Dotarliśmy do pedofila z rejestru. "Dostaję groźby, muszę się ukrywać"
Marek nie ma trzydziestki. Wygląda jak zwykły chłopak z sąsiedztwa. Szczupły, z dużymi oczami i lekko zaskoczonym wyrazem twarzy. Co go odróżnia od innych? To groźny przestępca seksualny, pedofil. Skazany za zgwałcenie dziecka sąsiadów, które przyszło do niego pożyczyć pieniądze na jedzenie. - Dostaję groźby - skarży się teraz po tym, jak wraz z blisko 800 innymi osobami znalazł się w rejestrze sprawców przestępstw na tle seksualnym opublikowanym przez Ministerstwo Sprawiedliwości.
11.01.2018 | aktual.: 11.01.2018 20:50
Na internetowej liście, obok zdjęcia Marka, są wymienione artykuły Kodeksu Karnego, z których został skazany. Wśród nich art. 197§3 pkt 2: "Jeżeli sprawca dopuszcza się zgwałcenia wobec małoletniego poniżej lat 15, podlega karze pozbawienia wolności na czas nie krótszy od lat 3".
Statystyczny pedofil
Jak wynika z badań seksuologów, statystyczny pedofil to mężczyzna w wieku 20-35 lat, słabo wykształcony, dobrze znający swoją ofiarę i najczęściej mieszkający na wsi. Marek spełnia wszystkie te kryteria. Namierzyłam go za pośrednictwem jednego z portali internetowych. Mężczyzna nie chce się spotkać, ani porozmawiać przez telefon. Na moje pytania odpowiada konsultując treść ze swoim pełnomocnikiem. Jednocześnie zastrzega, że nie zgadza się na opublikowanie nazwiska i zdjęcia. Tłumaczy to tym, że boi się, bo są osoby, które "drugi raz chcą wydać na niego wyrok".
- Właściwie od pierwszego dnia działania rejestru dostaję groźby. Piszą do mnie, dzwonią nawet, żebym uważał, jak wychodzę na ulicę. Ktoś mi mówił, że jest już specjalna grupa, która będzie "dojeżdżać" (uprzykrzać życie, bić - przyp. red.) osoby z rejestru. Od kilku dni mieszkam u znajomych, bo przychodzili pod mój dom i krzyczeli, że jestem "pier…nym pedofilem", i że zrobią mi to samo – żali się Marek.
Wiedzieli, dlaczego zniknął
Mężczyzna mieszka na wsi, gdzie i tak wszyscy wiedzieli, dlaczego nagle zniknął na trzy lata. Dlatego się przeprowadził. Ale informacje z rejestru powędrowały za nim. Takie zresztą były założenia projektu: ostrzeganie społeczeństwa przed wyjątkowo groźnymi przestępcami seksualnymi przebywającymi w danej okolicy.
- Tylko że ja nic nie zrobiłem - zarzeka się Marek.- To sąsiedzi na mnie donieśli, że coś ich dzieciom robię. Po złości to było, bo zacząłem dobrze zarabiać. A u nich bieda, pożyczali ciągle pieniądze. Dzieci po to wysyłali, a jak odmawiałem, to donieśli, że z ich dzieckiem coś robiłem. Wrobili mnie w więzienie. Pewnie sami te dzieci gwałcili. Ja na pewno nie. Mówiłem w sądzie, ale sędzia uwierzył im. Miał na to jakieś badania dzieci. Ale skąd wie, że to ja, a nie ich ojciec? – próbuje przekonywać do swojej wersji Marek.
Sądu nie przekonał. Obciążyły go przede wszystkim zeznania pokrzywdzonego dziecka, opinie biegłych oraz badania, które potwierdziły gwałt. W więzieniu spędził ponad trzy lata.
- Mój ojciec to mało ze mną rozmawia od procesu. Z mamą mam lepszy kontakt. Nawet ciasto mi do więzienia przynosiła. Ciężko tam miałem. Wiadomo jak się traktuje pedofili. Ktoś doniósł, za co mnie skazali i się rozeszło po więzieniu. Bicie to najmniejsze zło, które mnie tam spotkało. Nikt nie wie, co tam robią z gwałcicielami. Nie chcieli mi pomóc, a wszyscy wiedzieli, co się dzieje w więzieniu. Potem już siedziałem cicho, z czasem trochę się znudzili i mnie zostawili, bo przyszli nowi na oddział – opowiada. Przyznaje, że wśród bliskich mu osób również są takie, które nie wierzą mu, że jest niewinny. - Jak były święta, to nie przyszli na opłatek – wspomina.
Dziecko nadal potrzebuje pomocy
Ministerstwo sprawiedliwości upubliczniając rejestr tłumaczyło, że ważniejsze od prywatności przestępców jest bezpieczeństwo zwłaszcza dzieci, które narażone są na ataki pedofilów. Spis przestępców ze zdjęciami oraz nazwami miejscowości, w której przebywają, jest dostępny TUTAJ. - Rejestr może i jest potrzebny, ale niech będą w nim prawdziwi gwałciciele, a nie wrobieni. Pokazali moje zdjęcie i teraz znów jestem w więzieniu, bo z domu wcale nie wychodzę. Pracy nie znajdę. Ministrowi bym powiedział, żeby nie wsadzać do więzienia niewinnych. Sporo takich tam spotkałem - próbuje się bronić i przekonywać.
Dziecko sąsiadów Marka, które przyszło do niego pożyczyć pieniądze na jedzenie, do tej pory korzysta z pomocy specjalistów po traumie, jaką przeżyło. Mężczyzna, mimo przeprowadzki, nadal mieszka kilkanaście kilometrów od jego domu.
* informacje mogące pomóc w identyfikacji mężczyzny i ofiary zostały zmienione