Bliscy ofiar tragedii hali w Katowicach nie chcą pomnika
Poszkodowani i bliscy ofiar tragedii z 28 stycznia 2006 roku, gdy pod ciężarem śniegu runął dach hali Międzynarodowych Targów Katowickich, zabijając 65 osób, nie chcą pomnika, który zamierza zbudować powołany w tym celu specjalny komitet - pisze "Dziennik Zachodni".
Znowu politycy będą zbijać kapitał na naszej krzywdzie - mówi Zdzisław Karoń, poszkodowany w katastrofie miłośnik gołębi. Komitet powstał w ubiegłym roku. Jego działania koordynuje chorzowski magistrat. Zrzesza m.in. przedstawicieli MTK, wojewody śląskiego Tomasza Pietrzykowskiego, prezydenta Katowic Piotra Uszoka, wiceprezydenta Chorzowa Mariana Salwiczka. W środę mija termin składania prac w konkursie na projekt monumentu.
Do wczoraj nic nie wpłynęło. Jednak były telefony, że we środę, tak na "za pięć dwunasta" jakieś projekty mają jednak być złożone - informuje Aleksandra Wysocka-Siembiega z chorzowskiego magistratu. I dobrze. Nie potrzebujemy tego. Ani ja, ani moi koledzy, którzy ucierpieli w tragedii, nie czujemy się na siłach, żeby w ogóle pójść na miejsce katastrofy. To dla nas ogromna trauma - mówi Karoń.
Elżbieta Sołtysek, dyrektor gabinetu wojewody, twierdzi, że pomysł pomnika wziął się "z potrzeby serca poszkodowanych". W komitecie jest gołębiarz, ofiara tragedii. Pytałam go, co sądzi o pomyśle. Twierdził, że takie są oczekiwania. Zresztą tu nie chodzi o stawianie pomnika takiego jak powstańcom śląskim. To ma być coś symbolicznego, żeby się można było pomodlić i zadumać - mówi Sołtysek.
My już dostaliśmy pomnik. Taki drewniany, z nazwiskami ofiar od kolegów gołębiarzy z Węgier. Trzymamy go w siedzibie związku. Lepszego nam nie trzeba - mówi Kazimierz Ludyga, prezes okręgowego związku gołębiarzy. Dodaje, że mają wśród członków związku kamieniarza, który zrobiłby chętnie tablicę pamiątkową, pewnie nawet za darmo. Ale nikt go o to dotychczas nie poprosił. (PAP)