PublicystykaŚwietlik: Czy wierzyć Emmanuelowi Macronowi? Tylko wtedy, gdy za słowami pójdą czyny (Opinia)

Świetlik: Czy wierzyć Emmanuelowi Macronowi? Tylko wtedy, gdy za słowami pójdą czyny (Opinia)

"Pojednawcza" wizyta francuskiego prezydenta pokazuje, że Emmanuel Macron zrozumiał, iż Francja z dzisiejszą - coraz silniejszą - Polską musi mieć poprawne relacje. Problem w tym, że na razie trudno w jego słowa tak do końca wierzyć.

Świetlik: Czy wierzyć Emmanuelowi Macronowi? Tylko wtedy, gdy za słowami pójdą czyny (Opinia)
Źródło zdjęć: © PAP | Radek Pietruszka

Zepsuty opancerzony Renault Espace, którym miał się poruszać francuski prezydent po Warszawie niestety może być symbolem naszych relacji. Francuski prezydent chciał pokazać, że chce. Rządzącym Polską - że nie jest wrogiem Polski, że nie jest przyjacielem naszych nieprzyjaciół. Potencjalnym przyszłym rządzącym Polską - czyli naszej opozycji - że nie jest i ich wrogiem, więc spotka się z tak lubiącym kolekcjonować "shakehandy" z ważnymi tego świata marszałkiem polskiego Senatu. Francuskiemu biznesowi, że przestaje psuć relacje z piątym (po Brexicie) państwem w Unii Europejskiej.

Problemem są jednak zaszłości. Macronowi trudno wierzyć, uwzględniając to, że definiował francuską rację stanu tak, iż konsekwentnie była ona niezgodna z polską racją stanu.

Taki sobie przyjaciel

W gruncie rzeczy Polska i Francja dawno nie były tak daleko od siebie i jest to przede wszystkim zasługa obecnego prezydenta Francji. Już w trakcie kampanii wyborczej w 2017 roku walcząc z nacjonalistką Le Pen zarzucił Polsce stosowanie dumpingu inwestycyjnego. Był w trudnej sytuacji, w jego rodzinnym Amiens został wygwizdany, gdyż tamtejszą fabrykę Whirpoola przenoszono do Polski. Zdecydował się jednak na gest w gruncie rzeczy antypolski.

Konsekwentnie uderzał w naszą gospodarkę atakując nieprzyjmowanie przez Polskę kolejnych rozwiązań klimatycznych. Jeszcze pod koniec ubiegłego roku groził Polsce, że doprowadzi do wykluczenia nas z mechanizmu europejskiej solidarności finansowej, co można porównać do sankcji gospodarczych.

Dochodzi kolejna kluczowa dla nas sprawa. Gdyby myślenie o geopolityce prezydenta Francji podzielił cały świat zachodni dla Polski oznaczałoby to zapewne wojnę z Rosją. Macron wielokrotnie podważał sens funkcjonowania NATO w dzisiejszym kształcie, mówiąc o "śmierci mózgu" i konieczności przeorientowania się na inne cele niż Rosja. Równocześnie konsekwentnie namawia do "dialogu" z Rosją i rozmowach rozbrojeniowych. To dość charakterystyczne, że kolejne takie ocieplenie z Rosją kończą się zajmowaniem przez nią kolejnych, stosunkowo oddalonych od Francji, terytoriów.

No i dochodzą jeszcze mądrości na temat polskiej "praworządności" wygłaszane przez polityka, który od ponad roku nie jest w stanie zapewnić spokoju na ulicach Paryża, a ostatnio mógł oglądać w telewizji brutalne pałowanie przez policję demonstracji… strażaków.

Można by jeszcze długo wymieniać.

Kilka interesów

Prezydent Macron ma zapewne u nas kilka interesów do załatwienia. Mówi się o francuskich komponentach do samochodów elektrycznych i okrętach podwodnych. We Francji żywa jest zapewne pamięć tego, że rezygnacja przez Polskę z zakupu helikopterów Airbusa kosztowała pracę kilkuset wyspecjalizowanych robotników. Wzajemnego zaufania nie zwiększył fakt, że dwa lata temu okazało się, iż francuskie Caracale w większości są uziemione ze względu na potworne, dwa razy wyższe od zakładanych, koszty systemu ich utrzymywania.

Po odejściu Wielkiej Brytanii Polska rośnie w rankingu gospodarek Unii Europejskiej. Mamy najlepsze wskaźniki gospodarcze wśród liczących się państw europejskich. Macron był atakowany za złe relacje z Polską przez francuską prawicę. Pewnie i biznes nie jest zadowolony. Szczególnie zbrojeniowy, który pod wpływem sojuszników musiał niedawno wycofać się ze sprzedaży morskich gigantów desantowych Rosji (ostatecznie kupili je Egipcjanie).

Dobrze, że prezydent Francji przyjechał. Dobrze, że polscy politycy się z nim spotykają. Prezydent i premier mówią o przełomie. Wartościowym przełomem dla Polski musi być jednak to, że francuski prezydent trwale się od nas odczepi - przestanie atakować naszą gospodarkę i bezpieczeństwo. A także zrozumie, że bez względu na to, że decyzje biznesowe podejmuje się pod wpływem analizy zysków i strat, a nie tylko tego, że "Paryż chwali Warszawę", jak to było za czasów offsetu na Caracale.

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)