PolitykaBrigitte Macron - kobieta, która stworzyła prezydenta

Brigitte Macron - kobieta, która stworzyła prezydenta

Dzień po wygranych wyborach. Na pierwszej stronie poczytnej, paryskiej bulwarówki "Le Parisien" roześmiany Emmanuel Macron z tytułem: "39 lat i już prezydent!". Na drugiej stronie komentarz w postaci karykatury: złośliwie narysowany młody prezydent z jeszcze bardziej złośliwie narysowaną pierwszą damą, oboje trzymają uniesione do góry kciuki. Nad Macronem chmurka z podpisem: "Prezydent republiki w wieku 39 lat!", nad jego żoną napis: "To będzie bardzo dobrze wyglądało w Twoim CV w przyszłości".

Brigitte Macron -  kobieta, która stworzyła prezydenta
Źródło zdjęć: © Reuters | Christian Hartmann
Marcin Antosiewicz

Ta wymyślona scenka dobrze opisuje relacje prezydenta z pierwszą damą. Emmanuel Macron nie byłby dzisiaj prezydentem Francji, gdyby nie Brigitte. W Polsce uwagę przyciąga jej wiek, we Francji jej władza. Nie będzie jej trudno pozytywnie zapisać się na kartach historii. Poprzedniczki od lat obniżały poprzeczkę. Musi tylko udowodnić, że jej mąż jest w stanie rządzić samodzielnie.

Nauczycielka

Oboje pochodzą z Amiens - miasta na północnym zachodzie Francji. 15-letni Macron poznał swoją przyszłą żonę w katolickim liceum jezuitów. Brigitte Auziere, z domu Trogneux, z burżuazyjnej rodziny producentów czekolady wykładała tam język francuski i łacinę. Ale Macron, kolega jej córki Laurence, poznaje ją na zajęciach teatralnych. Jest 1992 rok. Za 14 lat Brigitte rozwiedzie się ze swoim pierwszym mężem, bankierem Andre Louisem Auzierem, by rok po rozwodzie wyjść za swojego ex-ucznia, Emmanuela Macrona.

Zdjęcia z ich ślubu i wesela z 2007 roku opublikował tygodnik "Paris Match". Brigitte miała 54 lat, a Emmanuel 29. Na ślubie było troje dzieci Brigitte: Laurence, starszy od ojczyma o 2 lata Sebastien i młodsza od Emmanuela o 7 lat Tiphaine. To zresztą ona najbardziej zaangażowała się w kampanię wyborczą ojczyma, na wiecach często siedziała w pierwszym rzędzie z matką w koszulce "En Marche" - ruchu politycznego założonego przez Macrona.

Nie wiadomo, czy na ślubie Emmanuela byli jego rodzice. Wiadomo, że nie zaakceptowali związku syna. Największy problem z synową miała matka Emmanuela, którą Francja szerzej poznała w zwycięski wieczór wyborczy. Była w sztabie syna. Na pamiątkowym zdjęciu stoi z jego prawej strony, z lewej stoi Brigitte, którą całuje Emmanuel, trzymający na rękach najmłodszego wnuczka małżonki. "Paris Match" opublikował jeszcze jedno zdjęcie matki prezydenta: siedzi na fotelu odwrócona do telewizora, w którym jej syn wygłasza pierwsze przemówienie jako prezydent-elekt. Na rękach trzyma małego wnuczka Brigitte wkładając mu smoczek do buzi.

Wygląda więc na to, że matka Emmanuela odnalazła się w rodzinie, którą stworzył jej syn. Ślubu w Touquet udzielił Macronom były socjalistyczny premier Michel Rocard. Emmanuel od początku swojej kariery potrafił zjednywać sobie ludzi, zwłaszcza starszych, z dużym autorytetem i pozycją polityczną. W ich otoczeniu najlepiej się czuje. Do dzisiaj. Do rządu powołał nie młode wilki, a profesjonalnych polityków z prawa i lewa, którzy od dekad funkcjonują we francuskiej polityce. Młody Macron stawia na doświadczenie.

Reżyserka

We wtorek 15 czerwca 1993 roku w jezuickim liceum w Amiens odbyła się premiera "Stracha na wróble" na motywach komedii Jeana Tardieu. Plakat jest obecnie przypominany przez wszystkie francuskie tygodniki. Spektakl przygotowała grupa teatralna "Le Club theatre la providence" (Klub teatralny "Opatrzność"). Reżyserem była Brigitte Auziere. W główną rolę wcielił się Emmanuel Macron. Nagrania z prób i premiery "Stracha na wróble" pokazywane są dziś na filmach dokumentalnych o nowym prezydencie.

W dokumencie telewizji France 3 "Emmanuel Macron - strategia meteorytu" widać, jak Brigitte Auziere tłumaczy Emmanuelowi jego rolę. Mówi, jak ma się poruszać na scenie, jak mówić, jak brać oddechy. Zaraz potem dziennikarze France 3 pokazują przygotowania do pierwszego dużego wiecu "En Marche", którym Macron rozpoczął marsz po prezydenturę. Widzimy kandydata, który z kartkami przemówienia siedzi na krześle, a nad nim stoi jego żona.

- Musisz włożyć w to więcej energii - mówi Brigitte.

- Nie, tam już jest energia - odpowiada podirytowany Emmanuel.

- Moja krytyka jest konstruktywna, jestem pewna - reaguje żona.

Emmanuel powtarza zdanie z przemówienia z większą werwą.

Brigitte z okularami w ręku zaczyna chodzić dookoła męża. Jest zamyślona. Skoncentrowana. Uważnie słucha. "Dla projektu!", "Dla wartości!". Emmanuel powtarza pointy z przemówienia i patrzy w stronę Brigitte.

Widzi jej aprobatę, więc idzie dalej z tekstem. Scena jak z planu filmowego.

Później widzimy scenę, gdy Macron od niechcenia kończy swoje przemówienie tradycyjnym zawołaniem "Vive la republique! Vive la France!". Już stoi na scenie, wzrokiem ogarnia puste krzesła. Pod sceną stoi zdenerwowana Brigitte. Każe mu powtórzyć ten fragment i siada energicznie na krześle, pochylając się do przodu i zakładając łokcie na kolana. W lewej ręce trzyma telefon, prawą pokazuje mu, że może zacząć. Emmanuel powtarza końcowe zdanie. Gestykuluje, mówi silniej i z pasją.

W sali rozchodzą się oklaski współpracowników ze sztabu. Brigitte wstaje z krzesła. Z delikatnym uśmiechem lekko kiwa głową. Jest dobrze.

W dokumencie telewizji TF1, który ukazał się w powyborczy poniedziałek, poznajemy kulisy kampanii Macrona. W trakcie jednej z narad widzimy siedzący przy stole sztab z szefem i jego żoną. Macron nieco podniesionym głosem tłumaczy swoim ludziom taktykę na następne dni. Kończy lekko zawieszonym głosem. W tę pauzę wchodzi Brigitte, która rzeczowo i spokojnie zabiera głos. Patrząc na listę z zadaniami i datami spotkań, konkretnie zaczyna je omawiać, tak jakby chciała rozładować atmosferę. Brigitte nie patrzy na męża, a na współpracowników. Nikt sobie nie przerywa. Ani werbalnie, ani mową ciała. Nie maja wątpliwości, że stanowią jedność, choć w tej sytuacji dobrali różne narzędzia, podzielili się rolami.

Żona

W czerwcu 2015 roku Brigitte rezygnuje z pracy w szkole. 22 lata po premierze "Stracha na wróble" z Emmanuelem Macronem w roli głównej, pani reżyser musi przygotować nową sztukę. Główny aktor się nie zmienia. Zmienia się tylko fabuła i jej autor. Wtedy jeszcze nie wie, czy historia zakończy się happy endem.

Brigitte stawia wszystko na jedną kartę: polityczną karierę męża. Jest jego najbliższym i najbardziej zaufanym doradcą. - Przy każdym wywiadzie, który przeprowadziłam z Emmanuelem Macronem, ona nie tylko była obok, ale uważnie wszystko obserwowała. Dbała o każdy szczegół jego wyglądu jak rasowy specjalista od wizerunku - wspomina Ruth Elkrief, główna komentatorka największej francuskiej stacji informacyjnej BFMTV.

W politycznym Paryżu nikt nie ma wątpliwości, że to Brigitte zrobiła z Emmanuela francuskiego Obamę, przygotowując z nim najdrobniejsze detale każdego publicznego wystąpienia. W kampanii prawie zawsze stała pod sceną, uważnie obserwowała mówcę. Gdy Macron wyciągał żonę na scenę, nie opierała się, wchodziła na chwilę, wysuwała policzek do całusa, machała w każdą stronę i dyskretnie wracała na swoje miejsce w pierwszym rzędzie. Wszyscy mieli wrażenie, że tam właśnie najlepiej się czuje. W stu procentach gra na swojego męża. Do niego należy scena, do niej inscenizacja. Wielu, nie tylko we Francji, zwróciło uwagę na delikatny gest w zwycięski wieczór na scenie na dziedzińcu Luwru: Macron przy dźwiękach "Ody do Radości" samotnie wmaszerował na scenę i przez pół godziny wygłaszał przemówienie. Dopiero potem dołączyła Brigitte, która, wyraźnie poruszona, pocałowała męża w rękę.

Moment tego pocałunku wylądował na okładkach wielu gazet. Wielu Francuzów, którzy oczywiście jak inni dostrzegają różnicę wieku, dobrze ocenia pierwszą parę. Brigitte dodaje młodemu prezydentowi powagi. Uważają, że skoro ich młody prezydent zaangażował się w tak trudny społecznie związek i jest w nim szczęśliwy, to musi być poważnym człowiekiem.

Rozkapryszony młodzik z głową chmurach nie byłby w stanie zbudować tak trwałego związku przy tak niecodziennych uwarunkowaniach obojga partnerów. To wzbudza szacunek. Szczególnie, gdy patrzy się na historie miłosne poprzednich lokatorów Pałacu Elizejskiego.

Choćby tylko dwóch ostatnich. Nicolas Sarkozy wprowadził się do Pałacu ze swoją żoną, by po kilkunastu miesiącach się z nią rozwieść i znaleźć szczęście w ramionach modelki Carli Bruni, którą ostatecznie poślubił.

Francois Hollande zaczynał prezydenturę ze swoją konkubiną Valerie Trierweiler, a matkę swoich dzieci, Segolene Royal, powołał do rządu. Związek z Trierweiler rozpadł się, gdy media opisały nocne wypady pana prezydenta do oddalonego o kilka ulic od Pałacu Elizejskiego mieszkania aktorki Julie Gayet.

Jednak nigdy nie zobaczyliśmy Gayet w Pałacu, dlatego Brigitte w bramie nikt nie witał, wcześniej zawsze pierwszą damę wprowadza jej poprzedniczka. To komfortowa sytuacja, bo Francuzów zmęczyły love stories ich prezydentów. Liczą, że z Macronami tytuł "Pierwsza Para Republiki" odzyska powagę. Nie wiedzą tylko, kogo dokładnie wybrali na prezydenta – Emmanuela Macrona, czy aktora w sztuce reżyserowanej przez Brigitte Macron.

politykafrancjaBrigitte Macron
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (16)