Białorusini świętują prawosławne Boże Narodzenie
Uroczystą kolacją z obowiązkową kutią rozpoczną Białorusini w niedzielny wieczór wigilijny obchody prawosławnego Bożego Narodzenia, które zakończą się w dzień Chrztu Pańskiego 19 stycznia. Jest to przede wszystkim święto rodzinne.
06.01.2013 | aktual.: 06.01.2013 14:46
Wigilijny stół powinien być postny i zawierać 12 potraw, choć współcześnie nie wszyscy przestrzegają tej tradycji. Najważniejszym symbolem tej wieczerzy jest kutia, czyli gotowana kasza perłowa, doprawiana olejem.
- Tradycyjnie kutii nie wolno było próbować ani mieszać podczas gotowania. Zwyczaj ten symbolizował pełnię i całość - mówi folklorystka Tacciana Wałodzina z Instytutu Sztuki, Etnografii i Folkloru Narodowej Akademii Nauk Białorusi. - Urodziłam się w wiosce i jeszcze pamiętam, jak tam przyrządzano kutię. Mama wsypywała kaszę do garnka wieczorem poprzedniego dnia, a rano wstawiała do pieca. Tam gotowała się do obiadu bez mieszania.
Na białoruskiej wsi jedzono tego dnia wszelkie potrawy z grzybów, np. duszone grzyby z cebulą. Stawiano też na wigilijnym stole dania z warzyw, np. ogórków czy kapusty, ale tradycyjnie były one bardzo proste, nie zawierały wielu składników. Obowiązkowy jest kompot z suszonych gruszek - jedyne słodkie danie na wigilijnym stole.
- Współcześnie na Białorusi każda rodzina ma własny zestaw potraw wigilijnych. Ja gotuję kutię z pieczarkami. Ale oczywiście kosztuję ją podczas gotowania. Gotuję też śledzia pod szubą i kompot z owoców. Teraz podaje się dużo owoców, które ułatwiają osiągnięcie liczby 12 dań - mówi folklorystka.
Dawniej na wsi w kącie chaty, gdzie wisi ikona, składano sianko jako symbol ofiary na Boże Narodzenie i przykrywano je białym obrusem. Tam też stawiano garnuszek z kutią.
- W tradycji jak tylko pojawiały się pierwsze gwiazdy, gospodarz i gospodyni brali troszkę kutii na łyżkę i wołali: "Mrozie, mrozie, chodź jeść kutię. Latem nie jedz, siedź pod kłodą, a teraz chodź!". Tę odrobinę kutii odstawiano dla zmarłych przodków na osobnym spodeczku w kącie z ikoną. Akt ten podkreślał, że cała rodzinna powinna zebrać się razem: żywi i ci, którzy wcześniej mieszkali w chacie - tłumaczy Wałodzina.
Na Białorusi wigilijna wieczerza w odróżnieniu od tradycji w innych państwach przebiega wstrzemięźliwie i spokojnie. Nie pije się dużo alkoholu i nie śpiewa się. Nie rozdaje się też prezentów.
Swoistym prezentem było kiedyś przyjście do domu kolędników 7 grudnia. W całej Białorusi wykonywali oni pieśni, w których najczęstszym motywem były życzenia szczęścia, plonów i zdrowia. - Kolędnicy uosabiali posłańców wyższych sił. Jeśli nie trafili do którejś chaty, było to uznawane za zły znak - podkreśla Wałodzina.
W kilku miejscach na północy Białorusi w obwodzie witebskim, np. w wiosce Anoszki, zachował się też 7 stycznia szczególny obrzęd - Żeniaczka Ciareszki. Ciareszka to mityczna postać białoruskiego folkloru, według naukowców wywodząca się od starożytnego opiekuna ślubów. Nie występuje w innych obrzędach.
Tego dnia zbiera się we wsi cała młodzież, która z góry dobiera się w pary. Wyłania spośród siebie Ojca i Matkę, którzy siadają w kącie pod ikoną i odprawiają symboliczny ślub wszystkich par po kolei. - Każda para po "ślubie" rusza w pląsy. W końcu wszyscy siadają za stołem. To symboliczne zaślubiny całej młodej części społeczności, mające oznaczać początek czegoś nowego - mówi folklorystka.
Na Białorusi tradycyjnie spożywano na Boże Narodzenie trzy uroczyste wieczerze - w wigilię, w tzw. Wieczór Szczodry przypadający w noc z 13 na 14 stycznia (14 stycznia to Nowy Rok zgodnie z kalendarzem juliańskim) oraz przed Chrztem Pańskim, w noc z 18 na 19 stycznia, zamykającym obchody prawosławnego Bożego Narodzenia.
W tradycji ludowej, gdzie obchody Bożego Narodzenia mają wiele komponentów pogańskich i zwane są Kaliadami, zachował się w rejonie berezyńskim w wiosce Nowiny zwyczaj pożegnania z Kaliadami, obchodzony 21 stycznia.
- Uważano, że każde święto ma swoje materialne oblicze - może przyjeżdżać, więc trzeba je także odprawić w drogę powrotną. Białorusini wyprawiają Kaliady na dąb. Tego dnia kobiety przynoszą snop, który nazywają Kaliadą, i stawiają na sanki. Całą procesją jest ciągnięty za wioskę, gdzie rośnie dąb. Chłopiec wchodzi na drzewo i wciąga snop na sznurze. Jeśli spadnie, trzeba iść do innego dębu. Po powieszeniu wokół drzewa chodzi korowód - opowiada Wałodzina.
Kiedyś istniał też zwyczaj przeganiania Kaliad. Starym wiankiem zamiatano chatę, po czym kładziono na progu i rozrywano na trzy części ze słowami: "co się zszyło, niech się rozszyje, co się związało, niech się rozwiąże". Resztki wianka wrzucano do pieca lub wynoszono na rozstaje, symbolicznie wypędzając w ten sposób z chaty całą biedę.