Biskup Pieronek: Papież dodawał nam otuchy
Gdy na przełomie lat 1982-83 większość zwątpiła, że "Solidarność" jako związek zawodowy ma jeszcze jakiś sens, jakąś rolę do odegrania, papież dodawał nam otuchy, zachęcał do cierpliwości - wspomina w rozmowie bp Tadeusz Pieronek.
17.08.2005 | aktual.: 17.08.2005 19:50
PAP: Przed sierpniem 1981 r. wydawało się, że legalizacja wolnych związków zawodowych, 21 postulatów to mało realne żądania...
Bp Tadeusz Pieronek: Wtedy po przeżyciu wielu lat w systemie komunistycznym nikt zdrowo myślący nie wierzył, że sprawy mogą przybrać taki obrót. Solidarność w znaczeniu moralnej odpowiedzialności ludzi za to, co jest i co może się zdarzyć, rodziła się przez długie lata jako pewna postawa społeczna. Dopiero później "Solidarność" odniosła sukces jako związek zawodowy.
System bardzo dużo obiecywał, ale obietnicy nie dotrzymywał. W pierwszych latach były różne miraże, byli wrogowie, których trzeba było zwalczyć. Przecież w odczuciu społeczeństwa ci, którzy doszli do władzy, mieli bardzo wielkie zasługi w walce z okupantem. Trzeba było czasu, zanim społeczeństwo zorientowało się, że toczy się sprytna gra, że eliminuje się przeciwników, wprowadza się ideologię, której założeniem była nierówność między ludźmi. Jedynymi, którzy mieli wszystko, były elity partyjne.
Wprowadzało się element walki klas, czyli różnicowania społeczeństwa, eliminacji wroga. Zawsze tym, który ponosił winę za zło dziejące się w kraju, był wróg. Albo wewnętrzny, klasowy, albo zewnętrzny. Trzeba było lat, całych lat - była przecież faza względnego dobrobytu za Gierka - żeby społeczeństwo jako pewna całość rozszyfrowało ten system, poczuło, że jest oparty na kłamstwie, na deptaniu godności ludzkiej. To był długi proces.
Pierwsza wizyta Jana Pawła II w Polsce i jego słynne słowa "Niech zstąpi duch Twój...." to był punkt zwrotny?
Bp Pieronek: W roku 1979 Papież przyjechał do Polski i uświadomił ludziom - nie w sposób nachalny, polityczny, ale z dużą godnością i wyczuciem taktu również w stosunku do władz - że są rzeczy, których ludziom odmawiać nie wolno: głównie wolności. Oczywiście (chodzi też) o poszanowanie godności, a w tym wszystkim mieści się sprawa prawdy, zniesienia cenzury, zapewnienie pewnego dobrobytu czy minimalnej płacy, która byłaby godna człowieka.
System zawalił się z dwóch przyczyn: niewydolności ekonomicznej i braku poszanowania dla godności człowieka w różnych aspektach.
Polska była szczególnym miejscem w strefie wpływów ZSRR w znacznej mierze dzięki temu, że sytuacja Kościoła była lepsza niż w innych krajach tego obszaru: Kościół, mimo różnych szykan, mógł więcej.
Bp Pieronek: To jest prawda, że Polska miała swoją drogę wytyczoną przez siłę wewnętrzną Kościoła, który potrafił zdobywać pozycje, gromadząc wokół siebie rożnymi sposobami społeczeństwo. Później w latach, gdy już dochodziło do strajków, stał się największą siłą opozycyjną.
Od lat 70. rozmowy między Kościołem a państwem miały charakter ciągły. Był to w jakimś sensie także kamuflaż, mający świadczyć o dobrej woli państwa. Okazał się on jednak niewystarczający. Kiedy doszło do tego, że społeczeństwo było na tyle wzburzone i na tyle mądre, że już nie sposób było go dalej oszukiwać, to takie wydarzenia jak pierwsza wizyta Papieża i polski Sierpień to były momenty, które zadecydowały o tym, że państwo już nie miało wyjścia, musiało sięgnąć po broń, co zresztą robiło już wcześniej. Okazało się jednak, że to nie jest żadna droga i zaczęło się pokojowe, dzięki Bogu, dochodzenie do porozumienia. Ustępstwa, które okazały się śmiertelne dla systemu.
Rozmawiając o Sierpniu 1980 r. Jan Paweł II powiedział do swego osobistego sekretarza i przyjaciela, dziś arcybiskupa Stanisława Dziwisza: Obyśmy tej szansy nie zmarnowali!
Bp Pieronek: Papież był przekonany, że nadszedł moment, w którym jest szansa na rozstrzygnięcia ważne dla wszystkich Polaków. Gdy nastał stan wojenny, byłem - na przełomie lat 1982-83 - u papieża w małej grupce ludzi "Solidarności". Była to chwila, w której w Polsce już mało kto wierzył w sensowność związku zawodowego "Solidarność". Niewielu wierzyło, że związek ma jeszcze coś do powiedzenia; w to, że ma przed sobą przyszłość. Jednak papież dodawał nam otuchy. Powiedział wtedy do tej małej grupki solidarnościowców, że trzeba dużo cierpliwości, bo to wszystko ma sens. Ma sens solidarność jako postawa, jako zryw społeczny, jako ruch społeczny i ma sens jako związek zawodowy.
Legalizacja związku zawodowego to było mimo wszystko oddanie części, ale jednak dużej części władzy.
A dziś z perspektywy prawie ćwierć wieku od Sierpnia 1980, jakie refleksje nasuwają się księdzu biskupowi na temat znaczenia tych wydarzeń dla Polski?
Bp Pieronek: Te słowa Papieża, o których pan wspomniał, "obyśmy tej szansy nie zmarnowali !", to jego pragnienie spełniło się. Mimo wszelkich zastrzeżeń jesteśmy jednak w zupełnie innym kraju, który ma, oczywiście, problemy. Ma je po prostu dlatego, iż ludzie sądzili, że można zmienić sytuację w kraju, nie zmieniając jednocześnie siebie. Musi powstać nowa świadomość społeczeństwa obywatelskiego, w którym każdy z nas będzie widział swoje miejsce. Będzie umiał odpowiadać za to, co robi. I będzie potrafił dokładać do tego dobra wspólnego swoją pracę. Tej solidarności i tej odpowiedzialności, również za państwo, dzisiaj w społeczeństwie nie ma.
Czy podziela ksiądz biskup przekonanie, że po to, aby się ta odpowiedzialność stałą cechą naszego społeczeństwa, trzeba zmiany pokoleń?
Bp Pieronek: Nie twierdzę, że solidarności czy odpowiedzialności nie ma wcale. Trzeba jednak zmiany pokoleń. Wejście do Unii Europejskiej jest jakimś sprawdzianem. Wykaże on, czy jesteśmy społeczeństwem obywatelskim.
Afery korupcyjne? To jest problem. Nie dziwię się jednak, że są. To logiczny skutek wszelkiego rodzaju zaniedbań. W demokratycznych krajach, gdzie systemy kontroli funkcjonują jak należy, korupcji jest nieporównanie mniej. Jestem jednak optymistą i Panu Bogu dziękuję za to, że po latach, które upłynęły od powstania "Solidarności", jestem człowiekiem żyjącym w kraju wolnym i niepodległym. Życzę całemu społeczeństwu poczucia wdzięczności wobec związku "Solidarność", ludzi, którzy poświęcili więcej niż przeciętny Polak. I odpowiedzialności za to, jaka będzie przyszłość.
Gdyby ksiądz biskup miał wyrazić na zakończenie swą refleksję rocznicową w dwu zdaniach?
Bp Pieronek: Pragnę odwołać się do nadziei. Wyrazić nadzieję, że sprawy Polski będą coraz bardziej w rękach ludzi, którym zależy nie tylko na własnej kieszeni, ale na dobru całego społeczeństwa.
Rozmawiał Mirosław Ikonowicz