Biden o "punkcie zwrotnym". Trump reaguje, strasząc III wojną światową

Czwarte i ostatnie wystąpienie prezydenta Joe Bidena przed światowymi przywódcami w Nowym Jorku właśnie się skończyło. Prezydent USA potępił inwazję na Ukrainę, podkreślił wagę pomocy dla tego kraju i żartował z własnego wieku. Szczyt odbywa się w cieniu kampanii prezydenckiej i jest w niej wykorzystywany. Donald Trump już straszy kolejną wojną światową.

Prezydent USA Joe Biden w trakcie przemówienia na szczycie Organizacji Narodów Zjednoczonych
Prezydent USA Joe Biden w trakcie przemówienia na szczycie Organizacji Narodów Zjednoczonych
Źródło zdjęć: © PAP | PAP/EPA/JUSTIN LANE
Mateusz Ratajczak

Wystąpienie pożegnalne - tak amerykańskie media i komentatorzy określają przemówienie prezydenta Joe Bidena na szczycie Organizacji Narodów Zjednoczonych w Nowym Jorku. Podkreślają, że wciąż urzędujący prezydent spędził ponad 50 lat na arenie międzynarodowej (zaczynając jako senator, w tym i przewodniczący Komisji Spraw Zagranicznych, a później jako wiceprezydent i ostatecznie prezydent kraju) i dlatego wykorzystał okazje, by podsumować własne osiągnięcia.

- Głęboko wierzę, że znajdujemy się w kolejnym punkcie zwrotnym w historii świata. Wybory, które podejmiemy dziś, zadecydują o naszej przyszłości - powiedział Biden.

Obecny prezydent USA przemawiał czwarty i właśnie ostatni raz w tej roli. Największą część wystąpienia poświęcił tematyce bezpieczeństwa i światowego pokoju. Zapewnił, że USA nie odwrócą się od Europy Wschodniej - dalej będą pomagać Ukrainie, dalej będą zapewniać bezpieczeństwo krajów bałtyckich.

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

"Wojna Putina zakończyła się porażką"

- Wojna Putina zakończyła się porażką - przekonywał. Dostawy i pomoc mają docierać tak długo, dopóki Ukraina nie osiągnie "trwałego pokoju". Kluczowe pytania w tej sprawie, czyli jak i kiedy miałby zostać osiągnięty pokój, pozostają bez odpowiedzi.

- Chciał zniszczyć Ukrainę, ale Ukraina jest nadal wolna. Chciał osłabić NATO, ale NATO jest większe, silniejsze i bardziej zjednoczone niż kiedykolwiek wcześniej, z dwoma nowymi członkami, czyli Finlandią i Szwecją. Nie możemy się poddać. Świat stoi teraz przed kolejnym wyborem. Czy będziemy kontynuować wsparcie, aby pomóc Ukrainie wygrać tę wojnę? - pytał. - Czy odejdziemy i pozwolimy na odnowienie agresji oraz zniszczenie kraju? - podkreślał.

- Nie możemy odwrócić wzroku i nie przestaniemy wspierać Ukrainy, dopóki nie wygra sprawiedliwego i trwałego pokoju zgodnego z Kartą Narodów Zjednoczonych - mówił.

Trzeba tutaj jednak powiedzieć wprost: prezydent USA nie przedstawił wizji zakończenia dla żadnego z trzech trwających w tej chwili konfliktów - w Gazie, Ukrainie i Sudanie (o którym sam Joe Biden wspominał wielokrotnie podczas przemówienia).

A stan gry dla amerykańskiego prezydenta wcale nie jest łatwy. Gdy w 2021 roku wprowadzał się do Białego Domu, zapewniał o konieczności "powrotu Ameryki" do światowej czołówki po latach prezydentury Donalda Trumpa. Dowodem na przywództwo miało być rozwiązywanie między innymi światowych konfliktów.

Efekty? W brak trwałego zawieszenia broni między Izraelem a Hamasem - a jesteśmy po niemal roku od rozpoczęciu walk. Trwająca wymiana pocisków na granicy izraelsko-libańskiej grozi wybuchem kolejnej wojny na Bliskim Wschodzie. Z kolei wojna między Rosją a Ukrainą trwa już trzeci rok.

- Dyplomatyczne rozwiązanie konfliktu w Gazie wciąż jest możliwe. W rzeczywistości, pozostaje jedyną drogą do trwałego bezpieczeństwa - powiedział Biden, krytykując otwarcie przemoc Izraela wobec niewinnych Palestyńczyków na Zachodnim Brzegu.

"Miliony ludzi na krawędzi głodu"

Biden dodał, że Gaza "nie jest jedynym konfliktem, który zasługuje na oburzenie". Wskazał, że Sudan pogrąża się w wojnie domowej, "w której miliony ludzi stoją na krawędzi głodu, a setki tysięcy już go doświadczają".

Prezydenta USA przybył do Nowego Jorku w poniedziałkowy wieczór i według planów ma spotkania między innymi z sekretarzem generalnym ONZ António Guterresem. Przy okazji szczytu powita również światowych przywódców obecnych na miejscu, w tym i Andrzeja Dudę.

Prezydent RP Andrzej Duda z ministrem spraw zagranicznych RP Radosławem Sikorskim (2L) i szefem Biura Polityki Międzynarodowej w KPRP Mieszkiem Pawlakiem (2P) podczas debaty generalnej 79. sesji Zgromadzenia Ogólnego ONZ w Nowym Jorku.
Prezydent RP Andrzej Duda z ministrem spraw zagranicznych RP Radosławem Sikorskim (2L) i szefem Biura Polityki Międzynarodowej w KPRP Mieszkiem Pawlakiem (2P) podczas debaty generalnej 79. sesji Zgromadzenia Ogólnego ONZ w Nowym Jorku.© PAP | PAP/Leszek Szymański

W środę o godzinie 17.30 czasu lokalnego (czyli 23.30 czasu polskiego) Andrzej Duda z żoną wezmą udział w przyjęciu wydawanym przez prezydenta Stanów Zjednoczonych Ameryki z okazji 79. sesji Zgromadzenia Ogólnego Narodów Zjednoczonych. Wydarzenie zorganizowane będzie w znanym nowojorskim muzeum - Metropolitan Museum of Art.

Z perspektywy USA wrześniowy szczyt Organizacji Narodów Zjednoczonych upływa w cieniu prezydenckiej kampanii wyborczej. I tak na przykład były prezydent Donald Trump według planów wygłosi we wtorek przemówienie na temat podatków i przemysłu podczas wizyty Georgii (jednym z kluczowych stanów dla ostatecznego wyniku wyborów).

Z kolei obecna wiceprezydent i kandydatka Kamala Harris planuje przemówienie w Pensylwanii (kolejnym ważnym stanie). I Trump, i Harris skupiają się na tematach gospodarczych, kosztem np. wątku bezpieczeństwa międzynarodowego.

W tym wypadku podział jest jasny. Jeżeli w listopadowych wyborach prezydenckich zwycięży wiceprezydent Kamala Harris, to polityka zagraniczna prawdopodobnie będzie odzwierciedlać poglądy Joe Bidena i jego dotychczasowe działania.

Jeśli z kolei wygra były prezydent Donald Trump, oczywistym jest, że USA czeka powrót do jego odejścia. Po pierwsze Trump nie przywiązuje żadnej wagi do roli instytucji międzynarodowych (takich jak ONZ), po drugie jest przekonany o własnych możliwościach rozwiązania konfliktów.

Trump reaguje na przemówienie Bidena

Gdy tylko Joe Biden zakończył przemówienie do Zgromadzenia Ogólnego ONZ, sztab Donalda Trumpa wydał szybkie oświadczenie, ostrzegające o - jego zdaniem - konsekwencjach wyboru Kamali Harris.

"Za prezydentury Donalda J. Trumpa Iran był słaby, ISIS zostało wyeliminowane, Hamas został odcięty, w regionie Bliskiego Wschodu zapanował historyczny pokój, Rosja była pod kontrolą, a przez 18 miesięcy żaden amerykański żołnierz nie zginął w Afganistanie" - przekonują sztabowcy, cytowani przez dziennik "The Guardian".

"III wojna światowa jest pewna w prezydenturze Kamali Harris. Tymczasem prezydent Trump przywróci stabilność i pokój" - napisano dalej.

W tym krótkim fragmencie znalazło się jednak kłamstwo wypominane już Trumpowi przy okazji debaty prezydenckiej w Pensylwanii.

Wspomniany o 18-miesięczny okres, w którym nie zginęli amerykańscy żołnierze nie jest jego zasługą. W rzeczywistości, od marca 2020 do sierpnia 2021 roku żaden żołnierz z USA nie zginął w walce, ale połowa tego czasu przypada na prezydenturę Joe Bidena.

I tezy Joe Bidena spotkały się z kontrą.

Przemawiając na zgromadzeniu prezydent Turcji Recep Tayyip Erdogan (występował chwilę po Bidenie) powiedział, że Organizacja Narodów Zjednoczonych oraz wartości, których Zachód broni, "umierają" w Gazie, gdzie liczba ofiar wojny gwałtownie rośnie z dnia na dzień.

Erdogan: W Gazie nie umierają tylko dzieci. Umiera system ONZ

"W Gazie nie umierają tylko dzieci. Umiera system ONZ, umiera prawda, umierają wartości, umierają nadzieje ludzkości na życie w sprawiedliwszym świecie" - powiedział. Erdogan wezwał światowych liderów do powstrzymania planów izraelskiego premiera Benjamina Netanjahu na kontynuację wojny.

Recep Tayyip Erdogan w trakcie przemówienia na  79. sesji Zgromadzenia Ogólnego ONZ w Nowym Jorku
Recep Tayyip Erdogan w trakcie przemówienia na 79. sesji Zgromadzenia Ogólnego ONZ w Nowym Jorku© GETTY | Anadolu

W końcowej części swojego ostatniego przemówienia do Zgromadzenia Ogólnego ONZ Joe Biden odniósł się do decyzji o rezygnacji z walki o reelekcję. - Bycie prezydentem było największym zaszczytem w moim życiu - powiedział. - Tak bardzo kocham tę pracę, ale bardziej kocham mój kraj - dodał.

- Nigdy nie zapominajmy, że są rzeczy ważniejsze niż pozostawanie u władzy. To wasi ludzie są najważniejsi - powiedział do zebranych.

Z Nowego Jorku Mateusz Ratajczak, Wirtualna Polska

Źródło artykułu:WP Wiadomości
Donald Trumpusajoe biden
Wybrane dla Ciebie