Bin Laden współpracował z Iranem? Dokumenty rzucają nowe światło
Ujawnienie ostatniej transzy dokumentów Osamy bin Ladena przyniosło więcej niż tylko rewelacje, że był miłośnikiem japońskich gier komputerowych. Według niektórych analityków, archiwum zawiera dowód potwierdzający związki al-Kaidy z Iranem. I to w momencie, kiedy wpływowi gracze lobbują za znacznie ostrzejszą linią wobec Iranu.
03.11.2017 | aktual.: 03.11.2017 16:24
Spośród 470 tysięcy opublikowanych w środę plików, kluczowy może okazać się jeden. To 19-stronicowy, nieprzetłumaczony jeszcze dokument, stanowiący omówienie stosunków organizacji Bin Ladena z Iranem. Od dawna wiadomo było, że dwie strony, formalnie stojące po przeciwnych stronach konfliktu między szyitami i sunnitami, łączyły dość ambiwalentne relacje. Mimo ideologicznych różnic, przywódca al-Kaidy stwierdził kiedyś, że Iran jest dla grupy "główną arterią dla przepływu funduszy, personelu i komunikacji".
Nowy dokument sugeruje, że relacje te, choć burzliwe i pełne wzlotów i upadków, mogły być bliższe, niż się spodziewano. Anonimowy autor pisma znalezionego na komputerze bin Ladena - prawdopodobnie wysoko postawiony członek al-Kaidy - opisuje m.in. jak Iran zaoferował niektórym "saudyjskim braciom" z al-Kaidy "wszystko czego chcieli", w tym pieniądze, broń i szkolenie w obozach Hezbollahu w Libanie. Odpłatą za tę dobroć miało być uderzenie w "amerykańskie interesy w Arabii Saudyjskiej i Zatoce Perskiej". Dokument mówi też o tym, jak jeden z ideologów grupy, Abu Hafs al-Mauritani, wynegocjował z władzami Iranu schronienie dla terrorystów. I choć później sunniccy radykałowie pogwałcili warunki porozumienia, co sprokowało kryzys w w relacjach, to ostateczny wniosek jest jeden: "nie jesteśmy na wojnie z Iranem", a oba obozy łączą wspólne interesy w walce ze wspólnym wrogiem - USA.
Dokumenty z Abbottabadu w dużej mierze potwierdzają to, co już wiedzieliśmy. Widać z nich, że relacje między Iranem i al-Kaidą były skomplikowane. Obie strony potrafiły współpracować mimo różnic ideologicznych, choć na pewno nie są to sojusznicy. Al-Kaida nigdy nie była sterowana przez Iran - mówi WP dr Marcin A. Piotrowski, analityk PISM i były dyplomata. - Iran traktował obecność członków al-Kaidy na swoim terytorium instrumentalnie, np. jako kartę przetargową w swoich stosunkach z państwami arabskimi - dodaje.
Ale publikacja dokumentów bin Ladena budzi pewne kontrowersje. Wiążą się one z amerykańskim think-tankiem Fundacja na rzecz Obrony Demokracji (FDD), któremu z wyprzedzeniem udostępniono pliki z Abbottabad. To ona jako pierwsza wyłuskała z setek tysięcy dokumentów ten dotyczący Iranu. To nie bez znaczenia, bo FDD to obecnie jedna z najbardziej wpływowych organizacji posiadająca bliskie kontakty z ludźmi administracji Trumpa. Od dawna lobbuje za zerwaniem porozumienia atomowego z Iranem, a niektórzy jej członkowie wysuwali argumenty za zmianą reżimu w Teheranie.
Według krytyków, opublikowanie dokumentów w tym kontekście i klimacie może przypominać dynamikę sprzed wojny w Iraku, kiedy "jastrzębie" w administracji Busha starały się wykazać związki między al-Kaidą a reżimem Sadama Husajna, by uzasadnić inwazję na Irak. Były one bardzo wątłe i opierały się na ukrywaniu się w Iraku Abu Musaba al-Zarkawiego, wówczas drugorzędnego terrorysty, a później ojca założyciela Państwa Islamskiego.
"Ten kontekst sprawia, że to, co normalnie byłoby pozytywnym aktem transparentności, dziś wygląda znacznie mniej szczere i wydaje się służyć wyraźnemu celowi Białego Domu, by podważyć porozumienie atomowe z Iranem i potencjalnie przygotować ścieżkę dla konfliktu z Iranem" - stwierdził Ankit Panda, publicysta portalu The Diplomat.
Ale według Piotrowskiego może to być zbyt daleko posunięta teza.
- Na pewno nie jest to przypadek, że te dokumenty w pierwszej kolejności trafiły do ekspertów FDD. Można to traktować jako kolejny dowód na to, że polityka obecnej administracji wobec Iranu się zaostrza. Nie jest jednak pewne, na ile nowe dokumenty mogą wpłynąć na kongresmenów, którzy będą głosowali w sprawie nowych sankcji wobec Iranu i dalszego udziału USA w porozumieniu nuklearnym - mówi ekspert.