Dlaczego meteor brzęczy?
Meteoryty - nie tylko do patrzenia (AFP)
Czy słyszeliście syczenie, bzyczenie i trzeszczenie spadających meteorów albo pogwizdywanie zorzy polarnej? Wszystko to, co potwierdzają liczni obserwatorzy, od dawna kłopocze fizyków. Trudno wymyślić, skąd takie dźwięki miałyby się brać i w jaki sposób z prędkością światła docierają do Ziemi - pisze w Gazecie Wyborczej Piotr Cieśliński.
Z pozoru nie powinno być niczego dziwnego w tym, że dźwięk towarzyszy błyskom meteorów. Wszyscy przecież wiemy, że kilka sekund po błysku pioruna można usłyszeć jego pomruk. Meteory jednak mkną i spalają się ponad 100 km nad powierzchnią Ziemi. Fala uderzeniowa niosąca dźwięk powinna przyjść całe minuty później niż obraz. Obserwatorzy raportują jednak, że słyszeli meteory dokładnie w tym samym momencie, kiedy je zobaczyli.
Australijski fizyk Colin Keay z Uniwersytetu Newcastle ma pewność, że to dźwięki jak najbardziej rzeczywiste. Jego zdaniem przelot meteoru wzbudza fale radiowe, które docierają do Ziemi i tutaj dopiero są zamieniane na głos. Ponieważ sygnał radiowy podróżuje z prędkością światła, to nic dziwnego, iż te dźwięki słychać równocześnie z widokiem meteoru.
Pomysł Keaya daje się zastosować też do zórz polarnych, które wywołują naładowane cząstki bombardujące atmosferę. W mitologii Eskimosów zorze związane są z duchami przodków. Tubylcy twierdzą, że jeśli dobrze się wsłuchać, można usłyszeć ich słabe szepty.
A jak wyjaśnić, skąd się biorą fale radiowe? Za lecącym meteorem tworzy się wstęga zjonizowanego powietrza. Taka plazma porywa ziemskie pole magnetyczne i skręca je jak spaghetti. Po chwili jednak powietrze ochładza się, plazma znika, a zmierzwione pole magnetyczne "z hukiem" się rozpętla, tracąc energię właśnie w postaci fal elektromagnetycznych o radiowej częstotliwości.
Hipoteza Keaya była prosta i wiarygodna. Niektórzy fizycy wątpili jednak, by energia lecącego meteoru - a niektóre są kruszynami wielkości pestki pomarańczy - wystarczała do generowania fal radiowych zdolnych wprawiać przedmioty w drgania.
Postanowił temu zaradzić chorwacki fizyk Vinkovic wraz z kolegami z Chorwackiej Akademii Nauk. W Mongolii jako pierwszy nagrał dźwięk meteorów i jednocześnie zarejestrował na wideo ich przelot. Tym samym dowiódł ostatecznie, że cała historia nie jest iluzją. Niestety, nie udało mu się zanotować żadnego sygnału radiowego. Czyżby tajemnica miała inne wyjaśnienie?(ck)