Binienda domyśla się skąd pochodzą "ładunki wybuchowe" w Tu-154. Nawiązuje do Katynia
W raporcie technicznym podkomisji smoleńskiej czytamy, że główną przyczyną katastrofy prezydenckiego tupolewa były dwie eksplozje. Szef komisji Wiesław Binienda twierdzi, że domyśla się, skąd pochodzą ładunki wybuchowe, które miały zostać zdetonowane nad Smoleńskiem.
- Cały czas zastanawiamy się, jakie ładunki wybuchowe mogły zostać użyte. (...) Problem polega m.in. na tym, że wiele krajów produkuje specyficzne materiały używane potem przez służby, lecz do wielu z tych substancji nie mamy dostępu - powiedział w rozmowie z "Gazetą Polską" Binienda.
Ekspert komisji Macierewicza zdradził, że "domyśla się na terytorium którego państwa umieszczono w samolocie te ładunki". Przestrzega jednak przed pochopnym wyrokowaniem, kto dopuścił się "zamachu" na polski samolot. Opisując tę kwestię, Binienda odwołał się do historii.
- Przypomnę, że polscy oficerowie pomordowani w Katyniu przez Sowietów zostali zabici przy użyciu niemieckiej amunicji - powiedział enigmatycznie.
Zobacz także: „Apel pamięci. Obchody 8. rocznicy katastrofy smoleńskiej
Prof. Binienda wspomniał również, że teorię o wybuchu potwierdzają ustalenia archeologów, którzy zbadali miejsce katastrofy. Jak twierdzi, naukowcy znaleźli tam odłamki maszyny z "mikrokraterami".
Ekspert oszacował, że podkomisja potrzebuje jeszcze co najmniej roku na ukończenie prac i dokonanie ostatecznych ustaleń. Podkreślił, że wspomniany okres mogą wydłużyć niespodziewane zdarzenia, jak nieudany eksperyment czy niedawna awaria serwerów MON, przez którą komisja przez dwa tygodnie nie miała dostępu do poczty elektronicznej.
Na początku miesiąca prof. Wiesław Binienda podkreślił, że podkomisja dysponuje niezbitymi dowodami na wybuchy w kadłubie oraz lewym skrzydle maszyny. Stwierdził również, że niedługo po katastrofie ktoś przenosił szczątki samolotu na miejscu zdarzenia.
Źródło: "Gazeta Polska"
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl