PolskaChroń nas, BOR-ze

Chroń nas, BOR-ze

Żadna ekipa rządząca w III Rzeczpospolitej nie obstawiała się tak szczelnie ochroniarzami z BOR jak obecna władza.

Chroń nas, BOR-ze
Źródło zdjęć: © PAP

01.02.2007 06:02

Kto chciałby wyrobić sobie opinię o stanie bezpieczeństwa w Polsce na podstawie tego, jak chronione są nasze VIP-y, musiałby dojść do strasznych wniosków. W 1989 roku premierowi Tadeuszowi Mazowieckiemu wystarczyły dwa samochody i pięciu oficerów ochrony. W 1993 roku Waldemar Pawlak podniósł poprzeczkę do trzech samochodów i ośmiu funkcjonariuszy. Dziś premierowi towarzyszy co najmniej dziesięciu ochroniarzy. Taką samą ochroną dysponuje prezydent.

Prezydent bez silnej obstawy nigdzie się nie rusza. W standardowej wersji jego asysta składa się z dwóch samochodów ochrony marki BMW, w których jedzie ośmiu funkcjonariuszy BOR, oraz samochodu prezydenta - wartego prawie dwa miliony złotych opancerzonego bmw 760. Lechowi Kaczyńskiemu towarzyszy w nim kierowca i szef ochrony. W sumie jedzie z nim więc dziesięciu funkcjonariuszy. Dodatkowo w pobliżu Pałacu Prezydenckiego oraz miejsca, w które prezydent się udaje, czuwa policyjny radiowóz z załogą.

Często jednak prezydent porusza się we wzmocnionej obstawie. Ostatnio dodatkowy terenowy mercedes z funkcjonariuszami grupy reagowania taktycznego BOR towarzyszył mu w drodze na ingres arcybiskupa Stanisława Wielgusa do warszawskiej archikatedry.

Przyczyną był przechwycony przez policję e-mail. 20-latek odgrażał się w nim, że otruje prezydenta. Choć szybko okazało się, że był to tylko głupi dowcip, Lechowi Kaczyńskiemu przydzielono dodatkową ochronę wyposażoną w broń szybkostrzelną. Po kilkunastu dniach ochronę odwołano, ale w prezydenckiej kolumnie nadal jeżdżą cztery samochody. Dlaczego - nie wiadomo. BOR na ten temat milczy.

Nie był to pierwszy przypadek wzmocnienia ochrony głowy państwa. W czerwcu ubiegłego roku polski wywiad otrzymał sygnał z niewymienionego z nazwy kraju arabskiego. Islamiści mieli szykować zamachy na polskich polityków. Ówczesny szef BOR pułkownik Damian Jakubowski kazał wówczas rozdać broń maszynową funkcjonariuszom z prezydenckiej ochrony. Nawet borowcy po cichu przyznawali, że to była pokazówka.

Na kolejną nie trzeba było długo czekać. W sierpniu, podczas obchodów rocznicy "cudu nad Wisłą", prezydent Kaczyński zjawił się na placu Piłsudskiego w asyście borowców wyposażonych w specjalne kuloodporne walizki, które pełnią funkcję tarcz ochronnych przed kulami i odłamkami. Ochroniarze byli tak skrupulatni, że towarzyszyli prezydentowi przy składaniu kwiatów na Grobie Nieznanego Żołnierza, co do tej pory nigdy się nie zdarzało. Nadgorliwi byli też funkcjonariusze, którzy kilka godzin wcześniej osłaniali prezydenta podczas nominacji generalskich. Jeden z borowików zasłonił Lechowi Kaczyńskiemu sztandar, w chwili gdy ten chciał się mu ukłonić. Ta sama sytuacja powtórzyła się, gdy prezydent wszedł na mównicę: również został zasłonięty przez ochroniarza, którego odciągnął dopiero szef prezydenckiej kancelarii Aleksander Szczygło. Po tym incydencie kpiono, że BOR chroni prezydenta przed polskim wojskiem.

W tak doskonale rozpracowanych miejscach jak plac Piłsudskiego czy dziedziniec Pałacu Prezydenckiego nie ma potrzeby stosowania takich zabezpieczeń. Użycie walizek oceniam jako skrajnie nieprofesjonalne i zwyczajnie niepotrzebne, bo w ten sposób BOR odkrył swoje atuty - mówi były oficer ochrony.

Były policyjny antyterrorysta dodaje: Obecna władza stosuje demonstracyjny system ochrony, taki sam jak podczas wizyty pułkownika Kuklińskiego w Polsce, gdy borowcy paradowali z pistoletami maszynowymi. To przejaw braku profesjonalizmu kierownictwa BOR i ochranianego polityka, który powinien panować nad tym, co się dzieje wokół niego i przywoływać swoją obstawę do porządku.

Spacer - tylko samochodem

Premier Jarosław Kaczyński odcinek nie dłuższy niż kilometr - z pałacyku przy ulicy Parkowej (dokąd wyprowadził się niedawno z domu na Żoliborzu ze względów bezpieczeństwa) do kancelarii premiera - pokonuje codziennie rano opancerzonym bmw w asyście dwóch samochodów ochrony. W przeciwieństwie do poprzedników, Marka Belki i Kazimierza Marcinkiewicza, którzy pozwalali sobie od czasu do czasu przemierzać ten dystans na piechotę, dzięki czemu na ruchliwej ulicy przed kancelarią premiera mniej było zamieszania. Bo wożące VIP-ów samochody BOR, które mają status pojazdów uprzywilejowanych, nawet po mieście jeżdżą z dużą prędkością, nierzadko całą szerokością jezdni, spychając inne auta na boki. Kto nie zauważy wyciągniętej ręki borowika z lizakiem, może tego gorzko żałować. Zderzenie z ciężkim samochodem BOR może się skończyć skasowaniem auta.

Premier w silnej obstawie pokonuje także krótsze odcinki. Na początku stycznia podczas konferencji prasowej w Polskiej Agencji Informacji i Inwestycji Zagranicznych premier ujawniał pomysły na deubekizację. Choć siedzibę Agencji od kancelarii premiera dzieli kilka kroków, Jarosław Kaczyński pokonał ten dystans w towarzystwie czterech samochodów obstawy i wojskowej ciężarówki wyładowanej żołnierzami. W jednym z towarzyszących premierowi aut - czarnym terenowym mercedesie - jechało sześciu szturmowców z BOR uzbrojonych w długą broń. Podczas tego krótkiego wyjazdu premiera ochraniało 16 funkcjonariuszy.

A to dlatego, że BOR otrzymał wcześniej informację o planowanym zamachu na premiera. Jej źródłem był Lech Grobelny, słynny oszust, który stworzył Bezpieczną Kasę Oszczędności działającą na początku lat 90. Zamachu miał dokonać gangster o pseudonimie "Szczur". Choć szybko wyszło na jaw, że nie żyje on od kilku lat, premier przez kilkanaście dni jeździł ze wzmocnioną obstawą.

Rzecznik prasowy BOR kapitan Dariusz Aleksandrowicz tłumaczy, że wzmocnienie ochrony w takich przypadkach to standardowe działanie. Wszystkie sygnały o zagrożeniach traktujemy poważnie i reagujemy adekwatnie do ich stopnia - mówi. Zapewnia, że jadąca za kolumną premiera ciężarówka nie była częścią ochrony. To, że się tam znalazła, było zwykłym zbiegiem okoliczności.

To mało poważne tłumaczenie - zżyma się były borowik. Taki przypadek nie miał prawa się zdarzyć. BOR ma za zadanie chronić nie tylko bezpieczeństwo, ale i wizerunek VIP-a. Funkcjonariusze muszą unikać sytuacji, które mogłyby go skompromitować.

Do Kancelarii Prezydenta i premiera codziennie wpływają listy i e-maile z pogróżkami kierowanymi pod ich adresem - twierdzi inny wysoki rangą były oficera Biura, który odszedł z "firmy" pod koniec 2005 roku. Ale gdy ja pracowałem w BOR, z tak błahych powodów nikt nie wzmacniał ochrony - dodaje. Jeśli tak się działo, to tylko z naprawdę poważnych przyczyn, takich jak wybuch wojny w Iraku czy atak terrorystów na Nowy Jork. I nikt nie robił wokół tego tyle zamieszania.

Choć wzmocnionej obstawy premier się pozbył, to jego ochrona ciągle robi wrażenie. Podczas jednej z ostatnich wizyt w Sejmie Jarosława Kaczyńskiego otaczał wianuszek siedmiu funkcjonariuszy BOR. Zupełnie nie wiem po co. Przecież w Sejmie są kamery, straż marszałkowska, a każda osoba jest dokładnie sprawdzana przy wejściu - dziwi się były antyterrorysta.

Przez kordon borowików trudno przebić się nawet sejmowym dziennikarzom. Gdy próbowałam zadać premierowi jakieś pytanie, poczułam tylko silny uścisk ręki borowika, który odepchnął mnie tak, że poleciałam na ścianę. Za rządów poprzednich premierów nigdy coś takiego mi się nie zdarzyło - opowiada dziennikarka jednego z tygodników. Fotoreporter Piotr Kowalczyk ma na ten temat swoją teorię: Jarosław Kaczyński nie lubi rozmawiać z dziennikarzami. Borowiki o tym wiedzą, dlatego idą taranem prosto do wyjścia.

Limuzyną w zboże

Ze wzmocnionej ochrony korzystają również wszyscy wicepremierzy: Ludwik Dorn, Zyta Gilowska, Andrzej Lepper oraz Roman Giertych. Każdy ma do dyspozycji dwa samochody BOR z czterema funkcjonariuszami. Tak postanowił nadzorujący BOR minister spraw wewnętrznych Ludwik Dorn, mimo że wszystkim poprzednim wicepremierom po 1989 roku wystarczył samochód z kierowcą i jednym agentem ochrony. Rzecznik MSWiA Witold Lisicki nie potrafił wytłumaczyć powodów tej decyzji. Tak po prostu jest. To decyzja poprzedniego kierownictwa BOR- wyjaśnia. Nie dodaje jednak, że działającego za czasów ministra Dorna.

Nigdy nie zdarzyło się, by wicepremierzy na stałe dostali ochronę złożoną z dwóch samochodów. Nie wiem, kto mógłby im zagrażać - mówi generał Mirosław Gawor, były szef BOR w latach 1991-2001. W otoczeniu ochroniarzy lubi pokazywać się Andrzej Lepper. Gdy ubiegłego lata susza niszczyła uprawy, wicepremier i minister rolnictwa wybrał się na inspekcję pól dwiema limuzynami, choć mógł skorzystać z terenowego bmw X5. To niedopuszczalne, żeby takimi samochodami wjeżdżać w pole. Ale Lepper chciał zaszpanować - mówi jeden z oficerów BOR. Ostatnio pojechał do Leszna na spotkanie z producentami trzody chlewnej. Towarzyszyło mu kilku funkcjonariuszy BOR z parasolami w rękach. Nie chodziło oczywiście o ochronę przed deszczem, ale przed jajkami i pomidorami, którymi mieliby w niego ciskać niezadowoleni z dołujących cen skupu rolnicy. Lepper został zaatakowany, ale tylko słownie. O obstawie Lepper marzył od dawna - co najmniej od czasu, gdy w 2001 roku po raz pierwszy został posłem. W czerwcu 2002 roku klub Samoobrony
zwracał się nawet do szefa MSWiA Krzysztofa Janika o przyznanie ochrony Lepperowi, bo ten czuł się zagrożony. Janik odmówił. Z odmową spotkał się także Roman Giertych, który trzy lata temu domagał się obstawy, bo jako wiceszef orlenowskiej komisji śledczej miał dostawać SMS-y z pogróżkami.

Teraz jako wicepremierowi przysługują mu dwa samochody asysty, z której chętnie korzysta. W lipcu ubiegłego roku wybrał się nimi aż na Dolny Śląsk, by wziąć udział w ślubie Radosława Pardy, posła LPR i wiceministra sportu w jednej osobie.

Z ochrony BOR - skromniejszej, bo obejmującej samochód, kierowcę i ochroniarza - korzystają również inni politycy. Marszałkowie Sejmu i Senatu Marek Jurek i Bogdan Borusewicz, minister spraw zagranicznych Anna Fotyga, minister sprawiedliwości Zbigniew Ziobro, minister obrony narodowej Radosław Sikorski czy szef prezydenckiej kancelarii Aleksander Szczygło, koordynator służb specjalnych Zbigniew Wassermann, a także pierwsza dama Maria Kaczyńska. Taką samą ochronę mają do dyspozycji byli prezydenci: Wojciech Jaruzelski, Lech Wałęsa i Aleksander Kwaśniewski.

Tajne dla dobra państwa

Prawnie wszystko jest w porządku. Według ustawy o BOR z 2001 roku ochrona przysługuje urzędującemu prezydentowi i jego poprzednikom, premierowi, wicepremierom, marszałkom Sejmu i Senatu, a także ministrom spraw zagranicznych i spraw wewnętrznych. Ale szef tego ostatniego resortu, któremu BOR podlega, może dać ochronę każdemu ,ze względu na dobro państwa". Komu ją daje i jak silną - tajemnica państwowa. Tajemnicą jest wszystko, co związane z ochroną VIP-ów - od marek samochodów po motywy przyznania ochrony.

Nie wiadomo więc, dlaczego latem ubiegłego roku minister Dorn polecił BOR ochraniać Antoniego Macierewicza, gdy ten zostawał wiceministrem obrony narodowej i likwidatorem Wojskowych Służb Informacyjnych. Macierewiczowi przysługiwała ochrona Żandarmerii Wojskowej, tak jak innym ministrom tego resortu. Jak widać, nie ufał w jej kompetencje. Nigdy nie zdarzyło się, by obstawę funkcjonariuszy BOR dostał ktokolwiek z racji podobieństwa do urzędującego prezydenta. Dopóki Lech Kaczyński rok temu nie poprosił o ochronę dla swojego brata, wówczas jedynie posła i szefa PiS. Od stycznia 2006 roku Jarosław Kaczyński zaczął jeździć samochodem BOR w towarzystwie dwóch funkcjonariuszy.

Chroniony znaczy ważny

Borowcy dzielą swoich klientów na trzy kategorie: takich, którzy przyjmują ochronę z oporami, obojętnych i entuzjastów obstawy. Według nich bracia Kaczyńscy należą do tych ostatnich.

Pierwszy raz dostali asystę BOR, gdy na początku lat 90. pracowali w Kancelarii Prezydenta Wałęsy. Mieli wówczas do dyspozycji samochód z kierowcą i jednym agentem ochrony. Po odejściu z kancelarii z obstawy BOR korzystał tylko Lech - najpierw jako szef NIK, ale zrezygnował, gdy przydzielono mu kierowcę wożącego wcześniej Mieczysława Wachowskiego. Samochodem BOR z oficerem ochrony i kierowcą obecny prezydent jeździł też w latach 2000-2001, gdy był ministrem sprawiedliwości w rządzie Jerzego Buzka. Korzystał z obstawy jeszcze trzy miesiące po odejściu z ministerstwa, czyli dłużej, niż przewidują przepisy, ale za zgodą ówczesnego szefa MSWiA Marka Biernackiego. Limuzyną BOR przejeżdżał kilkadziesiąt tysięcy kilometrów miesięcznie, bo to był gorący okres kampanii wyborczej do parlamentu - wspomina były borowik.

Gdy wygrał wybory prezydenckie, już następnego dnia po wyborczym triumfie otrzymał samochód i obstawę BOR na żądanie swej najbliższej współpracowniczki Elżbiety Jakubiak. Zadzwoniłam do szefa BOR, ponieważ prezydentowi elektowi przysługuje ochrona. To moja pierwsza decyzja - triumfalnie ogłosiła w prasie szefowa gabinetu prezydenta. Aleksander Kwaśniewski ochronę dostał dopiero dwa dni przed zaprzysiężeniem.

Wojciech Brochwicz, wiceszef MSWiA za czasów rządów AWS, nie ma złudzeń, że prawdziwą przyczyną ciągłego powiększania ochrony VIP-ów wcale nie są względy bezpieczeństwa. - Prawie każdy polityk zajmujący wysokie stanowisko chce mieć ochronę, i to jak najsilniejszą, bo dzięki temu może pokazać innym, jaki jest ważny. Z tego powodu BOR przestał być wyłącznie służbą ochronną, stając się zabawką w rękach polityków. Borowcy, zamiast chronić, robią zakupy, odwożą dzieci do szkoły i wyprowadzają psy na spacer - zżyma się Brochwicz.

Marek Biernacki dodaje:_ Politycy PiS, którzy tak krytykowali poprzedniego prezydenta za bizantyjski styl sprawowania władzy, sami weszli w buty poprzedników. Widać, że lubią otaczać się BOR._

Grzegorz Rzeczkowski

Źródło artykułu:WP Wiadomości
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)