Biskup chce, by organiści podciągnęli się ze śpiewu
Dolnośląskim parafiom brakuje dobrych muzyków. O organistę grającego za "Bóg zapłać" dziś trudno. Ogłoszenia w prasie dotyczące zatrudniania muzyków, którzy zadbaliby o oprawę mszy świętych, to już codzienność.
16.09.2009 | aktual.: 17.09.2009 14:25
Chętnych nie ma wielu. Dlatego biskup ze Świdnicy postanowił wykształcić nowych organistów i douczyć tych, których gra pozostawia wiele do życzenia. Tworzy w swej diecezji studium dla muzyków. Bogusław Janas, organista w katedrze świdnickiej, gdzie są jedne z największych i najpiękniejszych organów na Dolnym Śląsku, przekonuje, że nie ma nic piękniejszego od dźwięku organów w kościele. - Gra na nich sprawia, że katedra drży. To niesamowite uczucie i żaden inny instrument nie stworzy takiej atmosfery - mówi.
Parafia św. Augustyna we Wrocławiu ma dwóch organistów. Ks. Jerzy Kibała przyznaje, że o ich umiejętnościach najczęściej dowiaduje się chodząc po kolędzie. - Opinie są bardzo różne i czasami skrajne. Ja uważam, że obaj są dobrzy. Zresztą raz do roku mają w diecezji spotkania, na których się uczą - tłumaczy.
O wykwalifikowanych muzyków wcale nie jest łatwo. Przede wszystkim dlatego, że organiści zarabiają niewiele. Tylko największe kościoły zatrudniają ich na etacie. Średnia stawka to 2 tys. zł brutto. W mniejszych parafiach zasadą jest, że organista gra i śpiewa za "Bóg zapłać". Dawniej organista był osobą poważaną, miał prawo do służbowego mieszkania, tzw. organistówki, kawałka ogrodu parafialnego i pola. Wypiekał też opłatki i rozprowadzał je, a dochód z nich należał do niego.
- Ale to nie wszystko, bo za grę i prowadzenie śpiewu podczas mszy otrzymywał procent od intencji. Pracował w parafii, prowadził chóry i miał na utrzymaniu rodzinę - opowiada Henryk Wasilewski, emerytowany organista z Kłodzka. - Ale to się skończyło. Zostało kilka groszy za mszę i to, co ludzie dadzą. Ale z drugiej strony organista dostaje pieniądze za grę na ślubach czy pogrzebach. Stawka za ślub to od 100 do nawet 300 zł.
Czy studium dla organistów problem rozwiąże? Pewnie nie całkiem, co pokazuje przykład diecezji legnickiej. Mimo że działa tu od 15 lat Diecezjalne Studium Organistowskie, wykwalifikowanych muzyków jest niewielu. Co roku naukę rozpoczyna ponad 40 osób, jednak wytrwałości starcza nielicznym. Efekt? Rocznie mury studium opuszcza 4-5 absolwentów. A parafii w diecezji jest ponad 250.
- Przez wiele lat w czasach PRL nie było szkół dla organistów, stąd teraz nie da się szybko nadrobić wieloletniej przerwy w kształceniu, które wymaga indywidualnych lekcji - mówi ks. Piotr Dębski, dyrektor studium. Kapłan przyznaje, że organiści amatorzy robią nieraz więcej szkody niż pożytku, bo poziom gry, jaki reprezentują, jest mizerny. A w czasie mszy liczy się nie tylko umiejętność gry, ale też repertuar odpowiednio dobrany do kalendarza liturgicznego.