Czy ktoś w tym mieście wie, ile kosztuje bilet na autobus?
Pasażer prosi w kiosku o bilet komunikacji miejskiej. Raz dostaje taki z nadrukiem MPK, innym razem – ZTM. Do tego zdążył się przyzwyczaić. Nie oznacza to jednak, że nic go już nie zdziwi. Wręcz przeciwnie.
19.09.2009 | aktual.: 21.09.2009 12:15
W środę kupuje bilet na linie autobusowe powyżej 10 przystanków i płaci 3,60 złotych. W czwartek, za ten sam bilet musi zapłacić 10 groszy więcej. Czy była w tym czasie jakaś podwyżka? Nie – to raczej efekt bałaganu, jaki panuje w poznańskim systemie sprzedaży biletów.
– Kupiłem bilety autobusowe na odległość powyżej 10 przystanków. Koszt za sztukę: 3,70 złotych. Tymczasem w cenniku na stronie internetowej jest 3,60 złotych. Co więcej, bilety w takiej cenie można nadal kupić. Czy to ukryta podwyżka na pensje dla pracowników ZTM? – pyta Jan Downarowicz, który zwrócił dziennikowi uwagę na podwójną cenę biletów.
Oba bilety mają nadruk MPK. Są więc stare, ponieważ te drukowane obecnie czy z automatów biletowych są z symbolem Zarządu Transportu Miejskiego, który od stycznia odpowiada za sprzedaż biletów komunikacji miejskiej. Okazuje się, że te droższe są już nieważne. Pod koniec zeszłego roku radni zdecydowali o obniżeniu ich ceny.
– Nie wiedziałem, że bilety za 3,70 złotych są jeszcze dostępne w kioskach – przyznaje Zbigniew Rusak, szef ZTM-u. – Prosiliśmy kioskarzy o to, by je oddali. Skoro jest taka potrzeba, jeszcze raz zaapelujemy o zwrot starych biletów.
Jak to jednak możliwe, że ponad 8 miesięcy od zmiany taryfy, stare bilety wciąż są dostępne w kioskach? Czy ZTM nie kontroluje, jakimi biletami dysponują kioskarze? I czy oddali te nieważne?
Zdaniem poznańskiego radnego Tomasza Lewandowskiego z klubu LiD wytłumaczenie jest proste. Powodem tej sytuacji może być funkcjonowanie Zarządu Transportu Miejskiego.
– Byłem przeciwny jego powołaniu. Nie było żadnego uzasadnienia utworzenia ZTM, w tym także ekonomicznego – uważa Lewandowski.
A ZTM faktycznie nie ma możliwości kontrolowania kioskarzy. Teraz zaopatrują się oni w bilety w hurtowniach, płacąc za nie z góry. Później nie są w żaden sposób rozliczani ze sprzedanych biletów. ZTM nie miał więc możliwości sprawdzić, czy nieaktualne już bilety są nadal sprzedawane.
Jak zwykle tracą na tym pasażerowie.
– Jeśli przejazd kosztuje 3,60, a on zapłacił o 10 groszy więcej, to pasażer mógłby domagać się od sprzedawcy zwrotu różnicy – mówi Marek Janczyk, miejski rzecznik konsumentów.
Rusak zapewnia, że kontrolerzy honorują zarówno jedne, jak i drugie bilety. Dzięki temu wspaniałomyślnemu gestowi do budżetu miasta wpadło więcej pieniędzy. Ile, tego nikt nie wie, ponieważ ZTM nie ma pojęcia, ile takich biletów jest w obiegu.