"Cycki zostawiłaś w domu?" - obrażają kobiety w telewizji
Coraz większe kontrowersje budzi stosunek Włochów do płci pięknej i do kobiecego ciała. Warta komentarzy jest i włoska telewizja, która ma dość specyficzny charakter, niespotykany poza granicami Włoch.
Nieuświadomiony widz spoza Włoch, po kilku minutach oglądania włoskiej telewizji może być nieco zaskoczony, a nawet zbulwersowany tym, co zobaczy na szklanym ekranie.
Reakcje takie są związane między innymi z kreowaniem przez media nowego i dość osobliwego mniemania o kobietach. A to specyficzne "promowanie" kobiet zaczyna przybierać charakter traktowania kobiety, jako... ładnego przedmiotu.
Piękne i roznegliżowane dziewczyny, które uśmiechają się słodko do kamery, praktycznie nie schodzą z anteny. O każdej porze dnia można zobaczyć niemalże nagie piękności, towarzyszące włoskim prezenterom podczas emisji programów rozrywkowych.
Słynne "Veline", bo tak się nazywają, mają obowiązek jedynie pięknie wyglądać i umiejętnie demonstrować swoje wdzięki. Wszystko byłoby i miłe i gustowne, gdyby nie to, że czasem oglądając na przykład pseudointelektualny teleturniej, w przerwie mamy okazję podziwiać prawie striptiz czy też taniec na rurze pięknej dziewczyny, jako tak zwaną wstawkę programową. Problem w tym, że takie pokazy, oglądają także małe dzieci.
Poza tym, Velina - dziewczyna wizerunek - we włoskim społeczeństwie zaczyna być kojarzona błędnie ze sławą, blaskiem reflektorów i pieniędzmi. Tylko, jakim kosztem? Często nastolatki, by dostać się do telewizji i zrealizować swoje marzenia o sławie - ukształtowane również na podstawie obserwacji włoskiej telewizji, muszą nieraz przejść długą i bardzo wyboistą drogę. A to zazwyczaj oznacza, jak pokazuje słynny włoski film "Ricordati di me" - Gabriele Muccino, poniżenie, bezpowrotną utratę godności i przyzwolenie na traktowanie samej siebie, jako przedmiotu.
Jak podkreśla Lorella Zanardo, producentka odrzuconego przez włoską telewizję Rai i Mediaset, prowokacyjnego filmu dokumentalnego "Ciało kobiece", problem zaczyna przybierać poważne rozmiary. Jak mówi Zanardo, wina leży nie tylko po stronie telewizji, która niestety ma duży wpływ na nowe tendencje społeczne i zachowania. Czasem winne są same kobiety, które po latach walki o równouprawnienie, osiadły na laurach i zapomniały, że nie należy zapominać o własnej godności. Jak podkreśla w swoim filmie Zanardo, ciało kobiece jest przedstawiane w telewizji często, jako obiekt seksualny, a sama kobieta bywa narażona na liczne publiczne upokorzenia.
Najgorsze jest to, że same kobiety zaczynają się też przyzwyczajać do tego, iż zgadzając się na pewne zachowania i żądania ze strony płci brzydkiej, mogą osiągnąć zamierzone cele oraz władzę. Jednak nie tędy droga.
W ten sposób, wiele młodych dziewcząt zaczyna wierzyć, że nie intelekt jest inwestycją w przyszłość, a tylko piękny wygląd i uległość tym, którzy stoją u władzy, bo taki właśnie typ zachowania może stać się kluczem do kariery nie tylko w telewizji, ale i nawet w polityce.
We włoskich realiach wykształcenie, niestety to nie wszystko, a w szczególności, kiedy jest się kobietą. Niższe płace, dyskryminacja ze względu na płeć i ciągłe podważanie umiejętności i inteligencji kobiet, nie motywują niestety włoskich nastolatek. Nowo wykreowana rola i pozycja kobiet, zaczyna się zakorzeniać w społeczeństwie poprzez różnego rodzaju sytuacje oraz wypowiedzi ludzi sławnych i będących u władzy.
Publiczne wypowiedzi włoskich prezenterów w trakcie konwersacji z uczestniczką programu typu: "a cycki zostawiłaś w domu?", nikogo już nie dziwią, tyko śmieszą. A reklamy, na przykład włoskiej szynki, gdzie pokazuje się kobietę z odsłoniętą pupą, po czym wybija się numer na jej pośladkach, jak zwierzęciu, uznawane są za codzienność i niby nie szokują.
To nie wszystko: oglądając włoską telewizję można utwierdzić się w przekonaniu, że jeśli młoda dziewczyna jest ładna, sprytna i pokorna może zajść całkiem daleko. W takim przypadku, dziwnym zbiegiem okoliczności, od razu przychodzi na myśl nazwisko włoskiego premiera, Silvio Berlusconiego, który jak wszyscy wiedzą, lubi się otaczać pięknymi kobietami gotowymi przybiec na każde jego skinienie.
Jednak wydaje się, że ostatnio włoski premier Silvio Berlusconi przebrał miarkę, kiedy po raz kolejny jasno stwierdził, co myśli o kobietach. Wydarzenie to miało miejsce podczas jednej z transmisji telewizyjnych programu "Porta a porta", w październiku bieżącego roku. Kiedy to publicznie skrytykował swoją koleżankę ze świata polityki, Rosy Bindi. Berlusconi stwierdził, że pani Bindi "jest bardziej piękna niż inteligentna". Ta gra słowna miała sugerować, że pani Bindi nie grzeszy urodą, a co dopiero intelektem.
Po tej bulwersującej wypowiedzi publicznie obrażającej kobietę, we Włoszech w końcu zawrzało. Poczytna gazeta "Repubblica" opublikowała artykuł pod tytułem "Ten człowiek obraża nas kobiety i demokrację: zatrzymajmy go!".
Po tym artykule-manifeście, który protestował przeciw: umniejszaniu roli i praw kobiet, mówił o podważaniu wiary w kobiecą inteligencję i traktowaniu jej przedmiotowo, podpisało się w ciągu zaledwie dwa dni 35 tysięcy kobiet. Do apelu przyłączyły się również kobiety z włoskiego świata nauki, sztuki i telewizji, m.in. profesor Michela Marzano, dziennikarka Barbara Spinelli i politolog, dziennikarka Nadia Urbinati, podpisując go następującymi słowami: "to już ewidentne, iż ciało kobiety stało się bronią polityczną w ręku premiera". Urażone Włoszki składały następujący podpis pod manifestem: "kobieta obrażona przez premiera", jednocześnie odpowiadając na poniżające stwierdzenie Silvio Berlusconiego: "premier jest wyższy niż szczery". Co miało oznaczać, że nie grzeszy ani wzrostem ani szczerością.
Ciekawe czy po chwilowym buncie włoskich kobiet, domagających się szacunku i wiary w kobiecy intelekt, coś się zmieni we włoskiej telewizji, polityce, no i przede wszystkim we włoskiej rzeczywistości?
Z Rzymu dla polonia.wp.pl
Monika Zakrzewska