Trwa ładowanie...

Doktor Frankenstein i plastynacja

Są tacy, którzy doskonale wiedzą, co się stanie z ich ciałem po śmierci. Trafi na stół sekcyjny, by pracownicy zakładu wstrzyknęli do tętnic formaldehyd. To pierwszy etap plastynacji, który uniemożliwia dalszy rozkład ciała. Co się dzieje potem? Jak ciało zamienia się w eksponat? I dlaczego ciała na wystawach są pozbawione skóry twarzy? Na te pytania odpowie "Jesionka dla trupa", przejmujący reportaż Magdy i Piotra Mieśników o tym, jak umieramy.

"Jesionka dla trupa" - poruszający reportaż o tym co się z nami dzieje po śmierci"Jesionka dla trupa" - poruszający reportaż o tym co się z nami dzieje po śmierciŹródło: East News, WP
dl2yghf
dl2yghf

Magda Mieśnik i Piotr Mieśnik po książkach "Seksualne życie Polaków" i "Prostytutki. Sekrety płatnej miłości" w swojej kolejnej pracy podjęli trudny temat umierania. W fascynujący sposób opowiedzieli, co może się dziać z ciałem po śmierci i na czym na prawdę polega tajemnicza plastynacja. "Jesionka dla trupa" to książka, z której dowiemy się, co kieruje ludźmi, którzy decydują się zamienić swoje ciało po śmierci w eksponat.

Krystyna płaci 14 euro za bilet wstępu i idzie oglądać wystawione w kilku salach eksponaty. Światło jest przygaszone, ale stojące wokół figury dobrze oświetlone. Patrzy na postać kobiety. Wygląda, jakby była zrobiona z gumy i plastiku. Jest niemal bez skóry. Widać poszczególne mięśnie i ścięgna. Oczy bez powiek, jakby wybałuszone. Usta zaciśnięte, wyglądają jak doklejone z kawałka kremowej plasteliny. Z tyłu głowy jest kawałek skóry z rudawymi włosami. Na oskórowanych dłoniach zostały dość długie, trochę połamane paznokcie. Widać wiele kości. To najprawdopodobniej ciało matki Krystyny. Jest jednym z eksponatów wystawy spreparowanych zwłok stworzonej przez Gunthera von Hagensa, zwanego Doktorem Śmiercią albo Doktorem Frankensteinem.

Kobieta zmarła w jednym z niemieckich szpitali. Jej druga córka bez wiedzy Krystyny przekazała ciało Instytutowi Plastynacji von Hagensa. – Plastynacja ludzkich zwłok to coś, co zaprzątnęło całe moje serce. Chodzi o to, by anatomię pokazać nie tylko ludziom, którzy mają się stać lub już są ekspertami w tym zakresie, ale wszystkim. By wszyscy mogli zobaczyć, jak wyglądają w środku. Ważne jest to, byśmy zobaczyli nie tylko kości, które od czasu do czasu zdarza się zobaczyć, ale także organy i ich wzajemne położenie – mówi von Hagens.

dl2yghf

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

Pogrzebowe zwyczaje Polaków. Przebranie w trumnie, disco polo dla żałobników

Fragmenty organów można kupić

Preparowane zwłoki pokazuje na wystawach BodyWorlds, które odwiedziło już niemal 50 milionów osób na całym świecie. Części ludzkiego ciała w postaci wypreparowanych plasterków, kończyn, poszczególnych organów czy całych zwłok sprzedaje też w sklepie internetowym. Centymetrowej grubości plaster wątroby kosztuje 100 dolarów. Mały kawałek ręki – 185. Fragment czaszki – 1500. Za całe ciało trzeba zapłacić 60 tysięcy dolarów.

Nie każdy może je jednak kupić. Firma zapewnia, że sprzedaje preparaty tylko uczelniom medycznym i muzeom. By dokonać zakupu, trzeba się zarejestrować za pośrednictwem internetu i podać szczegółowe informacje o instytucji, do której mają trafić preparaty.

dl2yghf

Von Hagens urodził się w 1945 roku w okupowanym wówczas przez Niemcy polskim miasteczku Skalmierzyce. Jego ojciec – jak ujawniły media – służył w SS jako kucharz i wysłano go z oddziałem do Polski.

Gdy Gunther von Hagens jako 73-latek otwiera wystawę w Warszawie, mówi tylko ze łzami w oczach: "Urodziłem się na terenie waszego kraju, Polski". Po wojnie rodzina wróciła do na teren radzieckiej strefy okupacyjnej, późniejszej NRD. Von Hagens ukończył studia medyczne. W latach 60. spędził w więzieniu dwa lata za udział w protestach przeciw inwazji wojsk Układu Warszawskiego na Czechosłowację oraz próbę ucieczki z terenu Niemiec Wschodnich. W 1977 roku opracował nowatorską metodę preparowania ludzkich zwłok zwaną plastynacją. Polega ona na usunięciu z tkanek wody oraz tłuszczów. Ciała nasyca się środkami chemicznymi, które zatrzymują proces rozkładu i pozwalają zachować autentyczny kształt i kolor preparatów.

Kwaśny zapach i martwa żyrafa

Tuż za drzwiami Instytutu Plastynacji w Gubinie pracowników i zwiedzających witają mdły, kwaśny zapach i martwa żyrafa. Skórę niemal odcięto od ciała i uformowano w dwa skrzydła. Widać niemal każdy mięsień. Zwierzę umieszczono na palmie kokosowej, której kurczowo się trzyma. Obok po drabince wspina się szkielet człowieka. Po drugiej stronie kolejna żyrafa z przeciętą na trzy części szyją i czaszką.

dl2yghf

Dawniej w budynku z ciemnoczerwonej cegły mieściła się fabryka kapeluszy. Teraz w kolejnych pomieszczeniach można obejrzeć, jak wyglądają mięśnie lwa i uciekającej przed nim antylopy, kości i układ krwionośny strusia czy narządy wewnętrzne słonia. Wszystkie zwierzęta zostały poddane plastynacji. Tak jak ludzie, których spreparowane zwłoki stoją tu niemal na każdym kroku.

– Też tu trafię. Podpisałem już wszystkie dokumenty. Gdy umrę, żona powiadomi Instytut Plastynacji i zabiorą moje ciało – mówi Zbigniew Muszyński. Mieszka z rodziną w Żarach. Jest ratownikiem medycznym. Wcześniej pracował przy zwłokach – przygotowywał do pogrzebu, balsamował. Od zawsze interesował się anatomią.

O plastynacji usłyszał w 2005 roku, gdy Gunther von Hagens próbował otworzyć ośrodek preparowania i przechowywania zwłok w Polsce. Niemiecki anatom chciał wykupić tereny po PGR-ze w Sieniawie Żarskiej (woj. lubuskie). By przekonać lokalną społeczność, zorganizował spotkanie, na którym opowiadał o plastynacji. Pokazał kilka eksponatów, co tylko zwiększyło niechęć okolicznych mieszkańców.

dl2yghf

Po protestach lokalnej społeczności władze samorządowe zablokowały transakcję. Anatom stworzył swój ośrodek 90 kilometrów dalej, ale po stronie niemieckiej. W Gubinie. Muszyński na spotkanie z von Hagensem zabrał żonę. – Mnie przekonał, ale inni – to było jeszcze nie to pokolenie. Teraz pewnie ludzie inaczej by zareagowali. Gdyby była taka możliwość, to wtedy zapisałbym swoje ciało polskiej uczelni, ale wówczas nie było jeszcze programu donacji ciała na cele naukowe – mówi.

Przewodnik dla ocalałych

Dlatego zawarł pakt z Doktorem Śmiercią. Gdy Zbigniew umrze, jego żona musi zadzwonić do Instytutu Plastynacji w Gubinie lub siedziby firmy w Heidelbergu. Wcześniej podpisał już oświadczenie woli o oddaniu ciała von Hagensowi na cele naukowe oraz zgodę na dostęp do całej dokumentacji medycznej na swój temat. Jeden egzemplarz ma żona, drugi jego lekarz. Reszta dokumentacji jest w instytucie.

dl2yghf

W zamian otrzymał kartę identyfikacyjną dawcy ciała i Przewodnik dla ocalałych, czyli instrukcję, jak wygląda procedura po śmierci dawcy. Rodzina musi powiadomić instytut o śmierci dawcy zwłok jak najszybciej. Firma zabiera zwłoki na swój koszt z terenu Niemiec. Jeśli dawca jest z innego kraju, rodzina musi opłacić przewóz zwłok do granicy.

Rady dla rodziny zmarłego z Przewodnika dla ocalałych: – unikaj bezpośredniego wystawiania ciała na działanie promieni słonecznych; – nie przykrywaj ciała ciepłymi kocami; – wyłącz wszelkie źródła ciepła; – otwórz okna (jeśli na zewnątrz jest chłodno lub zimno). Jeśli przekazanie ciała nie jest możliwe w ciągu dwóch dni, instytut zaleca przechowywanie zwłok w kostnicy. Latem przekazanie ciała nie może się odbyć później niż trzy dni po śmierci. Zimą – do ośmiu dni, ale pod warunkiem, że do tego czasu zwłoki będą w chłodni.

Ciało zamienione w eksponat

– Wiem dokładnie, co się stanie z moimi zwłokami, gdy… Zawiozą je do Instytutu Plastynacji. Tam ciało trafi na stół sekcyjny i zostanie zamienione w eksponat – mówi Zbigniew. W białym pomieszczeniu z dużymi oknami i łatwo zmywalną podłogą stoją stoły do sekcji zwłok. Pracownicy zakładu wstrzykują właśnie formaldehyd do tętnic zmarłego trzy dni temu około 50-letniego mężczyzny. To pierwszy etap plastynacji, który uniemożliwia dalszy rozkład ciała.

dl2yghf

Część ciał jest cięta piłą na 3,5-milimetrowe plastry, by później zrobić z nich małe preparaty dla studentów medycyny. Ze stołu sekcyjnego ciało trafia do kolejnego pomieszczenia. Stoją w nim baseny przypominające wanny. Leżą w nich ciała zanurzone w schłodzonym do -25°C acetonie. Ciało 50-latka będzie musiało tam leżeć tak długo, aż środek rozpuści wszystkie płyny ustrojowe. Z zimnej kąpieli zwłoki trafiają do ciepłej. W podgrzanym acetonie rozpuszcza się tłuszcz. W międzyczasie taksydermiści, czyli specjaliści od preparowania zwłok i wypychania zwierząt, ze skalpelami i pęsetami w rękach usuwają żółtą tkankę tłuszczową, odsłaniając mięśnie, żyły, ścięgna i kości.

Szare ciała. Potem kąpiel w acetonie

Nad każdymi zwłokami pochyla się kilku pracowników instytutu. Mają zielone i niebieskie jednorazowe fartuchy. Z przodu są jeszcze foliowe. Na rękawach dodatkowa ochrona do łokcia i cienkie rękawiczki. Do tego maseczka na twarzy i gogle. Niektórzy, zamiast używać maseczek, smarują się pod nosem maścią o silnym zapachu mięty. To w pewnym stopniu niweluje przypominający zmywacz do paznokci zapach acetonu, ale i tak jest on wszechobecny.

Ciała leżące na stole są szare. Na zamkniętych powiekach widać jeszcze rzęsy. Niektóre twarze są zasłonięte białymi szmatkami. To te, z których nie zdjęto jeszcze skóry. Są zakryte, by postronne osoby nie rozpoznały dawcy. Część organów jest żółta i sina. Rozwarstwianie ciała to bardzo precyzyjna i czasochłonna praca. Trzeba oddzielić od siebie poszczególne mięśnie i organy. Odsłonić układ krwionośny czy pokarmowy.

By eksponat służył przyszłym medykom czy zwiedzającym wystawy przez wiele lat, trzeba go utrwalić. Po kąpieli w acetonie ciało przekłada się do kadzi z syntetyczną żywicą. Palec w takiej kąpieli musi leżeć kilkanaście dni, noga – siedem miesięcy, a całe ciało niemal rok. Następnie szczątki są osuszane w komorze próżniowej przypominającej wielki foliowy balon. Zwłoki są już elastyczne i taksydermiści mogą je dowolnie formować na potrzeby wystaw BodyWorlds. Mięśnie znów są mocno czerwone, jak gdyby nadal były częściami żywego człowieka. Na koniec eksponat jest utwardzany silikonem.

Przygotowanie całego ciała to 1500 godzin pracy. Zwykle zajmuje to około roku. Jeśli preparat ma służyć studentom, pozostaje giętki i elastyczny. Palce u dłoni się zginają, tak jak pozostałe stawy. Mięśnie są tak porozdzielane, by można je było odchylać i odsłonić kość.

"Jesionka dla trupa" WP
"Jesionka dla trupa"Źródło: WP

Rodzina się nie dowie

– Ma pan swój ulubiony eksponat? – Chyba nie. Każdy jest niesamowity – mówi Zbigniew Muszyński, gdy razem oglądamy eksponaty na wystawie autorstwa Gunthera von Hagensa BodyWorlds. – Nie przeszkadza panu, że tylko nieliczne spreparowane ciała trafiają na wystawy? Pozostałe są najczęściej rozczłonkowywane i w formie plasterków, poszczególnych organów czy porozcinanych kończyn sprzedawane w internetowym sklepie von Hagensa? – Yyy, nikt nie wie, co się stanie z jego ciałem po tym, jak zostanie poddane plastynacji. Rodzina też się nie dowie. Dlatego wszystkie ciała na wystawach są pozbawione skóry twarzy.

W gablocie są wypreparowane kawałki tchawicy i płuca. Obok plaster wątroby. Dalej jelito grube. – Wielokrotnie odwiedzałem plastynarium w Gubinie, gdzie powstają eksponaty, więc wiem, w jaki sposób są tworzone. Podejrzewam, że te małe części, które tutaj widzimy, są efektem okoliczności, w których doszło do zgonu. Ktoś ginie w wypadku, ma uszkodzoną dużą partię ciała, ale resztę można wykorzystać. Pewnie szkielety pochodzą ze zwłok, które trafiły do instytutu w stanie zaawansowanego rozkładu – mówi Muszyński.

W regulaminie programu donacji zwłok instytutu von Hagensa jest jednak wyraźnie napisane, że do plastynacji są przyjmowane tylko ciała dawców, którzy zmarli z przyczyn naturalnych. Zwłoki po sekcji lub poważnym wypadku komunikacyjnym są odrzucane. Ciężka choroba lub amputacja kończyn za życia nie jest przeszkodą. Jeśli od dawcy zwłok zostaną pobrane narządy do przeszczepu, jego ciało będzie także mogło zostać poddane plastynacji. W przypadku choroby zakaźnej lub dużej otyłości pracownicy instytutu podejmują decyzję o ewentualnej dyskwalifikacji po zbadaniu zwłok.

Szokująca wystawa. Protesty w wielu krajach

Początkowo von Hagens preparował zwłoki jako modele do celów naukowych. Stworzył firmę, która zaczęła je produkować na masową skalę. Ciała pozyskiwał od osób, które zdecydowały się oddać je dobrowolnie na cele naukowe. Stał się celem ataków, gdy w 1995 roku otworzył pierwszą wystawę z ludzkimi zwłokami BodyWorlds (Cielesne światy).

W mediach porównywany był do Josefa Mengele, który w niemieckim obozie koncentracyjnym Auschwitz prowadził eksperymenty medyczne na ludziach. Zarzucano mu, że preparuje zwłoki chińskich skazańców, które kupował od tamtejszych władz. Anatom wygrał proces w tej sprawie z niemieckim tygodnikiem "Der Spiegel". Von Hagens utrzymuje, że jedynie współpracował z Chinami w sprawie plastynacji zwłok i prowadził tam badania w tym zakresie.

Międzynarodowa organizacja badająca prześladowanie wyznawców Falun Gong oddających się chińskiej praktyce samodoskonalenia ciała i umysłu zamieściła w swoim raporcie informacje, że część ciał poddanych plastynacji należy właśnie do osób wyznających Falun Gong. W Chinach praktykowanie Falun Gong uznawane jest za nielegalne, karane więzieniem lub obozem pracy, który dla części osadzonych kończy się śmiercią. Media i organizacje praw człowieka na całym świecie zarzucały władzom Chin między innymi handel organami.

Gdy James Bond w Casino Royale wysiada z taksówki, za plecami ma plakat reklamujący wystawę BodyWorlds. Grający agenta 007 Daniel Craig wchodzi do muzeum, gdzie ma się spotkać z terrorystą. Przy karcianym stoliku siedzą trzy spreparowane ciała. Dalej widać pozbawioną skóry parę, która próbuje się utrzymać na koniu stającym dęba. Bond obserwuje terrorystę, wyglądając zza splastynowanego ciała mężczyzny, który ma odsłonięty kręgosłup i wszystkie żebra.

Von Hagens stara się oswoić wystawy na wiele sposobów. Chwali się, że plastynatami zachwycają się Steffi Graf, Jean-Paul Gaultier, Tina Turner, Dustin Hoffman czy Nicole Kidman. Nadal jednak wystawy spotykają się z protestami w wielu krajach. Były blokowane w Niemczech, gdzie w 2003 roku władze Bawarii próbowały doprowadzić do pochowania eksponatów, gdyż tamtejsze prawo sanitarne zakłada, że ludzkie zwłoki muszą być pochowane w ciągu 96 godzin od śmierci. Do konfiskaty jednak nie doszło, gdyż naukowiec wywiózł ciała z kraju.

Kilka lat temu wystawę próbowano zorganizować w Warszawie i Poznaniu, ale władze zablokowały ją, tłumacząc decyzję różnicami kulturowymi w podejściu do postępowania ze zwłokami. W 2009 roku jednak w Warszawie otwarto wystawę Bodies: The Exhibition, której autorem jest Roy Glover, największy rywal von Hagensa. Pokazywana była też między innymi we Wrocławiu oraz Katowicach, w jednym z domów handlowych.

W końcu zgodę otrzymał także von Hagens. W listopadzie 2018 roku von Hagens otwierał wystawę w warszawskim Pałacu Kultury i Nauki. Naukowiec ma zaawansowanego Parkinsona, trudności z mówieniem i poruszaniem się. – Przez wiele lat nie spałem wystarczająco długo. Cztery godziny dziennie to za mało. Człowiek potrzebuje tak naprawdę tylko trzech rzeczy, by żyć w dobrym zdrowiu: trzeba spać przynajmniej sześć godzin dziennie, dobrze się odżywiać – mało węglowodanów i cukru – oraz wprawiać ciało w ruch, czyli uprawiać sport. Nadal ćwiczę dwie godziny dziennie, mam silne muskuły i mogę jeszcze mówić – przekonuje Doktor Śmierć.

Już dawno zapowiedział, że jego ciało także zostanie poddane plastynacji. Zajmie się tym jego syn, który po ojcu powoli przejmuje instytut. Von Hagens najbardziej boi się tego, że jego ciało rozpadnie się, zanim zostanie poddane procesowi, który utrwali je na lata.

"Sprawdzaliśmy, jak zmieniały się preparaty"

Von Hagens odkrył plastynację dwa lata przed narodzinami syna Rurika. – Kiedy się urodziłem, miał już naprawdę niezłego świra na jej punkcie. Ten świr trwa do dzisiaj. Kiedy pierwszy raz zobaczyłem martwe ciało? Nie wiem. To tak samo, jak gdybym zapytał, kiedy pierwszy raz w życiu widzieliście kwiatek. Dla mnie martwe ciała były czymś całkowicie normalnym. W takim świecie dorastałem. Nigdy nie przyszłoby mi do głowy, że można uznać ludzkie ciało za coś odrażającego czy obrzydliwego. Dziecko nie ma od urodzenia wdrukowanego w głowę lęku przed śmiercią, zwłokami. Jest ciekawe świata, dlatego podnosi z ziemi różne robale i się nimi interesuje. Zaczyna się ich bać, gdy dorośli mówią: zostaw, to brzydkie, może ci zrobić coś złego – mówi Rurik von Hagens.

Jego dzieciństwo to przede wszystkim przesiadywanie z ojcem w laboratorium w Heidelbergu. Pomieszczenia były jednak za małe na coraz większą liczbę preparatów. Von Hagens zaczął wynajmować kolejne garaże i magazyny rozsiane po całym mieście. – Tata brał mnie do laboratorium, kiedy jeszcze nawet nie mówiłem. Dawał mi dwa pudełka z różnymi przedmiotami i przekładałem je sobie z jednego do drugiego, a on zajmował się swoją pracą. Największą atrakcją były jednak wieczorne objazdy po wszystkich garażach. Sprawdzaliśmy, jak zmieniały się preparaty. To było fascynujące – wspomina syn anatoma.

Mężczyzna lubi przechadzać się po wystawie, by obserwować zwiedzających. – Jeśli zastanawiacie się, co ich tu przyciąga, dlaczego nasze wystawy obejrzało już ponad pięćdziesiąt milionów osób, przyjrzyjcie się ich twarzom, gdy oglądają eksponaty. Są zafascynowani tym, jak wyglądają ich ciała w środku, ze wszystkimi szczegółami anatomicznymi – mówi.

"Nie zostanę pochowany"

Zbigniew Muszyński wystawę ogląda razem z synem. Chłopiec ma około dziesięciu lat. Patrzy na dwa ciała w kaskach hokeistów. Obok są słoje z ludzkimi płodami w różnych fazach rozwoju – od kilkutygodniowych do niemal 9-miesięcznych. Na wystawach można także zobaczyć poddane plastynacji ciała kobiet w ciąży. Szkielety podtrzymujące wielkie płaty własnej skóry i mięśni czy zwłoki mężczyzny siedzącego na martwym koniu.

– Jak pana rodzina zareagowała na decyzję o oddaniu zwłok do plastynacji?

– Żona początkowo nie chciała o tym słyszeć. Długo ją męczyłem tą sprawą, przekonywałem. W końcu uległa.

– Dlaczego nie chciała się zgodzić?

– Bała się, że rodzina nie będzie mogła się ze mną pożegnać, bo nie będzie pogrzebu. Nawet znicza nie będzie można postawić na moim grobie, bo nie zostanę pochowany. W takich wypadkach można jednak postawić grób symboliczny. Zmarły jest przede wszystkim w myślach tych, którzy żyją. Ktoś spojrzy na mój ulubiony fotel i pomyśli o mnie.

– Cała rodzina wspiera pana w tej decyzji?

– Nie rozmawiamy o tym. Wszyscy wiedzą, co się ze mną stanie, i tyle. Raz poruszyliśmy ten temat. Powiedziałem im, że ciało dla nauki jest materiałem bezcennym. Jeżeli studenci dzięki nauce na ciałach mogą być w przyszłości lepszymi lekarzami, pielęgniarkami, ratownikami, to warto to zrobić. Jeżeli moje ciało po śmierci wniosłoby chociaż jeden promil wiedzy do nauk medycznych, to uważam, że to dobra decyzja.

– Dużo osób krytykuje pana postanowienie.

– Jest wielu oponentów. To fakt. Tyle że oni też korzystają z nauk medycznych, choćby z pomocy lekarza. A jak wiemy, historia medycyny jest historią badań na ludzkim ciele. Być może w przyszłości ktoś uratuje im życie, bo uczył się leczyć na moim ciele.

– Ile pan zarobił na tym, że oddał pan swoje ciało von Hagensowi?

Muszyński milczy dłuższą chwilę, wpatrując się w podłogę. – Nic. Oddanie zwłok jest dobrowolne i nie można na tym zarabiać. Gdy studiowałem ratownictwo medyczne, to także miałem okazję uczyć się anatomii na zwłokach. Nie na preparatach wypracowanych przez dekady w formalinkach, tylko na "świeżych" ludzkich zwłokach. To mój gest wdzięczności.

Krystyna przeżyła szok, gdy zobaczyła ciało, które mogło należeć do jej matki. Jej siostra tłumaczyła, że taka była wola starszej kobiety. Podpisała specjalną zgodę, by po śmierci jej ciało oddano na cele naukowe. Sprawa przekazania zwłok von Hagensowi budziła jednak wątpliwości. Krystyna przekonywała, że matka cierpiała na chorobę psychiczną i nie była w stanie podejmować racjonalnych decyzji. Zarzucała siostrze, że oddała zwłoki matki, by na tym zarobić.

Von Hagens zaprzecza, że płaci za zwłoki. Z nieoficjalnych informacji jednak wynika, że rodziny mogą otrzymać za ciało od kilkudziesięciu do kilkuset tysięcy złotych. W bazie programu donacji zwłok Instytutu Plastynacji jest ponad 16 tysięcy osób, w tym ponad 13 tysięcy z Niemiec. Półtora tysiąca chętnych pochodzi z Ameryki Północnej. Na liście jest kilkunastu Polaków. Półtora tysiąca osób już zostało przerobionych na eksponaty i preparaty do nauki.

Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl
dl2yghf
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

WP Wiadomości na:

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
dl2yghf
Więcej tematów