PolitykaByłam na spotkaniu z Szymonem Hołownią. Ludzie go kochają, ale prezydenta w nim nie widzą

Byłam na spotkaniu z Szymonem Hołownią. Ludzie go kochają, ale prezydenta w nim nie widzą

Podekscytowanie - było je czuć wśród ludzi, którzy czekali na przybycie Szymona Hołowni. Chcieli go posłuchać, a on ich nie zawiódł. Na jego żarty i krytykę polityków publiczność odpowiadała śmiechem i brawami. W skupieniu słuchała historii o dzieciach z Afryki, którym Hołownia pomaga. Jego ewentualna kandydatura w wyborach prezydenckich nie była najważniejsza.

Byłam na spotkaniu z Szymonem Hołownią. Ludzie go kochają, ale prezydenta w nim nie widzą
Źródło zdjęć: © WP.PL
Anna Kozińska

14.11.2019 | aktual.: 14.11.2019 11:13

Godzina 17:15, wchodzę do Miejskiego Ośrodka Kultury "Amfiteatr" w Radomiu. Po prawej stronie coś na kształt recepcji, dwie panie za ladą, a na niej książki Szymona Hołowni razem z ulotkami o jego fundacjach. Kupuję dwie z trzech dostępnych pozycji i zaczynam się rozglądać. Hasło "zapraszam do sali" padło, zanim zdążyłam zapoznać się z fanami Hołowni, czekającymi na korytarzu.

W pomieszczeniu, gdzie za pół godziny ma pojawić się gość wieczoru, stoją czarne krzesła, a na mocno podświetlonej scenie dwa żółte fotele i szklany stolik. Zajmuję miejsce w pierwszym rzędzie, ale zmieniam je, by zagaić do trzech uśmiechniętych pań siedzących nieco dalej. - Wiedzą panie coś o tym, że Szymon Hołownia ma wystartować w wyborach prezydenckich? - pytam. Nie - słyszę trzy razy. - Ale mnie pani zaskoczyła - dodaje jedna z moich rozmówczyń.

- Zagłosowałyby panie na niego? - dopytuję. - Trudne pytanie. Zależy, z jakiej partii wystartuje - odpowiada jedna z pań. Kiedy wyjaśniam, że podobno ma być kandydatem bezpartyjnym, moje rozmówczynie nie mają nic do dodania. Przerywam ciszę kolejnym pytaniem: - Czy ma szanse w walce o fotel prezydencki?

Wtedy mina pani, która wykazywała w stosunku do mnie największy entuzjazm, rzednie. - Nie wiem, czy jest wystarczająco rozpoznawalny. Ludzie kojarzą go głównie z rozrywki - mówi. Jej koleżanka zwraca uwagę, że Hołownia jest stonowany, a w kampanii potrzeba ludzi wyrazistych. Z drugiej strony zauważa, że "polityka jest brudna, ale jemu nie zaszkodzi". Na pytanie o to, czy wie, jakie Hołownia ma poglądy na przykład na temat aborcji czy związków partnerskich, najbardziej aktywna z pań odpowiada przecząco. - Ja się skupiam na tym, że pomaga dzieciom - słyszę.

- Na jakie poparcie może liczyć Hołownia? - kontynuuję - Oj, dałabym mu ze 12 proc. - mówi pierwsza z pań. Druga przytakuje, dając znać, że zgadza się z przedmówczynią. Trzecia jeszcze mniej optymistycznie dorzuca: do 10 proc.

Ludzie przyszli dla Hołowni, nie dla kandydata na prezydenta

Sala sukcesywnie się zapełnia. Wejściówki były darmowe, ale ich liczba ograniczona. - Zniknęły w kilka godzin - powie później mężczyzna ze sceny. Zaczyna się walka o miejsca. Co chwila słyszę pytania o to, które są wolne i odgłosy zdziwienia oraz rozczarowania, kiedy ktoś odpowiada: "te trzy zajęte".

Odwracam się i zagaduję do pani, która, jak słyszę, lubi mówić. - Dotarło do mnie, że ma startować. Może dzisiaj coś powie - podkreśla. Dodaje z szerokim uśmiechem, że Hołownia jest wspaniałym człowiekiem i że trzeba takich więcej w polityce. Nie wie jednak, czy na niego zagłosuje, bo nie zna innych kandydatów.

Obraz
© WP.PL

Zaklepuję swoje miejsce, zostawiając na nim książki, i idę do młodszych fanów Hołowni, których nie ma wielu, bo średnia wieku na sali wynosi około 50 lat. Młoda dziewczyna przyznaje, że słyszała doniesienia o politycznych planach Hołowni, ale jest wobec nich sceptyczna, bo nie są jeszcze potwierdzone. Nie chce oceniać jego szans ani deklarować dla niego poparcia. Dodaje, że ceni w nim to, że słucha innych. - Potrzeba nam takich ludzi w życiu publicznym, ale niekoniecznie w polityce - kwituje. Kiedy pytam ją o to, czy poglądy Hołowni są jej bliskie, odpowiada: - Nie we wszystkim musimy się zgadzać, ale wierzę mu.

Wracam na miejsce, bo po 15 minutach opóźnienia w końcu ma pojawić się gość wieczoru. Jest gwar, ale słyszę rozmowę pań po mojej prawej stronie. Jedna mówi do drugiej: Lubię słuchać i czytać to, co Hołownia mówi i pisze o wierze.

Hołownia porywa tłumy. Na pewno te nieduże

Gość wchodzi na scenę, otrzymuje gromkie brawa. Pierwsze jego słowa to prośba o zmianę światła, bo nie widzi twarzy ludzi. Rzuca żartem o swoim wzroście, rozśmieszając zgromadzonych. Tłumaczy, że "warto uśmiechać się do popularności, kiedy można wykorzystywać ją do dobrych rzeczy". Budzi zachwyt.

Publiczność jest nim oczarowana również wtedy, gdy żartuje o lotnisku w Radomiu czy drwi z polityka, przyznając, że "skończył czytać książkę Tokarczuk, w przeciwieństwie do niektórych". Imponuje ludziom, kiedy mówi, że takich spotkań jak dziś ma 200 rocznie, kiedy zauważa, że "została mu połowa życia, by zostawić swojej córce jakiś świat", a także gdy opowiada przerażająco smutne historie z Afryki.

Pytanie o jego książkę "Boskie zwierzęta" pada dopiero godzinę po rozpoczęciu spotkania. Wcześniej Hołownia mierzy się z pytaniem o to, czy chce kandydować w wyborach prezydenckich. Cała jego odpowiedź poniżej:

Kiedy prowadzący rozmowę z Hołownią przyznaje, że choć ma w zanadrzu jeszcze sporo zagadnień, ale kończy mu się czas, pada prośba do publiczności o zadawanie pytań. Przez chwilę nie ma chętnych. W końcu jedna z uczestniczek spotkania decyduje się przejąć mikrofon. - Gdzie zakupię ikonę Jezusa z przyjacielem?

Druga z odważnych osób pyta Hołownię o miejsce, z którego pochodzi, a kolejna o jego relacje z Wojciechem Cejrowskim. I wreszcie Hołownia znowu musi wrócić do tematu polityki. Mówi, że czasem ma wrażenie, że w kraju panuje wojna domowa. Opowiada o tym, że politycy ukrywają się przez 3,5 roku, a przed wyborami wychodzą z cienia i przekonują ludzi słowami: "kocham was, głosujcie na mnie", "dostają hormonów wyborczych".

Widowni się podoba, czemu daje wyraz brawami. - Ale gawędziarz - komentuje pod nosem jedna z pań. Z kolei pan, już do mikrofonu, zaczyna dyskusję o tym, kogo w wyborach wybierają Polacy. Hołownia dołącza, a kiedy kończy, otrzymuje pokaźne oklaski.

Obraz
© Archiwum prywatne

Wcale nie chodziło o promocję książki

Po zakończeniu części głównej Hołownia zaprasza na scenę, by podpisać książki. Kolejka tworzy się bardzo szybko. Panie przede mną są wyraźnie zadowolone ze spotkania. - Dobrze, że mnie wyciągnęłaś - mówi jedna do drugiej. Zagaduję do nich. Zwracam uwagę, że ciężko spotkanie nazwać wieczorem autorskim, bo mało było o książkach. Przyznają mi rację, ale jednocześnie zaznaczają, że to im się podoba. - Mówił o wielu sprawach i mówił ciekawie. A z tym prezydentem to musimy poczekać - oceniają.

- Ta sytuacja przypomina trochę zastanawianie się Donalda Tuska. Podczas dzisiejszego spotkania dużo było nawiązań do sytuacji w kraju, książka była tylko punktem wyjścia. To było spotkanie w ramach budżetu obywatelskiego - dorzuca mężczyzna, na moje oko w wieku 40 lat.

Obraz
© WP.PL

Czas na mnie. Widzę, że na swoją kolej czeka więcej osób, niż było w kolejce przede mną. Dostrzegam uśmiechy i zniecierpliwienie. A pani, z którą wcześniej rozmawiałam, żali się, że będzie musiała tu przyjść jutro, bo książek zabrakło.

Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl

Zobacz także
Komentarze (380)