Cimoszewicz: wiedziałem o istnieniu listu Jaruckiej
Kandydat na prezydenta Włodzimierz Cimoszewicz powiedział w Krośnie, że wiedział o istnieniu adresowanego do niego listy swojej byłej asystentki społecznej Anny Jaruckiej, w którym prosi ona o pomoc w
załatwieniu jej mężowi wyjazdu na placówkę zagraniczną.
Ten list jest faktem. Wiedziałem o jego istnieniu. Jego treść potwierdza jedynie to, co sam wcześniej publicznie mówiłem. Próbowano prosić mnie o protekcję, tak jak zawsze nieskutecznie, ponieważ ja nie mieszam spraw służbowych z innymi - powiedział poproszony o skomentowanie treści listu.
O treści listu poinformowały w czwartek TVN24 i "Fakty" TVN. Jarucka napisała w nim m.in., iż marzy z mężem o wyjeździe na jakąś placówkę, "może do Włoch". "Dla Pana to jeden telefon, a ja będę wdzięczna do końca życia" - czytamy w kserokopii listu.
Rzecznik Prokuratury Okręgowej w Warszawie Maciej Kujawski potwierdził, że w posiadaniu prokuratury jest list skierowany do Cimoszewicza, w którym Jarucka prosi go o poparcie zabiegów jej męża o wyjazd na placówkę zagraniczną.
Rzecznik Cimoszewicza, Tomasz Nałęcz, powiedział w piątek, że list Jaruckiej, nigdy nie dotarł do Cimoszewicza. Jak dodał, Jarucka przekazała ten list swojemu koledze, aby ten wręczył go Cimoszewiczowi. Zdaniem rzecznika, prokuratura przesłuchała już tę osobę.
Kujawski powiedział, że ten pracownik MSZ już wcześniej zeznawał w prokuraturze. Kujawski ujawnił, że to właśnie on przekazał prokuraturze ten list. Prokurator dodał, że list ma "duże znaczenie co do oceny prawdomówności osób występujących w całej sprawie".