Donald Trump kontra sądy. Kryzys konstytucjonalny na horyzoncie?
Spośród wszystkich otwartych przez Donalda Trumpa konfliktów z instytucjami amerykańskiego systemu politycznego być może największe obawy budzi jego spór z sądami. Ale może się okazać, że będzie to też jego najbardziej kosztowny błąd.
Amerykańskie sądy federalne okazały się być pierwszą przeszkodą na drodze do realizacji polityki nowego prezydenta. Po decyzji kilku sądów, m.in. o zawieszeniu wykonywania poszczególnych części dekretu Trumpa zakazującego wstępu do USA dla obywateli siedmiu państw muzułmańskich, w piątek sędzia James Robart z sądu okręgowego w Seattle polecił, by dekret został zawieszony w całości. Potem zaś wniosek administracji o natychmiastowe odwrócenie tego postanowienia odrzucił sąd apelacyjny w San Francisco. Reakcja Trumpa była gwałtowna i ostra. W oficjalnym stanowisku Biały Dom nazwał decyzję "oburzającą"; jeszcze bardziej konfrontacyjna była wypowiedź samego Trumpa na Twitterze, która stanowiła atak nie tylko na samą decyzję, lecz na sędziego, który ją wydał.
"Opinia tego tak zwanego sędziego, która właściwie odbiera naszemu krajowi możliwość egzekwowania prawa, jest śmieszna i zostanie odwrócona!" - napisał Trump na Twitterze w piątek. Kiedy okazało się, że "opinia tak zwanego sędziego" została podtrzymana, Trump poszedł jeszcze dalej, w złowieszczo brzmiącym wpisie atakując cały system sprawiedliwości.
"Nie mogę uwierzyć, że sędzia naraziłby nasz kraj na takie niebezpieczeństwo. Jeśli coś się zdarzy, wińcie jego i system sądowy. Ludzie napływają. Źle!"
Wypowiedzi Trumpa podważające autorytet władzy sądowniczej wzbudziły duży niepokój, nawet wśród jego sojuszników. Skrytykował go m.in. lider republikańskiej większości w Senacie Mitch McConnell, który powiedział, że prezydent nie powinien "indywidualnie krytykować sędziów". Inni krytycy w działaniach prezydenta widzą konsekwencję, która zapowiada długotrwały konflikt z trzecią władzą dotyczący granic władzy prezydenta i godzący w podstawy systemu politycznego w USA. Nie był to bowiem pierwszy raz, kiedy Trump podważył kompetencje sędziego, który orzekał w jego sprawie. Podczas kampanii wyborczej oskarżył sędziego Gonzalo Curiela - który wydał niekorzystną dla Trumpa decyzję - o stronniczość z racji jego meksykańskich korzeni. Obawy wzbudziły też pierwsze reakcje pracowników Departamentu Bezpieczeństwa Krajowego, którzy początkowo odmawiali zastosowania się do decyzji sądów blokujących dekret Trumpa.
Demokraci, jak kongresmen Hakeem Jeffries z Nowego Jorku, mówią o nadchodzącym kryzysie konstytucyjnym. Podobnie sądzą niektórzy eksperci, jak Don Moynihan, konstytucjonalista z Uniwersytetu Wisconsin czy Bruce Ackerman z Yale, którzy przewidują, że prezydentura Trumpa będzie stanowić bezprecedensowy test dla systemu hamulców i równowagi. Media, jak wpływowy tygodnik "The Economist" czy dziennik "Washington Post" widzą w działaniach prezydenta dążenie do erozji autorytetu władzy sądowniczej, podobnej do tej, która miała miejsce w Polsce.
Czy taki scenariusz jest w USA możliwy? Zdaniem dr Grzegorza Kostrzewy-Zorbasa, amerykanisty z Wojskowej Akademii Technicznej, atak na sędziów może się skończyć źle - ale dla samego Trumpa, nie dla systemu.
- To możliwe, ale nie prawdopodobne. Sądy cieszą się w Ameryce wielkim szacunkiem i poważaniem,a wszystkie podmioty władzy wykonują wyroki sądów. Owszem, ich wyroki są często krytykowane i to nawet ostro, ale nie ma przyzwolenia na podważanie autorytetu sędziów - mówi ekspert. - Dlatego wypowiedź Trumpa o "tak zwanym sędzi" może być jego największym jak dotąd błędem - dodaje.
Jak tłumaczy Kostrzewa-Zorbas, w historii Stanów Zjednoczonych były podejmowane próby kontestowania decyzji sądów, lecz nigdy nie odniosły sukcesu. W najbardziej dramatycznym takim przypadku, prezydent Dwight Eisenhower wysłał wojsko do szkoły w Little Rock w stanie Arkansas po tym, jak gubernator stanu zignorował wyrok Sądu Najwyższego delegalizujący segregację rasową w szkołach.
- Na realizację scenariusza, w którym władza sądów jest ignorowana, nie pozwala nie tylko konstrukcja systemu w USA, ale sama kultura konstytucyjna. Owszem, gdyby Amerykanie się zmienili, to konstytucja mogłaby stać się pustym dokumentem, jak w Rosji. Ale na razie na to się nie zanosi - mówi ekspert. Jak dodaje, uwagi Trumpa mogą bardzo szybko odbić się na jego niekorzyść, bo mogą rzutować na proces zatwierdzania przez Senat sędziego Neila Gorsucha, nominowanego przez Trumpa do Sądu Najwyższego.
Ale jak zauważył w poniedziałek "Washington Post", Trump będzie miał podczas swojej kadencji bezprecedensową okazję do ukształtowania systemu sądów federalnych według własnej wizji. Ze względu na postawę republikańskiej większości w Senacie, która blokowała nominację wielu sędziów niższych instancji w ostatnim etapie prezydentury Baracka Obamy, Trump będzie miał do obsadzenia rekordową liczbę stanowisk w sądownictwie.
- To, jakich sędziów będzie wybierać Trump, jest dużą niewiadomą, bo prezydent mało mówił o tym w kampanii. Z zapowiedzi Trumpa wynika tylko, że będą to konserwatyści - podsumowuje Kostrzewa-Zorbas.