Co ma Tusk w sowieckim mundurze do Wilhelma?
- Jeszcze na dobre nie skończył się cyrk (inaczej tego nazwać nie sposób) z krzyżem na Krakowskim Przedmieściu, a już rozpoczyna się następny. Tym razem wokół mogiły w Ossowie. Fakt - tych dwudziestu dwóch krasnoarmiejców to niewątpliwie najeźdźcy. Zadyma wokół ossowskiego nagrobka przypomniała mi wizytę w południowej Anglii kilka lat temu. Miałem wtedy okazję zwiedzić Hastings... - wspomina Michał Solanin.
Hastings to niewielkie portowe miasteczko znane światu głównie z tego, że 14 października 1066 roku miała tu miejsce bitwa. Wojska normandzkiego księcia Wilhelma Zdobywcy starły się z pospolitym ruszeniem Anglików, dowodzonym przez króla Harolda II. Bitwę tę Anglosasi przegrali, zaś Wilhelm miał otwartą drogę do podboju całej Anglii. Jak nietrudno się domyślić, dziś cała promocja Hastings nastawiona jest na wspominki o tej bitwie. Widokówki związane z rokiem 1066, ruiny zamku z tego okresu, tablice pamiątkowe to w Hastings codzienność, niczym wizerunki Koziołka-Matołka w Pacanowie.
I tu niespodzianka, która zapewne nie jest w stanie pomieścić się w twardych głowach tzw. "patriotów". Czy w Hastings kultywuje się przegranego Harolda II i jego rycerzy? Nic z tych rzeczy. Tam główne miejsce zajmuje przebrzydły najeźdźca i oprawca Wilhelm, przez Anglików przemianowany na Williama. Tuż nad brzegiem morza umieszczona jest tablica, która głosi: "W tym miejscu w 1066 roku wylądował William the Conqueror, wraz ze swoją armią". Dalej mamy zaznaczony szlak, którym owa armia maszerowała. Turysta może ruszyć tym samym szlakiem co Wilhelm, przepraszam, William tysiąc lat temu. Na jego końcu można podziwiać ruiny zamku. Jak nietrudno się domyślić, ruiny te są dziełem właśnie Williama i jego chłopców (bo sam zamek to oczywiście dzieło Anglosasów).
Pamiętam, że zwiedzając Hastings nie odstępowała mnie, niczym natrętna mucha, pewna myśl. Nurtowało mnie, czy w Polsce kiedykolwiek będzie nas stać na taki gest wobec wrogów. Jakoś trudno było mi wyobrazić sobie, żeby na Westerplatte miał stanąć pomnik ku czci marynarzy ze Schleswig-Holstein. Tu należy dodać, że Wilhelm był królem bardzo opresyjnym dla Anglosasów. Już kilka lat po Hastings, Anglosasi praktycznie byli w mniejszości. Wszelkie stanowiska we władzy świeckiej i kościelnej nowy król obsadził Normanami. Anglicy mają więc powody, żeby Williama vel Wilhelma nienawidzić.
Jak pokazały ostatnie wydarzenia, Polsce jeszcze daleko pod tym względem do Wielkiej Brytanii. Odsłonięcie pomnika w Ossowie odwołano, z powodu protestów różnych środowisk. Mieszkańcy Ossowa odżegnują się od tego, że niby oni są sprawcami tych protestów. Jak dowiadujemy się ze strony "Gazety Wyborczej", transparenty z napisami "Hańba" czy "Polska Gore" przywieźli jacyś nieznani ossowianom ludzie. Oprócz okrzyków i transparentów były czerwone gwiazdy na pomniku i zdjęcia premiera Tuska oraz Hanny Gronkiewicz-Waltz w sowieckich mundurach. Poseł Arkadiusz Mularczyk z PiS chciał z kolei jedynie okolicznościowej tablicy nagrobnej. Trzeba dodać, że mogiła bolszewickich żołnierzy nigdy wcześniej mieszkańcom Ossowa nie przeszkadzała. Kiedy stał tam jedynie prosty, drewniany krzyż prawosławny, okoliczni mieszkańcy zapalali tam znicze.
Tu nasuwa się proste pytanie. Czy naprawdę, dziewięćdziesiąt lat po tym wydarzeniu mamy dalej żyć w nienawiści do każdego, kto kiedykolwiek najechał nasz kraj? Wojny, niestety, towarzyszyły ludzkości od zawsze. Nas najeżdżali Krzyżacy, Szwedzi, Mongołowie czy bolszewicy. My z kolei też wyprawialiśmy się pod Moskwę, Malbork czy do Czechosłowacji. Tylko że czasy się zmieniły. Dawniej dobrym patriotą był ten, kto potrafił mocno lać Niemca czy Rosjanina. Dzisiejszy patriotyzm polega na tym, żeby się z tym Niemcem czy Rosjaninem jakoś dogadać.
Michał Solanin, pisarz i publicysta, autor powieści "Ostatni Nefilim"