"Diddy" zostaje w areszcie. Sędzia nie zgadza się na zwolnienie
Sędzia federalny odrzucił w środę wniosek obrońców Seana "Diddy'ego" Combsa o zwolnienie z aresztu przed ogłoszeniem wyroku.
Sędzia Arun Subramanian podczas rozprawy na Manhattanie zdecydował, że Sean "Diddy" Combs pozostanie w areszcie na Brooklynie do czasu ogłoszenia wyroku. Decyzja ta zapadła mimo oczyszczenia muzyka z najcięższych zarzutów o handel ludźmi i spisek o wymuszenia, za które groziło mu dożywocie. Combs został jednak uznany winnym lżejszych przestępstw związanych z prostytucją.
Sędzia uzasadnił swoją decyzję, powołując się na materiał dowodowy zgromadzony podczas procesu. – Niemożliwe jest, aby oskarżony przedstawił jasne i przekonujące dowody, że nie stanowi żadnego zagrożenia – stwierdził sędzia Arun Subramanian.
Prokuratorzy również apelowali o niezwalnianie Combsa za kaucją. Wskazywali, że nadal stanowi on zagrożenie dla społeczeństwa. Wśród argumentów znalazły się zeznania kobiety występującej pod pseudonimem Jane. Według jej relacji, w 2024 r. Combs miał ją napastować i zmusić do seksu z męską prostytutką, mimo że był już objęty federalnym śledztwem.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Zawrócił pod prąd. Nie wiedział, że jedzie policja
Proces ws. Seana "Diddy'ego" Combsa. Winny dwóm zarzutom
Agencja Reutera podkreśliła, że decyzja ławników była częściowym zwycięstwem dla Combsa, znanego z promowania hip-hopu w amerykańskiej kulturze. Sędziowie przysięgli uznali go winnym dwóch zarzutów dotyczących transportu w celu uprawiania prostytucji. Combs uniknął jednak oskarżeń o spisek mający na celu wymuszenie okupu oraz handel ludźmi w celach seksualnych, w tym wobec dwóch byłych partnerek: piosenkarki rhythm and bluesa Casandry "Cassie" Ventury oraz Jane.
Combs, znany z organizowania wystawnych przyjęć dla elity w miejscach takich jak Hamptons na Long Island czy Saint-Tropez na Lazurowym Wybrzeżu, nie przyznał się do żadnego z pięciu zarzutów. W przypadku skazania grozi mu maksymalnie po dziesięć lat więzienia za każde z dwóch oskarżeń dotyczących prostytucji. Adwokaci argumentowali, że dwa lata pozbawienia wolności powinny stanowić górną granicę kary.