Chamstwo na salonach politycznych

Jak donosi tygodnik, przyczyną sporów o to, co wolno a czego nie, stał się incydent z wybuczeniem Tuska i Komorowskiego na cmentarzu podczas obchodów rocznicy powstania warszawskiego. Kolejnym, był proces rosyjskiego zespołu Pussy Riot, bo - jak czytamy - "niby dziewczęta występowały przeciwko znienawidzonemu Putinowi, ale robiły to z użyciem wulgarnych słów i do tego w cerkwi, a więc obrażały uczucia religijne".

Czy w każdy sposób można atakować Tuska, Platformę i wszystkich pozostałych wrogów prawicy? - pyta tygodnik i zaznacza, że zaraz będziemy świadkami demonstracji w obronie mediów o. Rydzyka i kolejnego marszu niepodległości. Przy czym, podkreśla, są dwie tendencje odnośnie zachowania "wrogów", a mianowicie: "salonowego chama należy traktować po chamsku, bo na to zasługuje" albo przyjąć, że "pewne zachowania nie przystoją, nawet jeśli druga strona zachowuje się skandalicznie".

Tygodnik zaznacza, że na to, co można nazwać "chamstwem założycielskim salonu", zdaniem prawicy składają się m.in. gwałtowny atak na rządy braci Kaczyńskich w 2005 r. i "przemysł pogardy" wobec Lecha Kaczyńskiego. Jak czytamy, zestaw ten jest traktowany jako żelazne alibi dla wszelkich odwetowych akcji. "Polityka" nie szczędzi jednak słów krytyki wobec prawicy. Zaznacza, że "choć część prawicowych komentatorów i polityków PiS, mimo wyrazistych poglądów, zachowuje klasę i językowy umiar, pozostali, budując swoje medialne istnienie, używają słów rynsztokowych, knajackich, ku uciesze prawicowej gawiedzi. Niestety, ale to ci najbardziej agresywni uczestnicy tej "debaty" tworzą najbardziej wyrazisty obraz całej prawicy".

Tygodnik puentuje, że w Polsce nastąpiło specyficzne znieczulenie na potwarze, przemówienia, insynuacje. Polityka ma coraz bardziej rozgorączkowanych fanów, ale odstręcza ludzi, którzy tych emocji nie podzielają.