Dziedzic, Passent i inni dziennikarze byli agentami SB
W programie "Misja Specjalna" w TVP1,
powołując się na akta PRL-owskich służb specjalnych, podała kilka
nazwisk dziennikarzy, którzy byli tajnymi współpracownikami SB.
30.11.2006 | aktual.: 01.12.2006 06:49
Wymieniono nazwiska: Krzysztofa Teodora Toeplitza, Ireny Dziedzic, Daniela Passenta, Andrzeja Drawicza, Andrzeja Nierychły, Wojciecha Giełżyńskiego.
Toeplitz, jak podano w programie, został zarejestrowany w latach 70. jako TW o pseudonimie "Senator". Toepliz miał zostać zwerbowany gdy milicja zatrzymała go za jazdę pod wpływem alkoholu.
Kolejna osoba, która według autorów programu współpracowała z SB, to Irena Dziedzic, zarejestrowana pod pseudonimem "Marlena" w latach 50-tych.
Według "Misji Specjalnej" z SB współpracował także Andrzej Nierychło, zwerbowany w 1978 roku jako TW "Sąsiad". Nierychło miał rozpracowywać m.in. środowisko dziennikarzy ITD i "Kuriera Polskiego", obecnie jest wydawcą "Pulsu Biznesu".
Z akt SB, według programu, wynika, że konfidentem SB był też pierwszy prezes TVP Andrzej Drawicz - TW "Kowalski" i "Zbigniew", zwerbowany w latach 50. Drawicz pisał wtedy dla tygodnika "Wieś" i zakładał kultowy studencki teatr satyryków.
Z bezpieką miał też współpracować Daniel Passent, TW o pseudonimach "John" i "Daniel". Zwerbowany w latach 50., także związany ze środowiskiem STS.
Wojciech Giełżyński, dziennikarz "Dookoła Świata", według "Misji Specjalnej" został zarejestrowany jako TW "Jerzy Stefański". Giełżyński miał składać raporty ze swoich wyjazdów zagranicznych od 1957 roku, po Sierpniu 80' wszedł w skład redakcji tygodnika "Solidarność".
Wojciech Giełżyński przyznał, że od 1957 roku do 1964 składał raporty polityczne do wydziału propagandy KC PZPR. Jednak, jak wyjaśnił, współpracę wymuszono na nim poprzez szantaż.
Giełżyński powiedzial, że jako 16-latek został oskarżony o współpracę z agenturą amerykańską, której organem miała być "Gazeta Ludowa" a w niej dziennikarz publikował. Zaznaczono, że już nigdy nie będzie on miał szans na pracę dziennikarską w kraju. Dlatego też, jak zaznaczył Giełżyński, zgodził się na złożenie raportów.
Wojciech Giełżyński jest zdumiony, iż nikt z "Misji specjalnej" nie zadzwonił do niego po komentarz w tak ważnej sprawie i przy tak poważnych oskarżeniach.
Według znowelizowanej ustawy lustracyjnej, dziennikarzy będą mieli obowiązek zwrócenia się do IPN o zaświadczenie lustracyjne.