Co ukrywa Jarosław K.?

Żarty się skończyły. Ostatnie dwa lata to okres "odzyskiwania" struktur państwa przez zwycięską prawicę. Jeśli jednak PiS po raz drugi zwycięży w wyborach, bracia Kaczyńscy rozpoczną proces budowy nowego państwa.

09.10.2007 | aktual.: 09.10.2007 12:43

Owej wyśnionej IV Rzeczypospolitej, która do tej pory istniała głównie w artykułach prawicowych publicystów. Jakie państwo chcą zbudować politycy PiS? Aby odpowiedzieć na to pytanie, wystarczy sięgnąć do trochę zapomnianego już PiS-owskiego projektu konstytucji z roku 2005. Przed poprzednimi wyborami Kaczyńscy uczynili z niego główny oręż propagandowy. Wówczas wprowadzenie go w życie nie wydawało się jeszcze realne. Paradoksalnie dzisiaj, gdy ta perspektywa jest znacznie bliższa, projekt został schowany do szuflady. Dlaczego? Chociażby dlatego, że jego pogłębiona lektura demaskuje wszystkie kłamstwa polskiej prawicy spod znaku Prawa i Sprawiedliwości. Przede wszystkim demaskuje kłamstwo idei "Polski solidarnej". Główny element tożsamości PiS i projektu IV RP okazuje się zwykłym oszustwem. Konstytucja III RP, choć niedoskonała, jest dużo bardziej socjalna od konstytucji IV RP. Ciekawe? Zobaczmy więc, co ukrywają bracia Kaczyńscy.

Koniec bezpłatnej służby zdrowia

Jednym z fundamentów powojennego modelu europejskiego państwa dobrobytu jest powszechny, bezpłatny i gwarantowany przez państwo dostęp do edukacji i opieki zdrowotnej. Obecnie państwo polskie zapewnia wszystkim obywatelom bezpłatne świadczenia zdrowotne i edukacyjne. Prawo do bezpłatnego leczenia wynika z art. 68 konstytucji RP, który jasno deklaruje, że "Obywatelom, niezależnie od ich sytuacji materialnej, władze publiczne zapewniają równy dostęp do świadczeń opieki zdrowotnej finansowanej ze środków publicznych. Warunki i zakres udzielania świadczeń określa ustawa". Jak sprawa opieki zdrowotnej ma być uregulowana w "Polsce solidarnej"? Oddajmy głos konstytucji IV RP. W art. 4 PiS-owskiego projektu konstytucji czytamy, że "kształtowanie warunków należytej ochrony zdrowia wszystkich obywateli oraz ich zabezpieczenie na starość lub na wypadek niezdolności do samodzielnej egzystencji" należy do obowiązków państwa. Co z tego wynika? Dosłownie nic. Wiemy tylko, że IV RP dbać będzie o zdrowie swych obywateli. W
jaki sposób? Być może wystarczy szklanka mleka od państwa o poranku. O bezpłatnej służbie zdrowia finansowanej ze środków publicznych nie ma bowiem ani słowa. W praktyce likwidacja systemu opieki zdrowotnej i wprowadzenie modelu, w którym każdy obywatel dostawałby rachunek na 100 tys. zł za swój pobyt w szpitalu, byłaby zgodna z konstytucją IV RP. Polska solidarna? A może Chile generała Pinocheta? Warto zwrócić uwagę, że artykuł dotyczący zdrowia obywateli nie znalazł się w rozdziale dotyczącym praw obywatelskich. To, że IV RP raczej oszczędnie będzie przydzielać swoim obywatelom prawa polityczne, nie jest wielkim zaskoczeniem. Atak na prawa socjalne może jednak spowodować pewne zaskoczenie u wyborców uwiedzionych hasłem "Polski socjalnej".

Koniec bezpłatnych studiów

Trochę lepiej będzie wyglądać sytuacja obywateli IV RP w kwestii dostępu do edukacji. Zdziwiłby się jednak ten, kto uważa, że PiS-owska konstytucja stanowiłaby na tym polu milowy krok w stronę "Polski solidarnej". Ale oddajmy głos projektowi konstytucji. Art. 31 ustęp 4 mówi wprost: "Szkolnictwo publiczne podstawowe i średnie jest powszechnie dostępne i bezpłatne". Niby wszystko zostaje po staremu. Czy aby na pewno? Czy potencjalny ustrojodawca o czymś nie zapomniał? A gdzie podziało się szkolnictwo wyższe?! Konstytucja IV RP nie gwarantuje swoim obywatelom prawa do bezpłatnych studiów. Konstytucja PiS otwiera więc drogę do realizacji wyśnionego celu zwolenników "Polski liberalnej", czyli wprowadzenia płatnych studiów. Konstytucja III RP jest w tej kwestii dużo bardziej przyjazna studentom. Art. 70 ustęp 2 mówi bowiem jasno: "Nauka w szkołach publicznych jest bezpłatna. Ustawa może dopuścić świadczenie niektórych usług edukacyjnych przez publiczne szkoły wyższe za odpłatnością". Nie jest to może zapis
gwarantujący powszechnie bezpłatne studia, z drugiej jednak strony uniemożliwia on przejście na model amerykański, w którym wszystkie studia byłyby płatne. Takiej tamy nie stawia konstytucja IV RP. Zgodnie z jej przepisami wprowadzenie w pełni płatnych studiów byłoby zupełnie realne. PiS chętnie deklaruje, że jest partią zwykłych ludzi. Zapomina tylko dodać, że wprowadzenie PiS-owskiego projektu konstytucji mogłoby spowodować zamknięcie drzwi publicznych uczelni przed dziećmi tychże zwykłych ludzi. W gruncie rzeczy takie postępowanie nie powinno dziwić. PiS jest bowiem przede wszystkim partią konserwatywną. Zgodnie z konserwatywnym kredo przywiązuje więc szczególną wagę do hierarchiczności społeczeństwa. A nie ma prostszej drogi do hierarchizacji społeczeństwa niż stawianie kolejnych progów ekonomicznych na ścieżce społecznego awansu. Progi te zostały zniesione przez Polskę Ludową, która wprowadziła bezpłatne studia. Kaczyńscy już dawno jednak powiedzieli, że "PRL był ustrojem hołoty i dla hołoty".
Likwidacja bezpłatnych studiów naprawi tę historyczną anomalię i cofnie nas do czasów II RP. Już żadnej hołoty na uniwersytetach nie będzie. Stara dobra hierarchia zostanie restytuowana. Czy o tym marzą wyborcy uwiedzeni hasłem "Polski solidarnej"? Niestety, nie dostrzegają, że według PiS ma to być solidarność panów z plebsem.

Koniec Rzecznika Praw Obywatelskich

Znaczne ograniczenie praw socjalnych może dziwić przygodnego obserwatora polskiego życia politycznego. W przypadku ograniczenia praw i wolności politycznych możemy mówić nie tyle o zaskoczeniu, ile o zaniepokojeniu. W PiS-owskim projekcie konstytucji próżno szukać przepisu, który jak art. 32 ustęp 2 obowiązującej konstytucji mówi: "Nikt nie może być dyskryminowany w życiu politycznym, społecznym lub gospodarczym z jakiejkolwiek przyczyny". Słowo dyskryminacja, czy raczej jej zakaz, nie pojawia się ani razu w tekście konstytucji IV RP. Zaniepokojenie może budzić również chęć likwidacji instytucji Rzecznika Praw Obywatelskich. Zastąpić miałby go Prezes Urzędu Pomocy Ofiarom Bezprawia. Nie chodzi w tym miejscu nawet o operetkową nazwę nowej instytucji, ale o zniknięcie konstytucyjnych gwarancji niezależności ombudsmana. Art. 210 i 211 mówią jasno, że "Rzecznik Praw Obywatelskich jest w swojej działalności niezawisły, niezależny od innych organów państwowych i odpowiada jedynie przed Sejmem na zasadach
określonych w ustawie" i że "Rzecznik Praw Obywatelskich nie może być bez uprzedniej zgody Sejmu pociągnięty do odpowiedzialności karnej ani pozbawiony wolności. Rzecznik Praw Obywatelskich nie może być zatrzymany lub aresztowany, z wyjątkiem ujęcia go na gorącym uczynku przestępstwa i jeżeli jego zatrzymanie jest niezbędne do zapewnienia prawidłowego toku postępowania. O zatrzymaniu niezwłocznie powiadamia się Marszałka Sejmu, który może nakazać natychmiastowe zwolnienie zatrzymanego". PiS-owski Prezes Urzędu Pomocy Ofiarom Bezprawia takimi konstytucyjnymi gwarancjami ochrony niezależności nie będzie mógł się cieszyć.

Tyle w konstytucji PiS spraw wstydliwych, skutecznie - na razie - chowanych przed opinią publiczną. Dalej mamy to, czego PiS nigdy się nie wstydziło. Bogoojczyźnianą sieczkę w preambule, konstytucyjne "prawo" do lustracji czy wzmocnienie pozycji prezydenta RP. To wszystko blednie jednak przy dokładniejszej lekturze konstytucji. Okazuje się bowiem, że PiS samo stworzyło igłę, którą można przekłuć bańkę mydlaną "Polski solidarnej". Pytanie, czy ktoś odważy się po tę igłę sięgnąć.

Układ lokalny

Na kłopotliwym projekcie konstytucji nie kończą się bynajmniej PiS-owskie tematy tabu. Również codzienna praktyka polityczna przynosi tematy dla PiS wstydliwe. W całym kraju funkcjonują struktury władzy, które Jarosław Kaczyński nazwałby układami. Tyle że centrami tych układów są politycy PiS. Dobrym przykładem obrazującym to zjawisko jest sprawa wicemarszałka Senatu, Krzysztofa Putry. Swego czasu prominentny dziś polityk PiS pełnił funkcję prezesa miejskiej spółki Lech z Białegostoku. We wrześniu 2001 r. Putra jako prezes podpisał protokół odbioru i przekazania do użytku Zakładu Utylizacji Odpadów Komunalnych w Hryniewiczach. Sprawa została zbadana przez Komisję Rewizyjną Rady Miejskiej Białegostoku. Jak wynika z raportu komisji, Putra mógł się dopuścić poświadczenia nieprawdy, gdyż - jak stwierdza raport - "podpisujący mieli pełną świadomość, że oczyszczalnia posiada wady trwałe niedające się usunąć". Pomimo tego Putra złożył swój podpis pod protokołem odbioru. Obecny prezes spółki Lech, Janusz
Szymczukiewicz, złożył doniesienie do prokuratury na swoich poprzedników. Podejrzewa, że mogli oni działać na szkodę spółki. Również białostoccy radni mają swoje podejrzenia wobec Putry. Oskarżają go, że jako prezes przywłaszczył sobie służbowy laptop i aparat fotograficzny. Złożyli zawiadomienie do prokuratury. Ta zaś wszczęła postępowanie wyjaśniające. Sprawę chcieli przedstawić telewidzom dziennikarze białostockiego ośrodka TVP. Emisję gotowego już niemal materiału wstrzymał dyrektor oddziału telewizji publicznej w Białymstoku, Wojciech Straszyński. Wśród dziennikarzy doszło do buntu. W efekcie stanowisko stracił przywódca zbuntowanych dziennikarzy. Sprawa pokazuje, jak wygląda Polska gminna i powiatowa pod rządami PiS. Podejrzane interesy lokalnych działaczy tuszowane są przez zastraszone bądź lojalne media. Zresztą w skali całego kraju to lojalne media zapewniają PiS stały poziom poparcia. Ręczne sterowanie mediami publicznymi i kupowanie dziennikarzy mediów komercyjnych poprzez dawanie im sowicie
wynagradzanych programów w TVP i Polskim Radiu zapewnia PiS poparcie usłużnych dziennikarzy. Tacy żurnaliści tylko czekają na SMS bądź telefon od ministra Ziobry. Efekty możemy podziwiać na ekranach telewizorów.

Wybiórcze CBA

Kolejnym kłopotliwym tematem dla Jarosława Kaczyńskiego jest z pewnością Radio Maryja. Powtarzające się co rusz antysemickie wyskoki są jednak pomijane milczeniem. Trudno się temu dziwić, skoro braci Kaczyńskich nie poruszył nawet atak o. Rydzyka na żonę prezydenta RP. PiS, zajmując się badaniem przeszłości Kościoła i kapłanów, dziwnym trafem zapomina o podejrzanej przeszłości o. Rydzyka. Kaczyńskim nie przeszkadza także zagadkowe pochodzenie majątku toruńskiego imperium medialnego. Jeśli w państwie PiS istnieje oligarcha cieszący się szczególnymi względami władzy, to jest nim z pewnością Tadeusz Rydzyk. Parasol ochronny roztacza się nie tylko nad samym wielkim redemptorystą, ale również nad jego dworem. Najlepszym przykładem jest opisana przez "Gazetę Wyborczą" sprawa Pawła Brzezickiego, którego podejrzaną działalnością nie chciały się zainteresować organy państwa. Brzezicki to prezes państwowej Agencji Rozwoju Przemysłu. Podejrzane interesy opisał Wiesław Wodyk, były szef należącej do ARP spółki Pol-Euro,
wcześniej działacz PC. Brzezicki miał namawiać Wodyka, aby ten zainwestował 6 mln państwowych euro w budowę luksusowego żaglowca. Według Wodyka plan był taki: Pol-Euro wykłada pieniądze, Stocznia Gdańsk buduje żaglowiec, użytkuje go spółka Sail Corporation, a po latach Pol-Euro przejmuje jednostkę. Sail Corporation to zagadkowa spółka zarejestrowana na Antylach. Dla Wodyka był to partner niewiarygodny, biznes zaś mógł zagrozić interesom państwowej spółki. O całej sprawie Wodyk opowiedział marszałkowi Senatu, Bogdanowi Borusewiczowi. Ten zgodził się, że sytuacja jest podejrzana i spotkał się z ministrem skarbu, Wojciechem Jasińskim. Zapytał, czy powinien powiadomić CBA. Jasiński odparł, że "sam zajmie się tą sprawą". Jedynym skutkiem było wyrzucenie Wodyka ze spółki. Borusewicz postanowił pójść do szefa CBA, Mariusza Kamińskiego. Marszałek zrelacjonował sprawę, Kamiński był zainteresowany. Jednak niedługo. "Wspomniałem, że w sprawie występują ludzie związani z Radiem Maryja. To go speszyło", konkluduje
Borusewicz. Człowiekiem Rydzyka jest wspomniany już szef ARP, Paweł Brzezicki. Gdy w 2004 r. SLD doprowadził do usunięcia Brzezickiego z Polskiej Żeglugi Morskiej, w jego obronie demonstrowali słuchacze Radia Maryja. Były szef PŻM stał się częstym bywalcem toruńskiej rozgłośni. Rydzyk forsował go nawet na stanowiska ministerialne. Ostatecznie trafił do ARP. Zdaniem Wodyka działania Brzezickiego to "klasyczny przykład korupcji". Centralne Biuro Antykorupcyjne tym przykładem się jednak nie zainteresowało. Podejrzanie wyglądają również działania CBA w sprawie byłego ministra sportu, Tomasza Lipca. Prowokacja planowana w Ministerstwie Sportu nigdy nie doszła do skutku. Dwaj mężczyźni idący do gmachu ministerstwa z walizkami pełnymi pieniędzy do adresata nie dotarli, bo... zostali zatrzymani przez funkcjonariuszy. Ktoś kazał przerwać akcję, gdyż groziła skandalem. Mieliśmy więc do czynienia z nie mniejszą aferą niż ta w Ministerstwie Rolnictwa, która doprowadziła do przedterminowych wyborów parlamentarnych.

Czekają nas najważniejsze wybory po 1989 r. Jeśli zakończą się zwycięstwem PiS, z pewnością nie będziemy świadkami kontynuacji ostatnich dwóch lat. Czeka nas - ukochane przez Kaczyńskich - przyspieszenie. Jego projekt został zapisany na kartach konstytucji IV RP. Paradoksalnie tym, co może zapobiec jego realizacji, jest on sam. A raczej wewnętrzne sprzeczności, które są jego esencjonalną cechą. Projekt IV RP jest zbudowany na sprzecznościach i jako taki prędzej czy później zawali się pod ich ciężarem. Wielkie oszustwo nigdy nie trwa wiecznie. Jednak odpowiedź na pytanie, czy będzie to prędzej, czy później, ma dla wszystkich obywateli fundamentalne znaczenie. O tym zdecydujemy już 21 października.

Bartosz Machalica

Źródło artykułu:WP Wiadomości
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)