Bomba internetowa
Już za rok większość krajów osiągnie poziom technologiczny, który umożliwi prowadzenie cyberwojny - ostrzega w najnowszym raporcie amerykańska firma badawcza Gartner.
09.02.2004 | aktual.: 09.02.2004 07:17
Rosnąca popularność Internetu sprawia, że staje się on coraz bardziej kuszącym celem ataków wszelkiej maści ekstremistów. Dziś w sieci przesyłane są nie tylko e-maile i strony WWW, ale również rozmowy telefoniczne w technologii VoIP i dane niezbędne do funkcjonowania systemów, takich jak linie kolejowe czy sieci energetyczne. Jak wielkie mogą być wspomniane zagrożenia, świadczy niedawna epidemia wirusa MyDoom. Pojawił się w sieci 26 stycznia i w ciągu sześciu dni dostał się do ponad miliona komputerów, ustanawiając rekord szybkości w tej dziedzinie. MyDoom spowolnił przesyłanie danych w Internecie i instalował na zainfekowanych pecetach "furtkę", przez którą haker mógł przejąć kontrolę nad komputerem. Prawdziwym celem twórcy wirusa był jednak zmasowany atak na dwie firmy komputerowe. 1 lutego komputery zarażone MyDoom zaczęły się bez wiedzy użytkowników co sekundę łączyć ze stroną internetową www.sco.com, należącą do amerykańskiej SCO Group.
Skala i skuteczność ataku na SCO zaskoczyły nie tylko firmę, ale i specjalistów od internetowego bezpieczeństwa. Okazało się, że niewielki program o objętości niespełna 30 kB (to tyle, co średniej wielkości obrazek na stronie WWW) może dokonać szkód szacowanych na 30 mld USD. - Mając do dyspozycji taką siłę rażenia, można wyeliminować z Internetu nie tylko jeden duży serwis internetowy, ale tysiące serwisów jednocześnie - mówi Mikko Hypponen, badacz wirusów z firmy F-Secure. W przyszłości mogą być atakowane - poza stronami firm - serwisy informacyjne, rządowe albo finansowe. Nowe odmiany wirusa mogą bez problemu trafić w ręce terrorystów czy antyglobalistów.
Napisanie dobrego wirusa wymaga niemałych umiejętności. Wystarczy jednak, że ktoś przetrze szlak. Jak twierdzi Marek Sell, polski specjalista od wirusów, kolejne mutacje komputerowych mikrobów często zawierają niewielkie modyfikacje, wprowadzane przez innych programistów. Dzięki temu wirusy zyskują nowe właściwości (na przykład mogą atakować inne serwisy niż pierwowzór) i stają się niewykrywalne dla programów chroniących komputery przed infekcją. Co gorsza, niektóre mikroby potrafią po prostu wyłączyć mechanizmy ochronne albo uniemożliwić użytkownikowi wejście na stronę WWW firmy zajmującej się zwalczaniem wirusów. Jedno jest pewne: internetowa bomba masowego rażenia już tyka...
Jan Stradowski