Czy ten zwyrodnialec uniknie kary?
Śledził kobiety, a później grożąc im nożem, brutalnie gwałcił. Atakował dwie dziewczyny naraz. Jedna z nich musiała patrzeć na ohydne praktyki zwyrodnialca, a potem sama stawała się jego ofiarą. Krzysztof J. (26 l.), zwyrodnialec z Białegostoku stanął wreszcie przed sądem. Za kratami może spędzić 15 lat.
W podbiałostockiej wsi, z której pochodzi Krzysztof J. wszyscy są w szoku. Był cichy niepozorny, niedawno się rozwiódł. Nikt tutaj nie znał jego mrocznej natury.
Tymczasem jak wynika z akt śledztwa po raz pierwszy gwałciciel zaatakował już w czerwcu 2009 roku. Napadł na dwie nastolatki, które wracały wieczorem z koncertu. Weszły do klatki schodowej, gdzie mieszkała jedna z nich. Tam zostały napadnięte i zaatakowane. Zboczeniec groził im nożem. Zawlókł do piwnicy i gwałcił. Wtedy nie udało się go złapać.
Ale po kilku miesiącach znów zaatakował. I znowu dwie nastolatki. Zwabił dziewczęta w ustronne miejsce w parku. Potem zgwałcił jedną i przystawiając jej nóż do gardła groził, że ją zabije, jeśli jej koleżanka ucieknie. Później z drugą dziewczyną zrobił to samo. I tym razem uciekł.
Zwyrodnialec był poszukiwany przez policję, ale przepadł jak kamień w wodę. Nie pomagały apele policji, ani portret pamięciowy. Kobiety w Białymstoku nadal żyły w ciągłym strachu.
W lipcu 2010 roku jednak gwałciciel nie wytrzymał i zaatakował ponownie. Napadł najpierw na 16-latkę, a kilkanaście minut później na drugą młodą kobietę. Znów grożąc im nożem, chciał je zmusić do seksu. Kobietom udało się uciec. Natychmiast powiadomiły policję.
- Była to bardzo trudna sprawa. Przełomowy okazał się rzeczywiście szybki sygnał jednej z ofiar - potwierdza podinsp. Andrzej Baranowski z Komendy Wojewódzkiej Policji w Białymstoku.
Bulwersujące jest jednak to, że zwyrodnialec może uniknąć surowej kary. Biegli psychiatrzy orzekli bowiem, że oskarżony w chwili gwałtów miał ograniczoną poczytalność. Teraz przed sądem będą zeznawać świadkowie i pokrzywdzone kobiety. Postanowiły one wystąpić w procesie także jako oskarżycielki posiłkowe. Ze względu na charakter sprawy, nie jest ona jawna.
Polecamy w wydaniu internetowym fakt.pl:
Mój syn powiesił się przez policję?