył się wypadek 38-letniego Tallmadge’a D’Elia z Florydy. Jego e-papieros wybuchł w trakcie palenia. Wypadek spowodował pożar, w którym śmierć poniósł sam użytkownik. Jak podawały wówczas media, tylko w latach 2009-2014 doszło w USA do 25 przypadków wybuchów akumulatorów w elektronicznych papierosach.
Dlaczego baterie litowe wybuchają?
Według prof. Marka Marcinka z Wydziału Chemii Politechniki Warszawskiej wypadki z ogniwami litowo-jonowymi mogą być coraz częstsze. - Wynika to z absurdalnego wyścigu producentów elektroniki. Baterie mają być coraz mniejsze, czas ich ładownia coraz krótszy, a cena jak najniższa. Jednocześnie magazynują coraz więcej energii, a poddawane coraz bardziej ekstremalnym przeciążeniom podczas ładowania - tłumaczy WP prof. Marcinek. - Obecnie branża producentów walczy z problemem tzw. zarządzania ciepłem w ogniwie. Już tylko lekkie odkształcenie mechaniczne powierzchni akumulatora, uderzenie np. podczas noszenia w kieszeni, może doprowadzić do gwałtownej reakcji chemicznej i wybuchu - dodaje ekspert.
Kolejne ryzyko to według prof. Marka Marcinka fakt zdominowania rynku ogniw przez zaledwie kilku azjatyckich producentów. Tym, którzy decydują się na wyścig w cięciu kosztów, zdarzają się wady w całych seriach produkowanych baterii. Stąd pamiętny kryzys Samsunga, który w 2016 roku musiał wycofać z rynku 2,5 mln sztuk smartfonów Galaxy Note 7. Przyczyną wypadków z płonącymi smartfonami (tylko w USA 26 przypadków poparzenia i 55 pożarów ) były wadliwe ogniwa litowo-jonowe, ustalono w wyniku korporacyjnego śledztwa. Winą obarczono chińskiego producenta, Amperex Technology. Jednak okazało się, że Samsung wpuścił na rynek drugą serię feralnych smartfonów, aby zdążyć przed prezentacją konkurencyjnego produktu Apple.
- Certyfikaty bezpieczeństwa na niewiele się zdały. Czasem niepozorny błąd konstrukcyjny urządzenia prowadzi do przegrzewania się ogniw - mówi dalej prof.Marcinek. Radzi korzystać z markowych urządzeń, oryginalnych ładowarek i akcesoriów. W razie wypadków, tylko największe firmy, którym zależy na reputacji, stać na przyznanie się do winy i przeprosiny dla użytkowników.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl