Dwa tygodnie temu w Osinach na Lubelszczyźnie spadł dron. Wiceszef MSZ-u Władysław Teofil Bartoszewski stwierdził, że - według jego teorii, niepotwierdzonej - dron ten nadleciał z terenu Ukrainy. Czy może to oznaczać, że był to ukraiński dron, czy też, że był to dron rosyjski, który nadleciał z ukraińskiego kierunku? - z takim pytaniem Patrycjusz Wyżga, prowadzący program "Newsroom WP", zwrócił się do swojego gościa gen. Tomasza Drewniaka, byłego Inspektora Wojsk Powietrznych.
- Nie mam na tyle danych, żeby jednoznacznie powiedzieć, czy to był dron ukraiński, czy rosyjski. Myślę, że panowie, którzy badają to, co zostało znalezione na miejscu, szczególnie silnik, który - jak widać było na zdjęciach - jest dość dobrze zachowany, to po numerach seryjnych, po cechach, które są naniesione na tym silniku, ustalą, kto go wyprodukował i gdzie. Myślę, że to nie jest jakaś wielka tajemnica - powiedział generał.
- Po drugie pamiętajmy, że nasz system obronny powietrznej jest w przebudowie, czekamy na aerostaty, które - gdyby dzisiaj stały na polskiej granicy - bezwzględnie wykryłyby ten obiekt. Więc, jak się ten cały system zamknie, kiedy nastąpi ta integracja powietrzno-lądowa w obszarze lotnictwa, to do takich sytuacji nie będzie dochodziło. Nie chciałbym spekulować, czy to był rosyjski, czy ukraiński dron. Myślę, że ci, którzy badają szczątki, jednoznacznie powiedzą, skąd to przyleciało i co to jest - odparł gość programu.
Na uwagę prowadzącego, że wszystko wskazuje na to, że był to dron wzorowany na irańskim shahedzie, odparł, że Rosjanie masowo produkują takie statki bezzałogowe. Jego zdaniem minister Bartoszewski miał na myśli, że był to rosyjski dron, który przyleciał z terenu Ukrainy. - To najbardziej prawdopodobne. I albo zawiodły systemy nawigacyjne, albo po prostu Rosjanie kolejny raz przetestowali naszą obronę przeciwlotniczą - dodał.
- I czego się dowiedzieli, jeśli ten wariant drugi jest prawdziwy? - dopytywał prowadzący.
- Jeśli było to celowe działanie, to trasa była celowo zaprogramowana. Rosjanie cały czas badają nasz system, wiedzą, gdzie stoją radary, wiedzą jakie te radary mają parametry i puszczając po określonej trasie, na określonej wysokości ten obiekt, stwierdzili, że ich teoretyczne obliczenia sprawdziły się w praktyce. Czyli zobaczyli, że są takie korytarze w polskiej przestrzeni powietrznej, przez które można wlecieć na terytorium Polski. I mogą to potencjalnie wykorzystać w przyszłości - stwierdził gen. Tomasz Drewniak.