PolskaDrogie jak na lekarstwo

Drogie jak na lekarstwo

Aptekarze alarmują: już co trzeci Polak nie realizuje recept albo wykupuje tylko niektóre leki. Bo leczenie jest coraz droższe, a ludziom tak szybko się nie poprawia.

Drogie jak na lekarstwo

20.05.2005 | aktual.: 25.05.2005 09:20

- To widać szczególnie w gabinecie lekarza pierwszego kontaktu – mówi dr n. med. Mirosław Małowski z Przychodni „Polimed” w Opolu. – Ja naprawdę się zastanawiam, co komu przepisać, bo intuicyjnie wiem kogo na co stać. Muszę być w zgodzie ze swoim sumieniem. I muszę mieć pewność, że lek, który zaproponuję pacjent wykupi. Wiem, że często musi wybierać: jedzenie, czy lekarstwa. Mało kto jednak się do tego przyznaje. Ma odwagę poprosić o coś tańszego.

Poczekalnia dla recept

Maciej Zaklika, farmaceuta z Apteki „Na dobre i na złe” w Opolu, pokazuje kilka wydzielonych półek na zapleczu, gdzie czekają odłożone recepty, aż ich właściciele uzbierają pieniądze na wykupienie lekarstw. Dominują na nich specyfiki na nadciśnienie, wrzody, obniżenie poziomu cholesterolu, choroby krążenia, cukrzycę, są i antybiotyki, które, ze względu na swą specyfikę, powinny być zażywane od razu, gdyż tego typu preparaty przepisuje się na nagłe schorzenia. Do niektórych recept dołączone są foliowe woreczki, papierowe torebki z pieniędzmi – w bilonie i w banknotach, co oznacza, że za część zapisanych leków pacjent już zapłacił, a po resztę przyjdzie jak dostanie pensję czy emeryturę. Zaliczki to przeważnie od 5-20 złotych. Takich recept czeka w tej chwili kilkadziesiąt.

- Czasem klienci wracają po pozostałę leki z recepty, a czasem nie – przyznaje Maciej Zaklika. – Zaliczki wpłacają głównie ludzie starsi. Odłożone recepty również segregujemy. Na górnej półce leżą te, po które prawdopodobnie już nikt nie przyjdzie. Największy problem jest z antybiotykami, które trzeba wykupić w ciągu siedmiu dni, potem przepada refundacja. Pacjenci oszczędzają też na inne sposoby: decydują się na wykupienie tylko jednego opakowania tabletek, zamiast dwóch, łudząc się, że po jednym choroba przejdzie. Kurację trzeba wtedy zaczynać od nowa.

Lekarz-aptekarz

- Czasem lek kosztuje 15-20 złotych i wydaje się, że jest to przyzwoita cena, tymczasem dla pacjenta to nieosiągalny pułap – podkreśla dr Jacek Ciepluch, kierownik Ośrodka Zdrowia w Graczach. – Dotyczy to zwłaszcza emerytów z tzw. starego portfela, którzy muszą wyżyć za 550 złotych miesięcznie. To nie jest proste zadanie, by takiemu pacjentowi dobrać skuteczne i tanie specyfiki.

Lekarz w przychodni już nie jest tylko lekarzem, ale również po trosze pracownikiem socjalnym, psychologiem i aptekarzem. Musi pamiętac ile co kosztuje. Biednej emerytce nie przepiszę przecież leku za 50 złotych, bo to się mija z celem. Do doktora Cieplucha coraz częściej przychodzą pacjenci z receptą wystawioną przez specjalistów z prośbąą, by im pozamieniał leki na tańsze.

Wymieniać, czy nie?

- Obecnie połowę czasu, przeznaczonego na realizację recept, zajmuje nam odpowiadanie na pytania, ile coś kosztuje, dlaczego tak drogo i co można zrobić, żeby było taniej – opowiada Bożena Piątek-Żurakowska, farmaceutka z Apteki Melissa w Brzegu. – Ludzie się irytują, podkreślając, że przecież płacą przez całe życie składki na ubezpieczenie. A co my im mamy odpowiedzieć? Odchodzą nie realizując recept lub biorą tylko jedno opakowanie leku. Jeśli zostawią receptę i leży ona zbyt długo, to wtedy do nich dzwonimy i pytamy, czy wezmą lek, czy nie, bo recepta się przeterminuje.

Od dawna Ministerstwo Zdrowia apeluje do lekarzy (nietrudno się domyślić, że także w trosce o finanse państwa), aby wypisywali swoim pacjentom jak najczęściej tańsze zamienniki drogich oryginalnych leków. Przynosi to jednak różny skutek.

- Lekarze nie zawsze orientują się w cenach, ale to nie ich wina, bo odpowiedników jest bardzo dużo – przyznaje farmaceuta Ma-ciej Zaklika. – Na przykład tylko preparatów na wrzody, zawierających ten sam główny składnik, jest co najmniej piętnaście. A statyn, na nadciśnienie, jeszcze więcej. Ja uczulam pracowników, żeby informowali klientów o możliwości zamiany, ale nie można niczego robić na siłę. Niejeden pacjent jest przywiązany do swoich lekarstw, uważając, że tylko one mu pomogą.

Poza tym aptekarze nie chcą narażać się medykom, że ingerowali w ich leczenie. Farmaceuci mieli już z tego powodu nieprzyjemności. Zdaniem doktora Jacka Cieplucha zamiana oryginału na tzw. ge-neryk (tani duplikat), nie zawsze jest możliwa, bez szkody dla skuteczności terapii.

- To nie są leki równoważne, bo nie ma dwóch dokładnie takich samych – dodaje. – Na pewno specyfiki droższe są nowocześniejsze, a to dla ludzi starszych jak i cierpiących na schorzenia przewlekłe ma duże znaczenie. Są takie preparaty, które w przypadku nadciśnienia czy choroby niedokrwiennej serca wystarczy zażywać raz na dobę. To wielka wygoda, odciążenie żołądka, wątroby. Ale za ten „luksus” trzeba więcej zapłacić.

Jest taka opinia, że każdemu można dobrać tańszą kurację. Bo nie każdy musi jeździć mercedesem - „maluch” też wystarczy. - Niby jedno jeździ i drugie jeździ – przyznaje Bożena Piątek-Żurakowska z brzeskiej apteki. – Tańsze leki mają jednak wiele działań ubocznych. Ciągle słyszymy o kolejnych nowelizacjach na listach leków, że wiele z nich tanieje, ale potem się okazuje, że pacjent i tak do każdego z nich dokłada. Pracuję w tym zawodzie 20 lat i widzę, że to nie idzie ku lepszemu.

W aptece Grażyny Piskoń w Lubszy leki kupuje się falami:
- Osoby, które gdzieś pracują, przychodzą po leki dziesiątego każdego miesiąca, bo wtedy dostają pensje. Druga fala jest piętnastego - wtedy wypłacane są zasiłki rodzinne. Najbiedniejszych farmaceutka kieruje do opieki społecznej. Urzędniczki potem oddzwaniają, żeby wydać leki i wysyłają aptece należność. Do ręki ludzie pieniędzy nie dostają.

Reklama dźwignią handlu

Mimo tych trudności, aptek przybywa, konkurencja rośnie. Farmaceuci dwoją się i troją, by przyciągnąć klientów. Tworzą listy leków za grosz, obniżają ceny. Dopłacają do tego biznesu z własnej kieszeni, licząc, że w przyszłości to się im zwróci.

- Czasem gdy staruszce brakuje paru złotych, to dokładam jej do rachunku – przyznaje Maciej Zaklika. – Nie mogę tego jednak wyma-gać od swoich pracowników. Część aptek, przy wsparciu Polskiej Grupy Farmaceutycznej, przygotowuje kolejną przynętę. Ich klienci, którzy należą do programu „Dbam o zdrowie” (w każdej chwili można do niego wstąpić) dostaną karty kredytowe, które pozwolą im wykupić leki za 300 złotych, a kwotę tę będą musieli potem zwrócić aptece do 50 dni. Jeśli tego nie zrobią – to karta przepadnie.

Małgorzata Fedorowicz

Znam ten ból Anna Cwynar z Opola jest na emeryturze, dostaje 1200 zł miesięcznie, z czego 500 zł idzie na wszystkie opłaty. Ma na utrzymaniu córkę studentkę, która dostaje 200 zł stypendium, ale wszystko idzie na książki.
Wczoraj pani Anna była u specjalisty, ma kłopoty z gardłem. – Odetchnęłam z ulgą, bo tym razem skończyło się na zapłaceniu za lek tylko 20 złotych. Wiem co znaczy mieć kłopot z wykupieniem recepty. W marcu moja córka zachorowała, musiałam jej wykupić antybiotyki i witaminy - kosztowały 300 złotych. Nie wystarczyłoby mi emerytury. Pożyczyłam więc te pieniądze od koleżanki i teraz oddaję jej po stówce. Dobrze jest mieć życzliwych przyjaciół.

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)