Biurokractwo i bandyctwo
Po tym jak Internauci wymyślili niemal wszystkie możliwe historie o superbohaterze Chucku Norrisie, nikt nie spodziewał się, że kolejną rewelacją w Sieci będzie prosty człowiek w białoruskiej czapce i sweterku od mamy. O ile Chuck na gwiazdę cyberprzestrzeni musiał zapracować sobie ponad trzydziestoletnią karierą aktorską, o tyle w przypadku tego drugiego wystarczył jeden spot wyborczy, który wyemitowała lokalna telewizja.
19.12.2006 06:10
Nazywam się Krzysztof Kononowicz, urodziłem się dnia 23 stycznia 1963 roku w Kętrzynie. Mam matkę, mam brata. Tatuś nie żyje, jest w niebie teraz i stamtąd patrzy, jak ja kandyduję na prezydenta miasta Białegostoku - te słowa znają dziś miliony Polaków. Jeden człowiek wypowiedział publicznie swój program naprawy miasta, a na ustach setek innych znalazły się słowa manifestu „nie będzie biurokractwa, nie będzie bandyctwa”. O mocy i znaczeniu tego wezwania Krzysztof Kononowicz opowiadał Wirtualnej Polsce.
Poprzyj mnie pan, nie pożałujesz
Krzysztof Kononowicz o wyścigu po fotel prezydencki marzył już przed wyborami samorządowymi w 2002 roku. Niestety, za późno zgłosił się do rejestracji kandydatów. W tym roku zainteresował się nim Komitet Podlasia XXI wieku. Kogoś takiego szukaliśmy. On nie bał się tego wyzwania, tak jak niektórzy nawet wykształceni ludzie – mówił Wirtualnej Polsce pełnomocnik i rzecznik prasowy Kononowicza, Adam Czeczetkowicz. W przygotowaniu programu wyborczego daliśmy mu wolną rękę, ja tylko zrobiłem małą korektę. Potem z pomocą przyszła białostocka telewizja Jard. To ona opublikowała pierwszy spot wyborczy Krzysztofa Kononowicza, który później jakiś nastolatek zamieścił w internetowym serwisie YouTube.
43-letni Krzysztof Kononowicz z wykształcenia jest mechanikiem kierowcą. Choć od 12 lat jest bezrobotny, imał się różnych profesji. Był palaczem, kierowcą i pracownikiem gospodarczym w Urzędzie Miasta Białegostoku. I to w urzędzie zobaczył, jak to określił „burdel i pijaństwo”. Między innymi dlatego postanowił wystartować w wyborach na prezydenta Białegostoku. Chciał zmienić, zmienić wszystko. Swój kierowniczy zapał ujawnił już jako ścigany przez milicję wiceprzewodniczący lokalnej Solidarności czy przewodniczący komitetu kanalizacji przy ulicy Szkolnej, przy której mieszka. Chęć zarządzania pokazał też, składając swoje cv na stanowisko szefa policji w Białymstoku. Poprzyj mnie pan, nie pożałujesz – powiedział komendantowi. Niestety Kononowiczowi brakowało kwalifikacji. Tak to właściciel drewnianego domku i dostawczego auta marki Lublin zajął się głównie hodowlą swoich pięciu świń i opieką nad mamusią, którą co rusz atakowali miejscowi chuligani.
To nie ja to wymyślił
Już ponad 4 miliony osób zobaczyło sławetny spot wyborczy w serwisie YouTube. Nic więc dziwnego, że setki Polaków na dobre przyswoiło sobie wyrażenia, których Kononowicz stał się nieświadomym zapewne popularyzatorem. Wystarczy wymienić formuły: „żeby nie było bandyctwa, żeby nie było złodziejstwa, żeby nie było niczego”, „nie będzie biurokractwa, nie będzię łachmaństwa” czy „ja się nie dziwię się”. Takie słownictwo jest tu na porządku dziennym u ludzi starszych i z niższym wykształceniem – mówił Wirtualnej Polsce Adam Andrzejewski, mieszkaniec Białegostoku i członek Centrum Badań Społeczno-Marketingowych, które ma zbadać popularność Kononowicza. Podobnego zdania jest autorka wielu tekstów o podlaskim kandydacie, Anna Mierzyńska z „Gazety Współczesnej”: To może funkcjonować wśród niewykształconych ludzi. Ale jeśli ludzie tak mówili, to mówią dalej. Nie sądzę, że to przez Kononowicza.Andrzejewski twierdzi jednak, że młodzież chętnie wplata
rozpropagowane przez Kononowicza zwroty do swojego języka. Często mówią „żęby nie było niczego” albo używają formy gramatycznej z podwójnym „się”, na przykład „się będzie się” czy „się stało się” – opowiadał.
Na pytanie o pochodzenie słów takich jak biurokractwo czy bandyctwo, Wirtualnej Polsce odpowiedział już sam Konowicz: To nie ja to wymyślił, to życie napisało… że młodzież nie ma pracy, że napadają, to życie samo napisało. A tak były kandydat na prezydenta Białegostoku zdefiniował te pojęcia: Bandyctwo, to jest to, że ludzie pijani, napadają, człowiek na człowieka i okradają. Piją alkohol, a powinni mleko pić. A biurokractwo to wydzieranie pieniędzy od człowieka. Od człowieka biednego, bogaci ludzie wydzierają pieniędzy. I nie mają biedni ludzie z czego żyć. I trzeba tych biurokratów wygnać.
A jak zaradzić temu biurokractwu i bandyctwu? – zapytaliśmy pana Krzysztofa. Iść drogą uczciwą, sprawiedliwą, rzetelną, godną. Tak jak ja idę. Ja na pieniążki się nie łakomię– tłumaczył. I sale gimnastyczne trzeba dla młodzieży budować, bo chłopcy jak dęby, a dziewczynki jak kwiatuszki piękne. Żeby młodzież miała gdzie uprawiać sport. To przestaną napadać. Bo młodzież ma za dużo naładowaną energię, a na sali rozładuje swój akumulator. I powinni mleko pić, nie alkohol. Sport i rozrywka…i to im wystarczy… Ja na przykład kiedyś lubiałem w warcaby grać – opowiadał Kononowicz.
Słowa, co nie idą na wiatr
Apel o zaprzestanie bandyckich i biurokratycznych poczynań stał się tak popularny, że tylko w Internecie doczekał się kilkuset wiernych cytowań. Znalazł sobie też autorytatywne miejsce w netykiecie. „I żeby na forum nie było bandyctwa, złodziejstwa i niczego” – czytamy w regulaminie jednego z forów internetowych. W hołdzie „Kononowi” i jego ideom studenci z Poznania nagrali też hip-hopowy utwór „Nie będzie niczego”.
Z hasłem „bandyctwo” Kononowicz zgrabnie wpasował się w rozdmuchany po śmierci nastolatki z Gdańska temat przemocy w szkole. Jesień 2006 roku zasypała nas informacjami o gimnazjalistach-chuliganach, którzy biją słabszych kolegów, wymuszają pieniądze i molestują swoje koleżanki.
I jakby na znak Kononowicza młodziutkie Centralne Biuro Antykorupcyjne zaczęło odnotowywać pierwsze powodzenia swojej walki z łapówkarstwem i okradaniem. Na początku grudnia schwytało dwóch pryncypałów, którzy ograbili zakłady tłuszczowe na kwotę 140 mln zł. Później zatrzymało policjanta uwikłanego w korupcję i układy z gangsterami.
Paradoksalnie balast biurokractwa spadł na barki samego Kononowicza i jego pełnomocnika. Błyskawiczna sława Białostoczanina uruchomiła nielegalny handel artykułami z podobizną pana Krzysztofa. W Internecie zaroiło się od koszulek, kubków i innych gadżetów sygnowanych hasłem „Kononowicz”. W Sieci można było kupić nawet oryginalną zapalniczkę Krzysztofa Kononowicza, który… nigdy papierosów nie palił. Adam Czeczetkowicz postanowił ukrócić poczynania chytrych sprzedawców. Zapowiedział skierowanie spraw do sądu. Szczwani przedsiębiorcy ucichli, a pełnomocnik podlaskiej gwiazdy przechwycił pałeczkę. Nawiązał współpracę z białostocką firmą, która rozpoczęła produkcję legalnych gadżetów markowanych nazwiskiem cyberbohatera: koszulek, smyczy i kubków. Ale ja na tym nic nie zarabiam. Zysk idzie na konto pana Krzysztofa– tłumaczył Wirtualnej Polsce Czeczetkowicz. Internetowy idol żalił się, że dziennikarze posądzają jego pełnomocnika o nieuczciwy zysk. To jest bandyctwo. On mnie nie okrada – mówił.
Kononowicz cieszy się, że jego powiedzenia są popularne i że weszły do codziennego języka. Oni mnie popierają, a to dlatego, że moje słowa nie idą na wiatr – wyjaśniał.
Trzeba się zastanowić się
Jeden adres w Internecie i zainteresowanie dziennikarzy sprawiły, że prosty bezrobotny w ciągu kilku tygodni stał się swoistą ikoną popkultury. I choć, jak stwierdziła Anna Mierzyńska, Białostoczanin jest bardziej popularny w mediach niż we własnym mieście, interesują się nim i sąsiedzi z naprzeciwka, i mieszkańcy odległych zakątków Polski. Ludzie za mną szaleją, chcą mnie, śpiewają „Sto lat” – opowiadał były kandydat. Nie raz zdradzał też, że marzy mu się sława na miarę Lecha Wałęsy. Na pytanie, czy wystartuje w przyszłości w wyborach na prezydenta Polski, odpowiedział: Trzeba się zastanowić się. Ale jak tu nie startować, jak ludzie uważają, że ja jestem najlepszy kandydat na prezydenta RP?
Jeśli wziąć pod uwagę oryginalność słownictwa, jakim posługuje się Krzysztof Kononowicz, to słynne „nie chcem, ale muszem” autorstwa prezydenta Wałęsy daje kandydatowi z Podlasia szansę na karierę polityczną. Przy całej gamie prześmiewczych reakcji na postać Białostoczanina nie można też odmówić Kononowiczowi prostoty języka, która z pewnością liczy się dla elektoratu. Ja w bawełnę nie zawijam, nie zawijam nitkę na palec. Mówię prostymi słowami – tłumaczył superbohater. I może właśnie to „nie zawijanie” sprawia że, jak napisał Internauta, „on mówi bardziej zrozumiale niż bracia Kaczyńscy”.
Andrzej Kędzierawski, Wirtualna Polska
W przygotowaniu tekstu zostały wykorzystane artykuły z "Gazety Współczesnej" i "Kuriera Porannego", materiał filmowy ze strony YouTube oraz informacje Polskiej Agencji Prasowej.