Były prezydent Zabrza zabił wierzyciela? Rusza proces
Przed Sądem Okręgowym w Katowicach ruszył proces byłego prezydenta Zabrza Jerzego G., oskarżonego o zabójstwo wierzyciela. Według prokuratury Lech F. zginął, bo G. nie był w stanie zwrócić wynoszącego kilkaset tysięcy złotych długu. Poza byłym prezydentem na ławie oskarżonych zasiadło czterech mężczyzn, którzy mieli brać udział w zbrodni lub pomóc w przestępstwie.
10.05.2011 | aktual.: 10.05.2011 15:45
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Do zabójstwa doszło 17 sierpnia 2008 r. w Wymysłowie w powiecie będzińskim. Następnego dnia ciało Lecha F. znalazł grzybiarz. Ofiara przed śmiercią została skrępowana i pobita. Z przeprowadzonej sekcji zwłok wynikało, że F. zmarł na skutek wykrwawienia po ranach zadanych ostrym narzędziem, przypuszczalnie nożem.
Były prezydent Zabrza został zatrzymany i aresztowany w listopadzie 2009 r. Zdaniem prokuratury motywem zbrodni były nieporozumienia na tle finansowym. Jerzy G. pożyczył od Lecha F. 246 tys. zł. Z odsetkami miał mu zwrócić około 800 tys. zł. Oddanie takiej kwoty oznaczałoby dla G. bankructwo, motywem zbrodni był strach przed utratą życiowego dorobku - mówią prokuratorzy.
We wtorek, po odczytaniu aktu oskarżenia przez prokuratora Wojciecha Dybkowskiego, sąd rozpoczął odbieranie wyjaśnień od oskarżonych. Zaczął od Tomasza L., który jako jedyny odpowiada w procesie z wolnej stopy - za pomoc w pozbawieniu wolności mężczyzny, który później został zabity. Według oskarżenia, zawiózł sprawców na miejsce ustalone z G., ale w samej zbrodni nie uczestniczył.
Tomasz L. oświadczył, że przyznaje się do winy. Odmówił złożenia wyjaśnień i odpowiedzi na pytania sądu. Dlatego sąd odczytał protokoły z jego przesłuchań w śledztwie i eksperymentów procesowych z jego udziałem. Zajęło to całą rozprawę.
To dzięki L., mechanikowi z Bytomia, udało się rozwikłać sprawę. Według oskarżenia był on pośrednikiem pomiędzy Jerzym G. a bandytami, którym zlecono porwanie Lecha F. Z jego wyjaśnień wynika, że Jerzy G. postanowił uprowadzić Lecha F. i zmusić go do podpisania dokumentów, w których zwolniłby G. z konieczności spłaty długu.
Prokuratura dała wiarę L., że w przeciwieństwie do pozostałych oskarżonych nie działał on w zamiarze zabójstwa i zakładał, że chodzi tylko o zastraszenie F. W chwili dokonania zbrodni miał czekać przy drodze dojazdowej do lasu. Gdy po wszystkim ponownie zobaczył się z G., spytał go, czy udało mu się dogadać z wierzycielem. Ten miał odpowiedzieć, że tak i zmienić temat.
Według wyjaśnień L. ze śledztwa, G. zgłosił się do niego, mówiąc, że został oszukany przez znajomego na 250 tys. zł; pytał czy L. nie ma kolegów, którzy mogliby coś poradzić. Potem miał przekazać kopertę ze zdjęciami i opisem wyglądu F. i wskazać jego miejsce zamieszkania. Za udział w przestępstwie G. miał później dać wspólnikom 3 tys. zł do podziału.
Prokuratura uważa, że w rzeczywistości nie chodziło o zastraszenie, a Jerzy G. wraz ze wspólnikami od początku planował zabójstwo. Sprawcy mieli rękawiczki i narzędzia zbrodni, ale nie mieli zakrytych twarzy, co umożliwiłoby F. ich rozpoznanie - mówił prokurator.
Zdaniem śledczych, tuż po zbrodni G. próbował zapewnić sobie alibi - pojechał do jednego z centrów handlowych, by zarejestrowała go kamera monitoringu i odnotowano zapłatę kartą kredytową. Jednak według eksperymentu procesowego, można tę trasę pokonać samochodem w czasie, który minął od zabójstwa.
Jerzy G. w śledztwie nie przyznał się do popełnienia zbrodni, podobnie jak bracia Robert i Rafał T., którym przypisano współudział w zabójstwie. Kolejny oskarżony, Mariusz F., przyznał się do porwania Lecha F., ale do jego zamordowania już nie. Twierdzi, że po uprowadzeniu porywacze zostawili F. sam na sam z Jerzym G. Prokuratura nie daje wiary tym wyjaśnieniom.
Tomaszowi L. za udzielenie pomocy przy pozbawieniu wolności grozi kara do pięciu lat więzienia, pozostałym - dożywocie.
Na następnej rozprawie, 14 czerwca sąd będzie kontynuował odbieranie wyjaśnień od oskarżonych.
W śledztwie przesłuchano ok. 80 świadków, dowodami w sprawie są także billingi Jerzego G. i współoskarżonych, prokuratura przyznaje jednak, że sprawa ma w dużej części charakter poszlakowy - nie wiadomo np., kto spośród oskarżonych zadał F. śmiertelne ciosy. Według zeznań jednego ze świadków, który siedział w celi z Robertem T., śmiertelne ciosy zadali Jerzy G. i Robert T.; Mariusz F. i Rafał T. mieli unieruchomić ofiarę.
Jerzy G. był prezydentem Zabrza w latach 2002-2006 z ramienia SLD. To nie pierwsza sprawa, w której usłyszał zarzuty - choć nigdy wcześniej nie były one tak poważne. Jego kłopoty zaczęły się od pożyczek, zaciągniętych zanim jeszcze zaczął rządzić Zabrzem.
Lech F. - syn byłej wspólniczki Jerzego G. - zarzucał prezydentowi, że pożyczał od niego pieniądze dwukrotnie: 20 tys. i 246 tys. zł. Tej drugiej kwoty G., jak mówił, nigdy nie oddał. F. wytoczył politykowi proces cywilny.
Prezydent bronił się, wytaczając Lechowi F. sprawę o próbę wyłudzenia pieniędzy, których - jak twierdził - w rzeczywistości nigdy nie pożyczał. F. w odpowiedzi przedstawił podpisane przez prezydenta umowy. G. wyjaśniał, że umowy podpisał in blanco, a druga pożyczka nie dotyczyła 246 tys., tylko dziesiątej części tej kwoty, do której F. miał dopisać trzecią cyfrę. Sprawę ostatecznie wygrał F.
Podczas procesu okazało się, że w latach 2003-2005 G. w swych zeznaniach majątkowych nie poinformował o żadnej z zaciągniętych pożyczek. Wyszło też na jaw, że 13 tys. zł pożyczył jeszcze od znanego zabrzańskiego kardiologa, Stanisława P., a od pożyczanych kwot nie uiszczał opłat skarbowych. Także w tej sprawie usłyszał zarzuty. Z kolei gliwicka prokuratura zarzuciła G. składanie fałszywych zeznań podczas wytoczonego Lechowi F. procesu.
NaSygnale.pl: Pijany ksiądz spowodował wypadek, potem się powiesił