Bezrobocie przez alimenty
Rodzice uchylający się od płacenia alimentów
winni są już państwu około 8 mld zł. Wielu z nich nie chce iść
do pracy, by komornik nie mógł ściągnąć długu - pisze "Życie
Warszawy".
04.07.2006 | aktual.: 04.07.2006 03:32
Po ponadrocznym obowiązywaniu ustawy o ściganiu dłużników alimentacyjnych wiadomo, że przepisy trzeba zmienić. Nie udało nam się skłonić do podjęcia pracy ani jednego człowieka, zalegającego z płaceniem alimentów - mówi Monika Waluśkiewicz, kierownik sekcji świadczeń rodzinnych Ośrodka Pomocy Społecznej w Chorzowie.
W około stutysięcznym mieście ponad jeden procent ma długi alimentacyjne od kilku do kilkudziesięciu tysięcy złotych. Wielu dłużników oficjalnie nie ma pracy. I - jak otwarcie mówią - nie opłaca im się legalnie pracować.
Regina Chrzanowska, kierowniczka Powiatowego Urzędu Pracy w Krośnie, jest zdania, że próby zaktywizowania takich bezrobotnych to walka z wiatrakami. Tylko w maju Urząd Pracy w Krośnie otrzymał z ośrodka pomocy społecznej listę stu osób, którym należałoby znaleźć zatrudnienie.
Nawet jeśli posiadają kwalifikacje zgodne z wymaganiami przedstawionymi w ofercie pracy, to podczas rozmowy z pracodawcą wzbraniają się przed zatrudnieniem, przychodzą na rozmowę podpici lub próbują wymusić na pracodawcy, żeby wpisał w karcie referencyjnej, że nie spełniają jego oczekiwań - mówi Chrzanowska.
Leszek Zięba, dyrektor Ośrodka Pomocy Społecznej w Chrzanowie, nie jest zdziwiony taką postawą. Zauważa, że jeśli dłużnik pójdzie do pracy, to komornik zajmie mu 60 proc. wynagrodzenia na poczet zaległych alimentów. Zakładając, że dostanie 1200 złotych brutto, to na rękę zostanie mu jakieś 300 złotych. Proszę sobie obliczyć, jakie pensje musieliby mieć ci ludzie, by zostawała im kwota umożliwiająca normalne przeżycie - dodaje dyrektor Zięba.(PAP)