Dorn: myślałem o rezygnacji, ale nie chciałem skandalu
Parę miesięcy temu dwa razy rozmawiałem z prezesem. Powiedziałem mu wtedy, że całkowicie nie zgadzam się ze sposobem, w jaki kieruje on partią. To były rozmowy w cztery oczy - mówi Ludwik Dorn w rozmowie z "Rzeczpospolitą". Dodaje, że myślał o rezygnacji z funkcji marszałka Sejmu, ale nie chciał zadawać partii ciosu.
07.11.2007 | aktual.: 07.11.2007 20:11
Na pytanie Agnieszki Sopińskiej, kiedy zaczęły się psuć mechanizmy zarządzania partią, Dorn odrzekł: Szwankowanie mechanizmów wewnętrznych nigdy nie rozpoczyna się w jakimś konkretnym momencie. To zawsze jest proces. Przy przeciążeniu i w napiętej sytuacji politycznej błędne decyzje się zdarzają. Jakie, poruszę to na posiedzeniach gremiów partyjnych. O ile będę miał taką okazję.
Dorn mówi w wywiadzie: od dawna widzieliśmy, że mechanizmy źle działają. Milczeliśmy, bo uznaliśmy, że wtedy, kiedy chwieje się koalicja, odbywa się gra o rozwiązanie Sejmu, a następnie rozpoczyna się kampania wyborcza, nie można mówić głośno o głębokiej różnicy zdań między prezesem a wiceprezesem. Tym bardziej gdy jeden jest premierem, a drugi marszałkiem Sejmu. Nie mogłem przecież zrezygnować z funkcji marszałka, to byłby cios dla partii.
Ludwik Dorn wyznaje jednak, że myślał o rezygnacji z funkcji marszałka. Uznałem, że nie mogę tego zrobić. Parę miesięcy temu dwa razy rozmawiałem z prezesem. Powiedziałem mu wtedy, że całkowicie nie zgadzam się ze sposobem, w jaki kieruje on partią. To były rozmowy w cztery oczy - mówi i dodaje: Uznałem, że jeśli ktoś jest wiceprezesem i marszałkiem, to nawet na posiedzeniu Komitetu Politycznego PiS nie może stawiać zarzutów, bo mogłoby to trafić do prasy. Tego chciałem uniknąć, bo przyniosłoby to zarówno rządowi, jak i partii nieoszacowane straty.