Dramat otoczonych ukraińskich żołnierzy w Myrnohradzie. Spadają na nich 1,5-tonowe bomby
Trwa dramat ukraińskich żołnierzy w Myrnohradzie, gdzie około tysiąca obrońców miasta jest – jak wynika z relacji – masakrowanych przez rosyjskie lotnictwo. Odcięci i pozbawieni wsparcia żołnierze zdecydowali się nagłośnić swoją sytuację za pośrednictwem niemieckiego dziennikarza Juliana Röpcke. Po jego publikacjach wybuchła polityczna afera, a głos zabrał sam naczelny dowódca armii.
"Bitwa nadal trwa. Kontynuujemy niezwykle trudny etap obrony aglomeracji pokrowsko-myrnohradzkiej. Ukraińskie jednostki wciąż utrzymują północną część Pokrowska. W rejonach Pokrowska i Myrnohradu aktywnie udaremniamy próby koncentracji wrogich grup szturmowych oraz ich natarcia na obrzeżach tych miejscowości. Bezpośrednio w miastach nasi żołnierze nadal kontrolują wyznaczone pozycje – przekazał w czwartek głównodowodzący Sił Zbrojnych Ukrainy gen. Ołeksandr Syrski.
Opublikowanemu w mediach społecznościowych wpisowi generała towarzyszyła fotogaleria z narady. Na twarzach dowódców widoczne było zmęczenie i napięcie, które tylko podkreśla dramatyzm sytuacji. Gen. Syrski dodał, że "w czasie, gdy Rosjanie lekceważą straty w ludziach, ukraińscy dowódcy rozumieją znaczenie ochrony życia podległych im żołnierzy".
Oświadczenie naczelnego dowódcy było reakcją na narastającą w Kijowie burzę polityczną. W parlamencie deputowani bili na alarm, wskazując na pogarszającą się sytuację, a jedna z deputowanych wezwała wprost do odwołania gen. Syrskiego. - Pokrowsk został już praktycznie utracony, a Myrnohrad jest całkowicie okrążony. Wojska rosyjskie zbliżają się do Zaporoża i od dawna znajdują się w Konstantynówce! - grzmiała z mównicy deputowana Mariana Bezugła.
Były wiceszef MSZ ostro. "Rosja ma wrogie zamiary wobec Polski"
Pokrowsk i przyległy do niego Myrnohrad stają się kluczowymi puktami jednych z najcięższych walk na wschodzie Ukrainy. Przedwczoraj Rosja ogłosiła zdobycie Pokrowska po 14 miesiącach walk. W przyległym do niego Myrnohradzie (przed wojną liczył około 46 tys. mieszkańców) ponad tysiąc ukraińskich żołnierzy broni się w ruinach. Według ostatnich relacji na pozycje obrońców spadają 1,5-tonowe bomby szybujące FAB. Nagrania z kolejnych eksplozji trafiają na rosyjskojęzyczne kanały w aplikacji Telegram, gdzie są wykorzystywane propagandowo i wywołują entuzjazm zwolenników Władimira Putina.
Żołnierze zdecydowali się nagłośnić swoją sytuację za pośrednictwem niemieckiego dziennikarza Juliana Röpcke z dziennika "Bild". "Wyciągnijcie nas stąd albo zaopatrzcie! Tysiąc ludzi utknęło..." - alarmują w publikacji.
Strefa śmierci, mgła i drony. Piekło w Myrnohradzie
Zdaniem płk. Piotra Lewandowskiego, polskiego analityka wydarzeń na wojnie w Ukrainie, rejon Pokrowska i Myrnohradu stał się obecnie tzw. szarą strefą - obszarem, nad którym żadna ze stron nie sprawuje pełnej i trwałej kontroli. Linia frontu ma tu charakter płynny, a ukraińskie i rosyjskie oddziały prowadzą przede wszystkim wojnę dronową, polując na siebie z powietrza. W praktyce trudno dziś jednoznacznie stwierdzić, czy oba miasta zostały zdobyte. Istotny wpływ na ocenę ma choćby mgła, która umożliwia żołnierzom przemieszczanie się przy mniejszym ryzyku wykrycia i ataku ze strony bezzałogowców.
Rosja, jak podkreśla Lewandowski, postawiła na masowe wykorzystanie bomb szybujących, co wyraźnie zmienia obraz walk na tym odcinku frontu.
- Przed rozpoczęciem pełnoskalowej wojny Rosjanie w ogóle nie produkowali bomb szybujących. Dziś są w stanie zrzucać nawet do 300 takich bomb na dobę. To oznacza, że w przyszłym roku mogą osiągnąć miesięczne zdolności produkcyjne rzędu 7-10 tysięcy sztuk. Wszystko wskazuje na to, że postawili właśnie na tę formę dystansowego, de facto bezkarnego rażenia z powietrza - mówi WP płk Piotr Lewandowski, wykładowca wojskowy, weteran operacji w Iraku i Afganistanie.
Według eksperta w ostatnich dniach stroną, która zmieniła taktykę działania, jest armia ukraińska. Coraz częściej stosuje ona metody wcześniej wykorzystywane przez Rosjan, polegające na przenikaniu przez stosunkowo rzadko rozmieszczone stanowiska przeciwnika. Z kolei rosyjskie oddziały - w obawie przed skoncentrowanym ogniem artyleryjskim i precyzyjnymi uderzeniami po wykryciu większych zgrupowań - zmuszone są do działania w rozproszeniu, co w praktyce ogranicza ich realną zdolność do trwałego przejęcia i utrzymania terenu.
Choć Pokrowsk nadal wiąże znaczne siły rosyjskie, co z punktu widzenia Kijowa jest korzystne, samo miasto - zdaniem Lewandowskiego - nabierze dla Moskwy realnego znaczenia dopiero wówczas, gdy linia frontu zostanie od niego odsunięta na bezpieczną odległość. Dopiero wtedy możliwe będzie wykorzystanie nawet zniszczonej infrastruktury jako ważnego węzła komunikacyjno-logistycznego.
- Droga od zdobytej już Awdijiwki do Pokrowska to zaledwie 50 kilometrów, które Rosjanie pokonują już od dwóch lat. Mimo stałego parcia naprzód i przewagi, ich tempo jest w rzeczywistości bardzo wolne: to raczej czołganie się niż ofensywa. Pokazuje to, że choć na poziomie strategicznym są postrzegani jako trudni do zatrzymania, ich postępy są powolne, choć konsekwentne - podsumowuje polski wojskowy.
Armia ukraińska świadomie wycofuje się w niektórych rejonach, aby oszczędzać życie żołnierzy i zachować zdolności bojowe. Jak informowaliśmy, analitycy wojskowi szacują, że w listopadzie Rosja zajęła ponad 700 km kw. terytorium Ukrainy, co czyni ten miesiąc drugim najgorszym od stycznia 2024 r. pod względem utraconej powierzchni.
Według opracowań ukraińskiego serwisu DeepState trudna sytuacja na froncie nie ogranicza się do Pokrowska. Na kierunku Pokrowsk–Myrnohrad koncentruje się ponad jedna trzecia rosyjskich ataków, a przeciwnik zajął tam łącznie 56,5 km², co stanowi jedynie około 11 proc. wszystkich listopadowych postępów.
Tomasz Molga, dziennikarz Wirtualnej Polski