PolskaBezkarny jak Ungier

Bezkarny jak Ungier

"Czy ministrem u prezydenta Kwaśniewskiego może być podejrzany? Okazało się, że tak. A oskarżony o przestępstwo? Również. Chodzi zresztą o tę samą osobę - Marka Ungiera" - pisze "Gazeta Wyborcza".

15.12.2004 | aktual.: 28.12.2004 12:08

"Osiem lat i miesiąc Marek Ungier był oskarżony o przestępstwa podatkowe. Przez ten czas sąd nie wydał wyroku. W końcu doszedł do wniosku, że minister popełnił czyn o znikomej społecznie szkodliwości. Uznał Ungiera winnym i warunkowo umorzył sprawę. Akta trafiły do sądowego archiwum. Odnalazł je tam reporter 'Gazety Wyborczej'" - podaje dziennik.

"Marek Ungier to od lat jeden z najbliższych współpracowników prezydenta Aleksandra Kwaśniewskiego. Szef jego gabinetu, sekretarz stanu w Kancelarii. Czy Kancelaria Prezydenta wiedziała, że zatrudnia osobę oskarżoną, a potem figurującą w Krajowym Rejestrze Karnym? Marek Ungier przez sekretarkę odesłał nas do biura prasowego" - czytamy w "Gazecie Wyborczej". Dyrektor biura Teresa Grabczyńska odpowiada: "Jestem zaniepokojona, nikt dotąd o to nie pytał. W moim przekonaniu nie. Chyba ma pan podstawy, by pytać?".

"Mam. 1 grudnia 1993 r. (Ungier był wówczas w SdRP szefem doradców szefa partii Aleksandra Kwaśniewskiego) żoliborska prokuratura wysłała do sądu akt oskarżenia przeciwko Markowi U. i Jackowi R., byłym członkom zarządu biura turystycznego Juventur. Odpowiedzieć mieli za naruszenie przepisów karno-skarbowych, bo w latach 1992-93 do Urzędu Skarbowego Żoliborz nie wpłynęło 900 mln starych złotych (90 tys. PLN) zaliczek pobranych na podatek dochodowy od pracowników spółki. To przestępstwo formalne, proste do udowodnienia" - informuje gazeta.

"Oskarżonym groziły dwa lata więzienia i grzywna. Ungier nie przyznał się do winy. Tłumaczył: 'po prostu nie mieliśmy z czego płacić', 'firma wymagała restrukturyzacji', 'chroniliśmy pracowników przed zwolnieniem'. Czy rzeczywiście Juventur nie miał pieniędzy? Ungier wyprzedawał wtedy nieruchomości należące do spółki za grube miliony. Na marginesie, w innym śledztwie prokuratura bada, czy nie ze szkodą dla Juventuru, bo poniżej ich wartości" - podaje "Gazeta Wyborcza".

"Lektura akt sądowych budzi grozę. Przez osiem lat było dziewięć rozpraw i trzy posiedzenia sądu. Sprawą zajmowało się trzech sędziów. Na każdą z rozpraw stawiał się inny prokurator. Na z górą cztery lata akta wpadły w czarną dziurę i nikt się nimi nie interesował" - pisze dziennik. (PAP)

Źródło artykułu:PAP
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)